Życie łatwo ulepszyć. Wystarczy zmienić rekwizyt albo interpretację faktów, żeby przenicował się cały scenariusz.
Miałam ze cztery lata, kiedy zaczęłam się zastanawiać, co by to było, gdyby tak Kopciuszek, zamiast pantofelka, zgubił na tej imprezie majtki. Oczywiście obywałam się bez skojarzeń i nie wiedziałam, że zgubienie majtek to jedna z dróg społecznego awansu. Określenie, zasłyszane u dorosłych, rozumiałam dosłowne. A że parę razy w krótkim życiu zgubiłam czapkę, to wydawało się logiczne, że i majtki można zgubić…
No a potem wyobraziłam sobie, jak to heroldowie krążą po mieście. Jak, na polecenie księcia, rozkazują panienkom komisyjnie przymierzać majtki Kopciuszka (uznałam, że ja byłabym się wstydziła rozebrać przy tych heroldach, i że to paskudne: przymierzać cudze majtki!). A tymczasem macocha w komórce ciosa córeczkom pupy siekierą. Żeby po domowej liposukcji wbiły się w bieliznę i wybiły do pałacu. Dopiero na etapie siekiery uznałam, że coś tu nie gra.
Książę musiałby się zorientować po bandażach, iż rozmiar XS u córeczki macochy to lipa. Ale i oficjalna wersja się chwiała. Toż książę powinien był dać heroldom rysopis dziewczyny, z którą poszedł w tango! Ślepy był czy co, że szukali na oślep, z fragmentem garderoby?! Nadto ludzi są miliardy, a rozmiarów butów raptem kilkanaście! Ci heroldzi powinni do bucika Kopciuszka dopasować księciu kilka niezłych lasek! Do majtek zresztą też.
reklama
Tak oto, bardzo młodo – i czysto intuicyjnie – odkryłam sedno. Znikać facetowi należy przed świtem i zanim on się kobiecie dobrze przyjrzy; zwłaszcza jeżeli wyjściowo był pijany. Niemniej doszła też wówczas do głosu krytyczna część umysłu. Ta, która od początku podważała również i mój wariant. Trudno wszak zgubić majtki, zbiegając po schodach. A zresztą, jak te majtki mogłyby zlecieć, omijając rajstopki?!
Przeżywałam dylemat samotnie. Do rodziny nie mogłam iść. Och, miałam gorzkie doświadczenia… Na przykład, krewni zawiedli, gdy podczas obiadu przeprowadziłam analizę krytyczną japońskiego mitu, w którym cesarzowa zjadała co wieczór słońce, by rankiem urodzić je na nieboskłonie. Na porodach się nie znałam. Ale organiczna niekonsekwencja baśni biła w oczy! Już ja dobrze wiedziałam, gdzie trafia wszystko, co zajadam. Los zjedzonego słońca wydawał się więc tak oczywisty jak los kotlecików. Acz wciąż pozostawało zagadką, czy potem to słońce też świeciło?!…
Rodzina zaczęła mnie zastraszać pomiędzy zupą a drugim. – Zróbcie jej w końcu jakieś prześwietlenie i niech jej amputują tę chorą wyobraźnię – zaproponowała siostra-licealistka. – Wczoraj zasugerowała, że Calineczka była ofiarą handlu kobietami – dorzuciła. Wcale nie użyłam takich słów, jedynie wyłożyłam wątpliwości. Bo w kółko ktoś porywał to przepiękne dziewczę, żeby na siłę je swatać. Jak nie ropucha czy chrabąszcz, to polna mysz – a dziewczę ciągle uciekało. I nie wiadomo, dlaczego. Brakowało elementu, który spajałby niedole Calineczki w logiczną całość.
Chyba że bydlątka miały nie po kolei w główce?! Tak jak Odyseusz… – Właśnie, jakieś elektrowstrząsy! – siostrę poparł najstarszy braciszek. – Mnie powiedziała, że Odyseusz był bandziorem. A jak inaczej nazwać oprycha, który włamuje się do kogoś, trwale okalecza gospodarza – i jeszcze ohydnie naigrawa się z kaleki?! Pieśni o takim pisać, na lirze o takim brzdąkać?! – cieszyć się z jego tryumfu nad Polifemem?! 25 lat dla zbója, zamiast z niego robić bohatera! – i jeszcze się potem dziwić, że przestępczość wzrasta!
Wkrótce wiedziałam o świecie więcej. Instynkt moralny osłabł, ale dalej gnębiły na przykład niekonsekwencje w „Czerwonym Kapturku”. Bo najprościej, i najbezpieczniej dla wilka, byłoby od razu, w krzakach, dać dziewuszce w łeb; potem udusić babcię. Gdy zaś odejmie się podchody bez sensu, to zostaje kanalia, zdolna dobrać się do dziecka dopiero w ciuchach po babci. Czyli psychopata w damskich majtkach. Dalej, księżniczka na ziarnku grochu. Nie rozumiałam, dlaczego rodzina królewska, która chciała ożenić syna z prawdziwą księżniczką, nie sięgnęła po którąś z księżniczek z papierami.
Mocno podejrzana sprawa to testowanie w łóżku księżniczek wędrownych… A potem wyrzucanie ich rankiem za bramę, na zbitą mordę, z orzeczeniem, że są jakieś lewe! No, niestety, taki tryb castingu na żonę nadal mi śmierdzi. I jak też książę zamierzał współżyć z taką, której siniaki się robiły od groszku pod dziesiątką materaców? Czyli z kobitką z ostrymi zaburzeniami krzepliwości krwi. Bo na moje oko, nie zamierzał – szukał żony-parawanu.
Może i mam zwyrodniałą wyobraźnię. Ale mam też wiedzę o życiu, z której wynika, co też wilk naprawdę wsunął koźlątkom do pomacania przez dziurkę od klucza – dziurkę dostatecznie wszak dużą, aby przeszło przez nią kopytko mamy-kozy. Jest to też wiedza wystarczająca, aby orzec, czy Jaś i Małgosia byli ofiarami przemocy domowej u złej czarownicy. Bo po odsiewie ziarna od plew, a też mowy obrończej od faktów, zostaje rodzeństwo, które zamordowało niedowidzącą staruszkę, spaliło w piecu zwłoki, a następnie – obładowawszy kieszenie jej klejnotami – wróciło do domu, gdzie powitano je brawami. Po zabójstwie i rabunku te, jakoby zabłąkane, dzieci przypomniały sobie z nagła swój adres. I wróciły – z łupem – do tatusia, który je ponoć porzucił na zagładę, przypadkiem opodal chatki samotnej, lecz zamożnej babci…
Tymczasem się doczytałam, iż moje konstatacje nie są odkrywcze: ludzkość od dawna wie, że król jest nagi… A jednak, zamiast z dziećmi wytrząsać się nad publicznym striptizem króla, woli stawiać na cokoły dewiantów i miernoty. Dlatego w prima aprilis proponuję zgasić telewizor i przestudiować legendy macherów od psychologii społecznej, jakby to były bajki braci Grimm.
Spędźcie wieczór w McDonaldzie (tam stoliczek sam się nakrywa) na rozmowie z własnym dzieckiem. I wspólnie rozważcie, które alkaloidy wyekstrahował Kopciuszek z maku nad popielnikiem, że mu dynia zamieniła się w maserati? Która celebrytka zleciała bez majtek na haju ze schodów, gubiąc pantofelek? Zastanówcie się, za ile rodzice mogliby wystawić Tomcia Palucha na Allegro? I czy facet, który ma mikropenis, może zostać gwiazdą porno? Dzieci wiedzą więcej, niż się wydaje, i wyczuwają, gdzie przebiega granica pomiędzy prawdą a kitem. Może wytrząsną wam z oczu okruch diabelskiego zwierciadła?!
Iwona L. Konieczna"Wróżka" 4/2012
dla zalogowanych użytkowników serwisu.