Te święta kiedyś mnie wykończą – oznajmiła Prima po skończonej praktyce. – Chodzi o mazurki czy sałatkę z majonezem?
Tylko Nowy mógłby zadać takie pytanie. Reszta grupy wiedziała od dawna, że mazurek kojarzy się Primie wyłącznie z ludowym tańcem.
– Chodzi o śmigusa – rzuciła, starannie kryjąc zniecierpliwienie. – Kto wymyślił, żeby oblewać się zimną wodą? O tej porze roku! Durna zabawa!
– Dla niepoznaki zwana tradycją – wtrąciła Mistrzyni, szeroko otwierając drzwi.
– Według górali – Nowy pochwalił się znajomością lokalnych przesądów – obfity śmigus zapewnia krzepę.
– Chyba drzewom – usłyszeli Martynę. – Ale my należymy do homo sapiens.
– Czasami żałuję, że nie jestem magnolią – wyrwało się Idze.
– Ogrodnicza pasja Igi zmierza w dziwnym kierunku, uznały pozostałe Cienie. Co innego cieszyć się zadbaną działką, podziwiać równe rządki selera naciowego, ale identyfikować się z drzewami? Gruba przesada.
– Magnolią? – powtórzyła Mistrzyni, zachęcając Igę do zwierzeń.
– Lub japońską wiśnią. Wystarczy kilka cieplejszych dni, trochę deszczu i już cała tonie w kwiatach. A mnie wiosną nie chce się nawet zmienić firanek.
– Zaproś na weekend wredną szwagierkę – poradziła Filipa. – Motywacja do porządków skoczy ci wyżej niż kiedyś Bubka.
reklama
– Magnolie nie potrzebują irytującej rodziny, żeby coś zmienić – bąknęła Iga, składając matę. – Dlatego im zazdroszczę.
– Nie tylko magnolie – pochwaliła się Prima. – Ja już od dawna powtarzam: „Zamiast stawiać na rodzinę, popracuj nad silną wolą”.
– Pod warunkiem, że masz nad czym pracować – skwitowała Martyna, zaglądając do sali.
– Niestety, moja silna wola – zdradziła Iga – zwiewa na sam widok odkurzacza. Lub nugatowych czekoladek.
– Wróci, kiedy tylko zaprosisz szwagierkę.
– Masz sporo racji – orzekł Nowy, wprawiając Filipę w przyjemne oszołomienie. – Nikt tak nie motywuje do wysiłku jak człowiek, który działa nam na nerwy.
– Umilkł na chwilę, wziął głęboki oddech i utkwiwszy wzrok w świetlówce, zacytował znanego guru: „Jeśli chcesz się zmienić na dobre, znajdź sobie wroga albo ciężką chorobę”.
– Wroga? Nie lepiej zmieniać się dla kogoś, kogo kochamy?
– Maria i jej romantyczne wizje – westchnęła Prima, dodając na głos:
– Najlepiej zmieniać się dla siebie. Nikogo więcej.
– Zawsze warto poszukać wsparcia – upierała się Filipa. – Choćby w postaci szwagierki.
– Dawno, dawno temu – odezwała się nagle Mistrzyni, przysiadając na swojej macie – pojechałam z kumplami nad jezioro. Wiecie, jak jest na podobnych biwakach. Jedzenie z budki, wino marki „wino”, tanie fajki, zimna woda pod prysznicem i żarty z byle czego.
– Ty paliłaś??? – Maria nie kryła przerażenia.
– Paczkę dziennie, jadłam też czipsy o smaku bekonu i nosiłam perłowe tipsy – odparła beztroskim głosem Mistrzyni, wracając do opowieści.
– Obok nas rozbiły namiot dwie dziewczyny. Obie joginki niejedzące mięsa i bez nałogów. Młodszą, Aśkę, dopadł chyba syndrom neofity, bo nawracała każdego, kto nawinął jej się pod rękę. Mnie męczyła niemal każdego ranka, zarzucając nudnymi cytatami i danymi. Starsza, Anka, nie namawiała do niczego. Zero ględzenia, sto procent luzu. W ostatni wieczór usiadłam obok i zaciągnąwszy się fajką, podziękowałam. „Za to, że nie męczysz jak Aśka” – dodałam, sięgając po wino. Anka uśmiechnęła się lekko. Przez chwilę milczała, wpatrzona w księżyc.
I nagle rzuciła bardzo cichym głosem: „Asia próbuje nawracać ludzi, bo jeszcze wierzy, że ktoś taki jak ty może się zmienić. Ja już nie wierzę”. Następnego dnia rzuciłam fajki i mięso. Po powrocie zapisałam się na jogę. Do dziś nie wiem, komu zawdzięczam tę zmianę: Aśce, Ance czy samej sobie…
Izabela Sowapisarka, autorka m.in. książek: „Smak świeżych malin”, „Świat szeroko zamknięty”, „Podróż poślubna”. Wegetarianka.fot. Bogdan Krężel
dla zalogowanych użytkowników serwisu.