Posądzany o konszachty z diabłem i usługiwanie czarownicom, kot jest największym indywidualistą ze wszystkich zwierząt bliskich człowiekowi. I przez ostatnich 6000 lat sporo z tego powodu wycierpiał.
W starożytnym Egipcie nikomu nawet do głowy nie przyszło, żeby go udomowić. To, że był i chronił zbiory przed gryzoniami, zapewniło mu status świętego zwierzęcia. Wierzono, że był asystentem bogini Bastet (Bast), którą wyobrażano sobie jako kotkę lub kobietę z głową kotki. Podobnie jak ją, kota wiązano nie tylko z kobiecą płodnością i męską potencją, ale także ze szczęściem i radością. Te ostatnie zresztą pozostały mu do dziś. Obrazek beztrosko bawiących się kotków zmiękcza nawet najtwardsze serca. Właśnie dlatego jest od lat jednym z najpopularniejszych motywów na pocztówkach i dziecięcych notesikach.
Wraz z przeniesieniem stolicy Egiptu do Bubastis Bastet stała się jednym z ważniejszych bóstw egipskich, co zdecydowanie poprawiło notowania kotów. Egipcjanie wierzyli, że bronią one domostwa przed demonami, a zabicie kota uznawali za świętokradztwo i karali śmiercią. Grecki historyk Herodot wspominał, że w czasie pożaru przede wszystkim ratowali kota, a dopiero później swój dobytek. Gdy zaś czworonogi pupil odchodził w zaświaty, jego zabalsamowane zwłoki grzebali w olbrzymich kocich nekropoliach i na znak żałoby golili sobie jedną brew.
Z szacunkiem do kotów odnosi się także islam. Ich mruczenie jest tam uważane za modlitwę wznoszoną do Allaha. A wszystko dzięki Muezzi, kotce Mahometa. Prorok był tak do niej przywiązany, że pewnego razu, udając się na modlitwę, by nie obudzić oblubienicy śpiącej na jego szacie, odciął jeden z rękawów. Nie tylko dlatego jednak Mahometa nazywa się „ojcem kotów”. Muezzi polegiwała na kolanach Proroka, gdy głosił on kazania, i pijała z miski, w której dokonywał rytualnych ablucji. A gdy Prorok, pokąsany przez wściekłe psy, leżał w jaskini bliski śmierci, Muezzi uratowała mu życie, wylizując jego rany.
reklama
Przyjaźnią z kotem szczyci się też Benedykt XVI. Jego ukochany rudy dachowiec z niemieckiego Pentling jest narratorem papieskiej biografii, „Joseph i Chico”. Kilkaset lat wcześniej byłoby to nie do pomyślenia, bo kot uchodził za diabła wcielonego. Kocie kształty przyjmował nie tylko legendarny diabeł Boruta. W wierzeniach z Sumatry kot strącał z mostu dusze grzeszników. Japończycy i Chińczycy zaś przypisywali mu znajomość czarnej magii. W buddyzmie i kabale z kolei kojarzył się z grzechem. Ze względu na niezależność i rezerwę, zwłaszcza w zestawieniu z uległością i przywiązaniem psa,
średniowieczna Europa uznawała kota za zwierzę równie chytre jak lis. Widać to choćby w niemieckim określeniu heretyka „Ketzer”, spolszczonym jako „kacerz” – pochodzi ono od słowa „kot” (die Katze).
Koty miały jednak zdecydowanie więcej grzechów za uszami. Kiedy zwłoki zmarłego wystawiano przed pogrzebem w domu rodzinnym, koty trzymano z daleka, aby nie wskoczyły na ciało, bo mogłoby to zagrozić duchowi zmarłego. Ponadto oskarżano je także o to, że podsłuchiwały ludzkie sekrety, kradły powodzenie, rzucały uroki i wysysały życie z oddechu śpiących niemowląt. Wierzono w to całkiem na poważnie, o czym świadczy historia angielskiego wymiaru sprawiedliwości. W XVIII wieku jeden z tamtejszych sędziów o śmierć niemowlęcia oskarżył właśnie kota.
Przez wieki koty musiały ciężko pokutować za swoje ciemne sprawki. Jako że mogły w nie wcielać się demony i dusze grzeszników, sposobem na wypędzenie z nich „diabła” było znęcanie się nad nimi. Wspomnienie kocich mąk wciąż słychać w przysłowiach: „brać koty w leszczoty” (zaciskanie na ogonie rozczepionego drzewa) czy „latać jak kot z pęcherzem” (na ogonie). Najwięcej przesądów jest związanych z czarnymi kotami. Spotkanie z nimi przynosi pecha. Albo szczęście. Wszystko zależy od okoliczności. I tak kot podchodzący do człowieka – podobnie jak obcy, bawiący się na werandzie – zapowiada szczęście, a przebiegający drogę (zwłaszcza o poranku lub nocą) zwiastuje pecha. W Wielkiej Brytanii i USA pecha przynosi spotkanie nie czarnego, lecz białego kota.
Na tym nie kończą się wieszcze talenty kotów, bo na podstawie ich zachowań przepowiadano pogodę. Jej załamanie zwiastować miała nagła chęć kota na figle, z kolei kot leżący tyłem do ognia zapowiadał mróz, a urządzający sobie toaletę – deszcz. Wierzono, że uwięzienie kota przynosi burze, co znajduje potwierdzenie w przesądach żeglarskich. Karol Darwin, twórca teorii ewolucji, wspominał, iż kiedy jego statek z powodu niesprzyjającej pogody nie mógł opuścić portu, marynarze upierali się, że to przez kota, którego ktoś uwięził pod wanną. Ale nawet dziś przesądy te są żywe. Jeszcze do niedawna szkoccy rybacy bali się wypowiadać na łodzi słowo „kot”.
Silny związek z magią i nadnaturalnymi siłami częściowo tłumaczy uzdrawiającą moc kotów. W ludowej medycynie czarny kot pojawia się nader często: skórą, zdartą ze zwierzęcia, leczono dolegliwości kręgosłupa, pocieranie oka ogonem uchodziło za lekarstwo na jęczmień, picie kociej krwi działało wzmacniająco, sos z potrawki z czarnego kota leczył suchoty, sproszkowana głowa poprawiała wzrok, a spalenie żywcem kota w piecu chlebowym pomagało przeżyć cholerę. Poza tym w XVIII wieku praktykowano przenoszenie chorób z człowieka na kota. Do dziś zresztą panuje przekonanie, że kot, leżący na chorej części ciała, może „wymruczeć” schorzenie.
Zuzanna Grębecka
~myszeczka89