Gdy mnie pytano, skąd wiem to i owo, robiłam wielkie oczy i odpowiadałam: „No, przecież to widać!”. Szybko wyrobiłam sobie opinię osóbki o niezwykłej intuicji.
Dostrzegałam je, odkąd pamiętam. Tabliczki informacyjne, które mężczyźni noszą na czołach. Nauczyłam się odczytywać z nich celne charakterystyki facetów, zanim w szkole poznałam „alamakota”. I robiłam to w mgnieniu oka – toż nie wypada wlepiać gał w czyjeś czoło.Wielu słów jeszcze nie znałam, więc nieraz nie rozumiałam, czego właściwie się dowiaduję… (Bo i co siedmiolatka może wiedzieć na przykład o dziwkarzach albo masochizmie, nawet jeśli sprawdzi definicję w słowniku?!). To była moja tajemnica.
Nikomu się nie zwierzałam, gdyż było jasne, że tylko ja widzę te tabliczki; a widzieć więcej, to ta sama parafia, co słyszeć głosy. Poza tym nieraz widniały na nich treści tak szokujące, że własna matka nie wierzyła – wciąż obrywałam za krytykowanie dorosłych. Ale, bezdyskusyjnie, tam stała prawda. Wprost i bez obsłonek, szczerze do bólu: na czerwono ostrzeżenia, na zielono informacje, na pomarańczowo pikantne ciekawostki.
Gdy podrosłam, zorientowałam się, że niektóre koleżanki również dysponowały podobną umiejętnością, choć w ograniczonym zakresie. Nie, tabliczek nie widziały. Nie odczytywały całej informacji, tylko jakoś docierała do nich ogólna treść komunikatu. Co wystarczało, aby ich życie było łatwiejsze niż życie innych dziewczyn. A wyglądało to mniej więcej tak:
– Dlaczego nie chcesz się umówić z Michałem?
– To palant!
– Ale dlaczego? Co ci zrobił?
– Nic nie zrobił i nie zrobi, bo żal tracić czas na palanta. Tobie też nie radzę!
reklama
Kiedyś zapytałam taką „wiedzącą”, skąd wie, że Michał to nieopłacalna inwestycja. Byłam ciekawa, czy mi powie, że on ma wypisane na czole: „Pajac. Nic z niego nie będzie”. Ale odparła tylko, że to po prostu widać. Odtąd i ja, gdy mnie pytano, skąd wiem to czy owo, robiłam wielkie oczy: „No, przecież to widać!”. Szybko też wyrobiłam sobie opinię osóbki o niezwykłej intuicji. Niezasłużoną, bo generalnie byłam tłumok, tyle że umiałam sprawnie odczytywać te tabliczki.
No i cóż… krew elfów może być w człowieku rozrzedzona bardziej lub mniej. Moje pokrewieństwo z elfami najwyraźniej było bliskie, gdyż tajemna zdolność wciąż się rozwijała. Wkrótce zaczęłam dostrzegać tabliczki na czołach osób na fotografiach w gazetach, a potem na czołach, które wyświetlał telewizor czy ekran komputera. Wreszcie napisy zaczęły świecić w ciemnościach, własnym światłem – nie sposób było nie przyjąć ostrzeżenia do wiadomości.
Niby było toto przydatne. Ale w istocie rujnowało życie. Nie było mowy, żeby sobie kogoś znaleźć do pary. Ba, nie wchodziły w grę nawet epizody ani układy bez zobowiązań. Pamiętam, jak próbowałam kochać się z facetem, który miał na czole pulsujący napis: „Lebiega, choć fajny w łóżku. Do trzydziestki będzie się trzymał, a potem się roztyje i klapnie”. Uciekłam.
A jakim problemem była praca... już nie mówię etatowa, tylko zwykła umowa na miesiąc, dwa. Doprawdy, nie sposób uczestniczyć w burzy mózgów, gdy na czole szefa świeci baner: „Uwaga, oszust i intrygant. Patrzeć na ręce, trzymać język za zębami”, a przez czoła kolegów przelatują paski informacyjne: „Karierowicz. Kradnie pomysły”, „Dupowłaz. Sprzeda własną matkę, byle się podchlebić”, „Nałogowy onanista”. Nigdzie nie zagrzałam miejsca, bo żaden oszust ani karierowicz nie zniesie tego, że mu z góry nie ufasz – i że nie sposób cię zwieść...
Próbowałam pracować wyłącznie z kobietami – bo na ich czołach nie widziałam tabliczek (przynajmniej do czasu), ale wcale nie było lepiej. Pozbawiona instrukcji, błądziłam jeszcze gorzej. I dopiero zaliczałam wpadki! Zresztą mój talent nie pozwalał się zaprzyjaźnić z nikim. Nawet najszlachetniejsza żeńska jednostka lubi sobie w sobotę gdzieś wyskoczyć… – a dla mnie imprezy zbiorowe były nie do zniesienia. Spróbujcie sobie wyobrazić, jakie napisy wyświetlają się na głowach dwudziestki pijanych gości na imieninach czy dwóch setek gości w nocnym klubie... Można dostać szału. Chociaż odnalezienie dilera to chwila moment.
Gdy kobiety również nie miały przede mną tajemnic, zgłosiłam się do pracy w wywiadzie. Akurat ogłoszono nabór, a ja nadawałam się do roli bramki, wykrywającej złe intencje. Gdybym udowodniła swoje zdolności, mogłabym zostać aparatem do prześwietlania potencjalnych szpiegów czy zamachowców... Ale jednak zrezygnowałam z coming-outu; na czole kadrowca przeczytałam, że bierze łapówki – a jego świetnie ustawiony szef tylko kombinował, żeby za nic nie ponosić odpowiedzialności. Nie, nie odnalazłabym się w takich klimatach.
Pomału zdałam sobie sprawę, że tylko na Jakubowej drabinie nie otaczałyby mnie doniesienia o grzechu oraz upadkach. Ale gdy to zrozumiałam, pojęłam i to, dlaczego elfy uchodziły za istoty okrutne. Bo to przecież nieuczciwe, dostrzegać w ludziach tylko zło! Ludzie oprócz słabości mają też zawsze w sobie łut doskonałości. Dlaczego więc na tabliczkach nie widniały komplementy? Wzmianki o dobrych cechach? Szybko zaczęłam zgłębiać to oszustwo. Bo to było oszustwo. Gdyż napisy na tabliczkach, chociaż mogły się zmieniać, rejestrowały jedynie negatywy. W miarę więc upływu lat niegdysiejszy „Lebiega”, który faktycznie się zatuczył i oklapł, uzyskał etykietę „Nieudacznik. Dno”.
Jednak na tabliczce nie wyświetliła się informacja, iż jest oddanym ojcem dla upośledzonego dziecka. A „Nałogowy onanista” awansował na „Seksoholika, konsumenta pornografii”, bez wzmianki, że zwichrowani rodzice nie pozwolili mu ukształtować się normalnie. Na jego tabliczce nie pojawił się także zapis, że jest świetnym diagnostą, który uratował zdrowie setek pacjentów. Mniej więcej wtedy odkryłam jeszcze, że gros ludzi chce być dobrymi. Że próbują… Ale napisy na ich czołach zupełnie nie odzwierciedlają tych zmagań. Tylko ciążą, niewidzialnie ciążą na duszach i umysłach. Przygniatają do ziemi.
Wtedy pomyślałam, że jeżeli jestem elfem, to przecież potrafię nie tylko czytać, ale i pisać po elficku. Podniosłam więc palec i zmazałam z czoła pewnego mężczyzny jego napis, bez czytania. A potem napisałam sympatycznym atramentem: „Będę się starał. Będę dla ciebie dobry. Będę cię nosił na rękach. Będę przeskakiwał przez swoje nerki. Kocham cię”. Spełniło się. Co do joty.
Sprawdź, czy nie jesteś elfem. Może razem zaczniemy ścierać te pskudztwa i wypisywać przyjemne rzeczy o ludziach?! ...a każdy komunikat zakończymy uśmieszkiem :).
Iwona L. Konieczna
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.