Strona 2 z 2
Prawo do słabości
Nauczyła się rozmawiać z ojcem, ale też z ludźmi, którzy ją męczyli, którym nie potrafiła się przeciwstawić. Pojęła, że w drugiej osobie drażni ją to, co wyparła z siebie, z czego zrezygnowała, co zagłuszyła. Dopuściła do głosu swoją ciemną stronę, zrozumiała, że nie musi być piękną lalką. Ma prawo do gorszych dni, smutku, rozmazanego makijażu, dodatkowych kilogramów…
Zaakceptowała swoje prawo do słabości. Dzięki temu poczuła się silna! I wtedy zrobiła coś, co od lat chodziło jej po głowie: zrezygnowała z etatu, założyła własny gabinet kosmetyczny. Wreszcie mogła robić w nim to, co chciała, bez oglądania się na innych. Już nikt nie wyśmiewał jej kosmetyki księżycowej.
– Po raz pierwszy w życiu poczułam się wolna, a to wyzwoliło we mnie ogromne pokłady energii – opowiada. – Podczas wykonywania masaży zaczęłam odbierać sygnały wysyłane przez ciała klientek. Kiedy dotykałam miejsc objętych chorobą, widziałam czerwień albo czerń. Czasem przychodziły mi na myśl jakieś słowa, przesłanie dla nich. Przyjmowałam je jako dar, nie zagłuszałam, nie wstydziłam się powtarzać.
Jedna z kobiet planowała karierę w mediach, ale wewnętrzny głos powtarzał Annie, że powinna zająć się bioenergoterapią. Inna nie miała siły zrezygnować z toksycznego związku, a miłość czekała na nią gdzie indziej… Początkowo reagowały na jej słowa zdziwieniem i niedowierzaniem. Po kilku miesiącach przyznawały: „Miałaś rację”. – Przesłania pojawiały się nie tylko podczas pracy, lecz także w trakcie darshanów, czyli medytacji z hinduską Mother Meera – przyznaje Anna. – Spotkania z tą niezwykłą kobietą, nazywaną w swoim kraju Boską Matką, to kolejne doświadczenie z energią, kolejny krok do zrozumienia, kim jestem.
reklama
Poszukać nowej siebiePodczas medytacji widziała siebie pomagającą ludziom. Jakiś głos mówił, że najważniejsza jest dusza, serce… Ale wciąż nie wiedziała, gdzie może znaleźć nową siebie. Odpowiedzi szukała na warsztatach rozwoju osobistego. Na jednym z nich miała pracować z kamieniami. Zgodnie z poleceniem prowadzącego wyszukała kamień, który jest jej najbardziej bliski, a potem namalowała związany z nim obraz. Jej kamyk był mały, z wyraźnym wgłębieniem w środku. Przypominał serce, więc niewiele myśląc, namalowała serce w górach. – Już wiedziałam, że chcę wyjechać z Warszawy – mówi.
Przekonała do tego pomysłu męża. Początkowo myśleli o Beskidach, lecz ostatecznie doszli do wniosku, że to jednak za daleko, zwłaszcza że Anna nie chciała zupełnie rezygnować z kontaktów w stolicy. Dlatego wybrali serce Polski: Góry Świętokrzyskie. – Intuicja podpowiadała mi, że to właściwa decyzja, a wszechświat robił wszystko, żebym się tam znalazła – opowiada Anna. – Znajomi podsunęli mi gazetę z ciekawą ofertą sprzedaży i kilka tygodni później byliśmy już właścicielami dużego domu z ogrodem i ogromnego pola u podnóża Świętego Krzyża.
Niechętnie wspomina czas przeprowadzki, szukania swojego miejsca w górach. Może dlatego, że przypominał pierwszą kwadrę księżyca: do pełni jest blisko, ale wciąż widać tylko jedną połowę tarczy. Myślała, że góry zmienią wszystko, zbliżą ją do męża, z którym nagle przestała odnajdować wspólny język, pozwolą jej poczuć się w pełni szczęśliwą. Takie samo zadanie miał spełnić remont domu oraz wspólne prowadzenie gospodarstwa agroturystycznego, w którym przewidziano też miejsce dla klientek zmęczonych życiem w mieście. Ale wszystko szło nie tak…
Agroturystyka nie wypaliła: zawirowania życiowe nie pozwoliły Annie skupić się na remoncie domu, ściągnięciu turystów, organizacji turnusów piękności dla wiernych klientek ze stolicy. I wtedy dotarło do niej, że nie musi koncentrować się tylko na nich. Kobiety z Kielc i okolicznych wiosek też chcą dobrze się czuć i ładnie wyglądać. I Anna wcale nie musi czekać, aż się do niej wybiorą.
To ona może przyjechać do nich z serią wykładów o kosmetyce księżycowej, naturalnych sposobach na poprawienie wyglądu czy nawet z kursami radykalnego wybaczania. – Bo do dobrego wyglądu potrzebna jest równowaga między ciałem, umysłem i duszą. Zebrałam pierwsze litery tych słów i tak powstała nazwa mojego gabinetu: CUD – tłumaczy Anna.
Z pomocą wszechświataNawet najbardziej chwytliwa nazwa to nie wszystko. Aby zacząć działać, potrzeba pieniędzy na sprzęt. Marzyła o aparacie, który służy nie tylko do upiększania, ale także leczy. Myślała również o stałym dostępie do produktów opartych wyłącznie na naturalnych składnikach. Pasowałyby do jej kosmetyki księżycowej oraz idealnie wpisywałyby się w filozofię zabiegów zbliżających do wszechświata.
I wtedy po raz kolejny przekonała się, że jeśli naprawdę chcemy coś robić, świat sam podsunie nam narzędzia. Usłyszała o startującym w Kielcach projekcie unijnym „Rekiny biznesu”. Naprędce opisała ideę mobilnego gabinetu kosmetycznego, ale jej plan przepadł w morzu innych. Nie załamała się, bo czuła, że za moment pojawi się następna szansa. Rozpoczął się nabór wniosków do kolejnego projektu, w jej gminie. – Tym razem nazywał się bardziej swojsko: „Rockefellerka z gminy Bieliny” – uśmiecha się Anna. – Poczułam, że to coś dla mnie. I rzeczywiście tym razem dostałam dotację.
Kupiła samochód i specjalną lampę Theragem Eternity, która służy do terapii światłem przechodzącym przez kamienie szlachetne. O jego działaniu energetyzującym, lecz także odmładzającym zaczęła opowiadać na spotkaniach Kół Gospodyń Wiejskich, w małych, wiejskich szkółkach, ale też w kieleckich klubach dla pań. Aparat jest niewielki, łatwo go uruchomić, więc po spotkaniu każdy mógł sprawdzić, jak działa. Mocy odblokowującego energię masażu ajurwedyjskiego nie sposób zaprezentować w kilka minut, więc na masaż i inne zabiegi przeprowadzane w zgodzie z księżycem
zaprasza do siebie.
– CUD dopiero się rozkręca – przyznaje. – Nie wszystkie panie mogły dojechać w pobliże Świętego Krzyża, więc wynajęłam lokal w Kielcach. Grafik zapełnia się powoli, kobiety w Górach Świętokrzyskich są zabiegane, ale chcę to zmienić. Czuję, że to, co robię, ma sens.
Jak wypełnić przeznaczenieIntuicja podpowiada jej, że jeszcze jedna rzecz w jej życiu ma sens: pomoc ludziom. Nie ma przypadków – z jakiegoś powodu podczas medytacji z Mother Meerą widziała siebie wspierającą innych. Długo czekała na sygnał, co mogłaby zrobić, jak wypełnić przeznaczenie. I wtedy znajoma podsunęła jej ogłoszenie o naborze wolontariuszy do programu „Piękniejsze życie”.
Fundacja poszukuje kosmetyczek, które mogłyby spotykać się z pacjentkami centrów onkologicznych, poprowadzić dla nich warsztaty makijażu, który ukryje skutki chemioterapii. Dzięki temu, że będą ładniej wyglądać, lepiej się poczują. A to równie ważne jak dobrze dobrane leki. – Zgłosiłam się i czuję, że pomoc chorym kobietom będzie moim kolejnym krokiem do pełni – uśmiecha się Anna.
Elżbieta Turlej
fot. Sławomir Kubala, Archiwum Prywatne
dla zalogowanych użytkowników serwisu.