Strona 1 z 2
Monikę uderzył Andrzej tylko raz. Bardzo ją przepraszał i obiecywał, że to się nigdy nie powtórzy. Monika nie wie, czy to już powód do rozwodu. Mariolę mąż bił przez lata. Traktował to jak poranną kawę. Musiało być. Bez bicia Mariola nie była taką żoną, jak powinna…
Monika: – Uderzył mnie. Po raz pierwszy. Bardzo potem przepraszał. Mówił, że pogardza damskimi bokserami, że on taki nie jest. Puściły mu nerwy. Bo nasz synek stale marudzi, bo ja jestem wiecznie skwaszona i w pretensjach, bo w pracy jest nie tak, jak trzeba. Rozjuszyło go to, że zjadłam jego wędzonkę. Krzyczał, że „co jego, to jego i mam, k…, nie ruszać”.
Mariola: – To, że cię uderzył, jest jak przekroczenie bariery dźwięku. Już nie wierzę w facetów, którzy biją tylko raz. Choć wierzyłam w tę bzdurę całe lata. U mnie też zaczęło się niewinnie. Najpierw były sprzeczki, takie przepychanki. Wiesz: to twoja wina, nie, nie moja, tylko twoja. Z czasem ja przestałam się kłócić, no bo po co. I on zaczął uważać, że ma we wszystkim rację.
– I wtedy zaczął cię bić?
– Uderzył mnie, gdy byłam w ciąży z pierwszym dzieckiem. Był pijany. Później twierdził, że tego nie pamięta. Uwierzyłam mu, bo chciałam uwierzyć. Chciałam, żeby był taki, jak w czasach narzeczeńskich.
reklama
– Co się z nimi dzieje po ślubie? Czy to my głupiejemy przy tych garach i pieluchach, czy to im odbija? Jeszcze kiedyś, jak uciekałam obrażona na Andrzeja do matki, to się bał, że naprawdę odejdę. Ale to były takie ucieczki na niby. Mama patrzyła na mnie z politowaniem i mówiła: „Weź, dziewczyno, swoje życie we własne ręce i odejdź od niego na poważnie. Tutaj nie możesz stale mieszkać, to już nie jest twój dom. A jak nie chcesz odejść, to rób tak, żeby się ciebie nie czepiał. Jak lubi jogurt na śniadanie, to mu go kupuj codziennie”. Potem matka zmarła, nie mam już nikogo, u kogo mogłabym się schronić. Przecież nie pójdę do koleżanek i nie powiem: „Słuchajcie, mąż mi dokucza, przenocuję tutaj, dobra?”. – Pójdziesz, pójdziesz, i to w koszuli nocnej, jak ja. Zrobisz to szybciej, niż myślisz, jeśli teraz nie odejdziesz. Taki facet szybko staje się Bogiem i nawet się nie obejrzysz, jak będziesz marionetką w jego rękach. Pamiętam, jak podarły mi się takie pończochowe podkolanówki i chciałam sobie kupić nowe. Były zielone, pod kolor legginsów.
Mój mąż zrobił w sklepie szewską awanturę, że jestem niezdarą, że te kilka złotych to też pieniądze, a jak podarłam, to nie mam i już! Myślałam, że się zapadnę pod ziemię. A sprzedawczyni szepnęła: „Proszę przyjść jutro, odłożę je dla pani”. Było mi za niego wstyd, ale tłumaczyłam sobie: mój Boże, no jest chamem, to fakt, ale nie on jeden…
Aż kiedyś w przypływie szału złamał mi rękę. Oczywiście wszyscy w pracy wiedzieli, że to on. Moje tłumaczenia, że spadłam z tego i owego, że się poślizgnęłam, były przedmiotem żartów. Szeptali po kątach: No, teraz to dopiero się jej dostanie! Gotować nie może, sprzątać też nie za bardzo, ma przerąbane. Ale pomocy nie zaoferował nikt.
– A wiesz, że u mnie właściwie też wszystko zaczęło się od ciąży. Siedziałam w domu, na chorobowym, i tyłam. A lekarz mówił, jak komu dobremu, żeby tyle nie jeść, bo dziecko ma dopiero kilka centymetrów, a ja wyglądam już jak czołg. Seks się skończył, nie mogłam na siebie patrzeć. Kochałam się jedynie z poduszką na twarzy, że niby ja – to nie ja. Po porodzie nie było lepiej. Dziecko, dziecko i jeszcze raz dziecko. On miał tego dość. Skończyły się czułości, zaczęły trzaskania drzwiami i ciche dni. Ale to jeszcze nie była przemoc. – Tego nigdy nie wiesz na pewno. Nie wiesz, kiedy jest ten pierwszy raz. Czy wtedy, jak dostaniesz w twarz, czy jak niechcący popchnie cię na schodach? A może wtedy, gdy wyrzuci obiad do śmieci i powie: „Niepotrzebnie zmarnowałaś mięso. Tego się nie da jeść”.
Ja przerobiłam to wszystko po kolei. A dzieci mam troje, więc jak niewolnica Isaura przemykałam po domu od dzieciaka do dzieciaka, żeby tatusiowi nie przeszkadzały. Do tego doszła taka cicha przemoc: radia nie będziesz słuchać, bo to gówno, nie gap się w telewizor, tylko weź się za prasowanie, denerwujesz mnie dzisiaj, zmykaj do sypialni, Boże, kobieto, czemu jesteś taka głupia, znowu rozstroiłaś telewizor!
Dzwoniłam do dzielnicowego, ale mówił, że dopóki nie mam kilku obdukcji, to nic nie pomoże. I że przecież nie przyjdzie do starego chłopa na pogadankę. Niebieskiej karty też mi nie radził zakładać, bo on musi to wtedy zgłosić do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, a oni zaproponują terapię rodzinną i się sprawa wyda. Znajomi się dowiedzą, szkoła... Czułam się bezradna. Zdawałam sobie sprawę, że byłoby inaczej, gdybym się usamodzielniła, ale o pracy to już w ogóle nie było mowy. Kasę miał on i tylko on.
– Ta przeklęta kasa! Żebym mogła od niego odejść, musiałabym zarabiać z pięć tysięcy na rękę. Mieć na wynajem mieszkania, na opiekunkę do dziecka, bo nasz synek ma dopiero dwa latka. I na życie. Ale gdzie tam, on mi nigdy nie odda dziecka! – I tak – według niego – masz myśleć. Że niczego sama nie załatwisz, że nic nie osiągniesz. Że bez niego do niczego się nie nadajesz. Nie zarobisz, nie wychowasz, nie znajdziesz innego. Ja tak myślałam przez dziesięć lat. I w końcu uwierzyłam nawet w to, że nie wiem, które jabłka są dobre. Kupowałam tylko te, które on mi kazał. W żadnej sprawie nie miałam swojego zdania. On pił coraz więcej, mówił, że jest przez nas niespełniony zawodowo. Że gdyby nie ja i dzieci, to dopiero by zrobił karierę. A tak – głupim TIR-em musi jeździć, jak jakiś wieśniak. Bo on miał ambicje. I mówił, że wszystko w naszym mieszkaniu jest jego, bo na to zarobił.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.