Joanna z krainy czarodziejów

Pisarka sławna jak BeatlesiPisarka sławna jak Beatlesi
Nie wiadomo, czy Joanne zostałaby pisarką, gdyby dostała inną, dobrą pracę. Harry Potter na pewno nie borykałby się z bolesną stratą rodziców, gdyby nie przedwczesna śmierć matki Rowling (Anna miała wówczas 45 lat). Niektórym wydaje się, że śmierć to zbyt trudny temat dla dzieci. Harry na początku traci rodziców, potem najbliższego wujka, w końcu profesora, z którym też łączyła go niezwykła więź. „Żaden temat nie jest dla nastolatków za trudny” – uważa Joanne. „To tylko kwestia tego, jak im go podasz i wytłumaczysz”.

Pisanie nie pojawiło się u Joanne znikąd. Pisała zawsze. Jako sześciolatka – opowiastki do szuflady, które czytała tylko Di. Potem – opowieści nastolatki. Też do szuflady. Przed przygodami Harry’ego Pottera nie wydawało jej się, że ma coś ciekawego do opowiedzenia innym. Krótko pracowała dla Amnesty International, chciała robić coś ważnego. Ale kiedy wpadł jej do głowy pomysł stworzenia alternatywnego świata pełnego magii, dziwnych zwierząt, dobrych i złych czarodziejów, od razu poczuła, że to jest jej przeznaczenie. „To było przeczucie, intuicja. Musiałam za tym pójść, bo to było silniejsze ode mnie. Jednocześnie byłam pewna, że będę miała kłopot z wydaniem tej książki, ale kiedy już się uda, to… wszyscy będą znać Harry’ego Pottera”.

Przewidywania sprawdziły się co do joty. Agent, który w końcu zgodził się dla niej pracować, blisko rok szukał wydawcy (niejeden pewnie do dziś zgrzyta zębami na myśl, jaką kurę znoszącą złote jaja wypuścił z rąk). O dalszych losach książki zdecydował przypadek lub – jak wolą wielbiciele Harry’ego Pottera – czary. Pierwszy rozdział wpadł w ręce 8-letniej córki jednego z szefów oficyny Bloomsbury. Dziewczynka po przeczytaniu natychmiast zażądała kolejnego. Jej ojciec zaryzykował i wydrukował pierwsze 1000 egzemplarzy – 500 zostało rozesłane po bibliotekach.

reklama

Dzisiaj J.K. Rowling ma na koncie ponad 450 mln sprzedanych książek, tłumaczenia na 67 języków. Saga o nastoletnim czarodzieju pobiła wszelkie możliwe rekordy.

Czytają ją zarówno dorośli, jak i dzieci. Egzemplarze z pierwszego nakładu warte są kilkadziesiąt tysięcy funtów. Ostatniej części, „Harry Potter i Insygnia Śmierci”, sprzedało się 8,5 miliona w ciągu zaledwie pierwszej doby! A trzeba jeszcze wspomnieć o ośmioczęściowym filmie (studio Leavesden, w hrabstwie Hertfordshire w pobliżu Watford, które służyło do nakręcenia wszystkich odcinków, można zwiedzać od końca marca), gadżetach związanych z zaczarowanym światem, a nawet parku rozrywki w Orlando. Podobno nawet Michael Jackson chciał wyprodukować musical o Harrym. Joanne się na to nie zgodziła – ma prawo weta w kwestii wykorzystania wizerunku nastoletniego czarodzieja.

Czary w prawdziwym świecie
Na ubiegłorocznej liście najbogatszych miesięcznika „Forbesa” majątek Rowling wyceniono na miliard dolarów. Pisarka mieszka w zabytkowej, otoczonej grubym murem XIX-wiecznej rezydencji w Edynburgu. I żeby czary spełniły się do końca, spotkała wreszcie mężczyznę, przed którym nie musi już uciekać. Dr. Neila Murraya, sześć lat od niej młodszego i też rozwiedzionego, poznała u wspólnych przyjaciół. Dziennikarze nazwali go wyrośniętym Harrym Potterem – też ma krótko obcięte czarne włosy i nosi okrągłe okulary.

Rok później pisarka i jej „dorosły bohater” stanęli na ślubnym kobiercu w bibliotece ich szkockiej rezydencji. Uroczystość była bardzo dyskretna (zaproszono tylko 15 gości), a Joanne wystąpiła wreszcie w białej sukience (poprzedni ślub wzięła w czarnej). Jej druhnami były córka Jessica, siostra Diana i siostra pana młodego Lorna. Dwa lata później pisarka urodziła syna Davida (zbiegło się to z wydaniem piątego tomu sagi – „Harry Potter i Zakon Feniksa”, a po kolejnych dwóch latach córkę Mackenzie (równocześnie wyszedł tom „Harry Potter i Książę Półkrwi”).

Dziś Joanne Rowling mogłaby do końca swoich dni nic już nie robić – ma wreszcie rodzinę i masę pieniędzy, ale to nie dla niej. Pisze dalej. Tym razem powieść dla dorosłych. O czym będzie? Na razie nie chce zdradzić. Na jej oficjalnej stronie pojawiła się ostatnio żółta okładka z tajemniczym tytułem „The New Book by J.K. Rowling”.

Kiedyś przyznała się, że jest uzależniona od pisania. Robi to cały czas, choć dziś zapewne nie czuje już przymusu, by kolejna książka powtórzyła sukces serii o Hogwarcie. „Spotkało mnie w życiu coś niesamowitego, ale muszę przyznać, że to całe zamieszanie wokół Harry’ego było również czymś kompletnie szalonym. Gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że na wakacjach będą mnie ścigać paparazzi, by zrobić mi zdjęcie w bikini, nigdy bym w to nie uwierzyła. Czy ja wyglądam jak Jennifer Lopez?” – śmieje się Joanne.

„Kiedy mojemu agentowi udało się znaleźć wydawcę, właściwie marzyłam tylko o tym, żeby ktoś tę moją książkę zrecenzował. To był wówczas szczyt moich marzeń”. Zamieszanie wokół siebie Joanne porównuje nawet do beatlemanii. „Tylko że ich było czterech, w najgorszych momentach mogli liczyć na wzajemne wsparcie”. Do tej pory pisarze nie wzbudzali takich emocji. Ale do tej pory nikomu jeszcze nie udało się zdobyć tylu fanów i sprzedać tylu milionów książek.

Dobra wróżka
Ogromna popularność i majątek, jakiego dorobiła się na swoich książkach, niespecjalnie zmieniły Joanne. Wciąż nie lubi rozmawiać z dziennikarzami, unika opowieści o swoim drugim mężu, a pieniądze służą jej do tego, żeby się nimi dzielić. „Dlaczego dziennikarzy zawsze najbardziej interesuje to, o czym nie chcę mówić?” – skarży się czasem w wywiadach. Na pewno nie opowie o relacji z ojcem, Peterem Jamesem (znamienne, że jego imiona noszą zarówno ojciec Harry’ego, jak i ten, który go wydał Voldemortowi, czyli Peter Pettigrew). Od lat nie mają ze sobą kontaktu i nie wygląda na to, by kiedykolwiek miało się to zmienić. Tak przynajmniej twierdzi Joanne i ucina dyskusję. „Jak się dokładnie przyjrzeć, łatwo zauważyć, że przyczyn zła można szukać w złych ojcach. Ale uzmysłowiłam to sobie dopiero po napisaniu wszystkich części” – wyznała w jednym z wywiadów.

Swoją działalnością charytatywną też nie lubi się chwalić, choć do tej pory pochłonęła ona już ponad 160 milionów dolarów! Joanne dofinansowuje wiele fundacji. Jest honorową szefową organizacji Gingerbread, która wspiera rodziców samotnie wychowujących dzieci (nie tylko samotne matki!), całkowity dochód z książek „Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć”, „Baśnie barda Beedle’a” i „Quidditch przez wieki” zasila konta fundacji przeciwdziałających biedzie. Joanne twierdzi, że doskonale rozumie tych, którym brakuje kilku pensów na bułkę dla dziecka w sklepie, i wie, że za każdym razem rozważają, czy już pozwolić sobie na kradzież, czy jeszcze trochę poczekać.

Wspiera też organizacje, które szukają nowych sposobów leczenia stwardnienia rozsianego, na które zmarła jej matka, oraz sierocińce i niedofinansowane szpitale dla niepełnosprawnych umysłowo. I nic a nic nie przejmuje się tym, że magazyn „Forbes” zdegradował ją z listy miliarderów na listę milionerów. „Ktoś, komu zostało dane dużo więcej, niż naprawdę potrzebuje, ma moralną odpowiedzialność, by mądrze sobie z tym radzić i dzielić się w sposób inteligentny”. Dawanie innym – to dopiero daje siłę!


Anna Rączkowska
fot. shutterstock, fotochannels

Źródło: Wróżka nr 5/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka