Muszę panią namalować. Po prostu muszę. Jest pani uosobieniem całej epoki – miał zaczepić na ulicy Sylvię von Harden malarz Otto Dix. Chce pan malować moje oczy krótkowidza, wielkie uszy, długi nos, wielkie ręce, krótkie nogi i wielkie stopy, wszystko to, co odstrasza ludzi – zdziwiła się Sylvia von Harden, wyliczając niedoskonałości swojego ciała. Tak poetka i dziennikarka opisała w 1959 roku spotkanie z Otto Diksem. – Nie chodzi mi o urodę, ale pewien stan psychiczny – uspokajał malarz. – To coś, co sprawia, że jest pani symbolem epoki.
Przyszła bohaterka obrazu zgodziła się pod warunkiem, że… nie będzie upiększona. Artysta przystał na to, zachwycony jej poczuciem humoru. Nie zależało mu na urodziwej modelce, ale na kimś o wyrazistej psychice. Na reprezentantce feminizmu.
I nie pomylił się. Po trzech tygodniach malarskich sesji powstało dzieło-symbol, jedno z większych dokonań kierunku zwanego Nową Rzeczowością. Dix odmalował negatywne cechy w wyglądzie Sylvii, a nawet je przerysował. Efekt – niemal karykaturalny wizerunek wyzwolonej chłopczycy.
Mimo to obraz jest plastycznie doskonały. Utrzymany w różowo-czerwonej tonacji, z kilkoma jasnymi plamami: marmurowy blat, twarz, dłonie. Układ jasnych punktów zamykają kolana i łydki. I tak Sylvia von Harden stała się kobiecym ideałem z okresu międzywojnia.
W kawiarni siedzi w kącie, nie wygląda na zadowoloną, ale też nie jest smutna czy zadumana. To prowokatorka, gardząca konwenansami. Przed nią, na stoliku, stoi martini z oliwką, obok – paczka papierosów i zapałki. Poza tymi detalami, a raczej atrybutami kobiety wyzwolonej lat 20. ubiegłego wieku, nic nie rozprasza uwagi widza. Sylvia to babochłop.
reklama
Chuda, nieładna, końska twarz z wysuniętą dolną szczęką. Do tego blada cera i kontrastujące z nią krwistoczerwone wargi, wyzywająco podkreślone szminką oraz krótka męska fryzura z wyczesanym przedziałkiem i opadającą na czoło grzywą. Kusa, minimalistyczna w kroju kiecka odsłania grube kolana i mało powabne łydki. Czarna krata na czerwonej tkaninie sprawia, że w ogóle nie ma piersi. A zrolowana pończocha to kolejny dowód, że Sylvia von Harden do tak zwanej kobiecości nie przykładała wagi. I szczyt antykobiecego image’u: monokl na prawym oku.
Tak prezentowała się Sylvia von Harden w 1926 roku; taką widzimy na słynnym portrecie pędzla Otto Diksa. I taką ją odnajdujemy (a właściwie aktorkę na nią ucharakteryzowaną) wśród bywalców Kit Kat Club w pierwszych scenach filmu Boba Fosse’a „Kabaret”.
Modelka z obrazu Diksa to w owym czasie znana postać w kręgach berlińskich intelektualistów i komunizujących radykałów. Stała bywalczyni berlińskiej Romanisches Café, gdzie przesiadywał również Otto Dix, a także wielu malarzy i pisarzy, których dzieła już niedługo miały trafić na „Wystawę sztuki zdegenerowanej” lub indeksy Trzeciej Rzeszy, m.in. George Grosz, E.M. Remarque, Billy Wilder, Bertolt Brecht, Stefan Zweig. Mieszczanie traktowali tę kawiar-nię jako kwaterę główną światowej rewolucji i omijali z daleka. Rewolucyjne klimaty nie przeszkadzały paniom lekkiego prowadzenia się, jak to się wówczas mówiło, których było tu jeszcze więcej niż przyszłych luminarzy niemieckiej kultury.
Arystokratycznie brzmiące nazwisko von Harden Sylvia przybrała jako literacki pseudonim. Prowokacyjnie, reprezentowała bowiem lewicowe poglądy i optowała za emancypacją kobiet. Naprawdę nazywała się Lehr, z domu von Halle. Była dziewiątym z jedenaściorga dzieci prawnika, przyszła na świat w portowym, kosmopolitycznym Hamburgu (1894 r.). Szybko się usamodzielniła. Zaledwie 19-letnia, uciekła spod rodzicielskich mieszczańskich skrzydeł, by żyć na kocią łapę z poetą-ekspresjonistą Ferdinandem Hartkopfem. Miała z nim syna. Potem cała trójka przeniosła się do Berlina, lecz związek nie przetrwał długo, rozpadł się w 1923 roku. Nie bez powodu – rok wcześniej Sylwia wyszła za mąż za Feliksa Lehra.
Nie chciała być na utrzymaniu mężczyzn, sama dawała sobie radę. Pisywała do gazet (np. do nomen omen „Die Rote Erde” – „Czerwonej Ziemi”) o literaturze i polityce. Opublikowała dwa tomiki poezji. W 1933 roku uciekła z kraju – dosłownie w ostatniej chwili, by uniknąć represji. Przez Szwajcarię i Włochy dotarła do Anglii. Usiłowała kontynuować dziennikarską karierę, lecz bez powodzenia. W czasie II wojny pracowała w fabryce i udzielała się w dzienniku „Die Zeitung”. Do Niemiec już nie wróciła.
Pewnie dawno zapomnielibyśmy o tej dzielnej kobiecie, gdyby nie jej podobizna stworzona przez Diksa. Praca doczekała się mnóstwa reinterpretacji malarskich, parodii i pastiszów. Mnie szczególnie podoba się misio z petem w łapie oraz naga panna, na której ciele namalowano imitację sukienki w kratę, a na buzi monokl. Zobaczcie, jest na YouTube.
Starszy o trzy lata od swojej modelki Otto Dix w czasie I wojny światowej został zmobilizowany. Dopiero po powrocie z frontu, gdy miał 28 lat, rozpoczął naukę artystyczną. Początkowo dadaista, w latach 20. zmienił styl. Zainteresował się mistrzami renesansu i baroku, udoskonalił malarski warsztat. Zaczął tworzyć w manierze naturalistycznej z przechyłem w stronę groteski. Dawał w ten sposób wyraz swojej niezgodzie na zło, wynaturzenia, okrucieństwo świata.
Nazistom podpadł za cykl pacyfistyczny „Wojna” oraz za dzieła zaangażowane społecznie, jak „Dwie ofiary kapitalizmu”, „Sutener i prostytutki”, „Rajfurka”. Za tę manifestację poglądów wpisano go na listę „artystów zdegenerowanych”, pozbawiono profesury w akademii i skonfiskowano prace. Z taką biografią nie mógł pozostawać ideowo obojętny. Nic dziwnego, że w NRD stał się mistrzem kultowym.
Otto Dix „Portret dziennikarki Sylvii von Harden”, 1926 r., (89 x 121 cm), Musée National d’Art Moderne, Centre Pompidou, ParyżMONIKA MAŁKOWSKA fot. Be&W, Forum, Wikipedia
Poetka i dziennikarka, Sylvia von Harden (fot. pierwsza z lewej), zgodziła się pozować Otto Diksowi pod warunkiem, że… nie będzie upiększona. Portret Sylvii doczekał się mnóstwa reinterpretacji malarskich, parodii i pastiszów (zdjęcia środkowe). Otto Dix w swej pracowni, lata 30. (fot. z lewej).
dla zalogowanych użytkowników serwisu.