Jako Azja Tuhajbejowicz w „Panu Wołodyjowskim” wypinał do kamery pierś, na której „siną barwą wykłuto” dwie ryby. Rola ta odcisnęła piętno na jego karierze. Ale nie dlatego, że przez nią o mały włos nie zagrał Kmicica, ale dlatego, że trudno o lepszy przypadek zodiakalnych Ryb niż Daniel Olbrychski.
O jego impulsywności koledzy z planu opowiadają legendy. On sam woli mówić, że kierują nim nastroje. Ale nie są to bynajmniej zwykłe gwiazdorskie fochy, ale świadome pielęgnowanie legendy wrażliwca i oryginała. Świadczy o tym choćby incydent sprzed lat w warszawskiej Zachęcie.
Zanim Olbrychski zaczął w galerii rąbać szablą zdjęcia aktorów w niemieckich mundurach, wcześniej zadzwonił po ekipę telewizyjną. Zodiakalne Ryby bowiem za swój życiowy cel stawiają sobie przykuwanie uwagi świata.
Jego życiorys to pasmo skandali. Większych i mniejszych, artystycznych i obyczajowych. Przez bite 50 lat swojej kariery Daniel Olbrychski regularnie bulwersuje opinię publiczną. Jeśli nie rolą, to przynajmniej wywiadem (w którym mimochodem porównuje IPN do KGB). Ryby bowiem lepiej niż jakikolwiek inny znak zodiaku zdają sobie sprawę, że nieważne, jak o tobie mówią – grunt, żeby w ogóle mówili.
Swoją operatywność Ryby maskują ponadprzeciętną wrażliwością. W związanym z karierą dziesiątym domu mają one powiązanego z Jowiszem Strzelca. To właśnie dzięki niemu choć są indywidualistami wrażliwymi na każdą niesprawiedliwość, to jednocześnie zachowują rezerwę wobec świata. Podobnie jest z Olbrychskim. Jego bohaterowie bywali egoistyczni i czasem skłonni do poświęceń, ale nigdy nie spoufalali się z widownią. Dzięki temu Olbrychski został amantem w nowym stylu: dziki, nieokiełznany, tajemniczy, zawsze na dystans. Mężczyźni chcieli być tacy jak on, a kobiety chciały być z nim. Ale nie zawsze tak było.
reklama
Olbrychski – jak sam wspomina – był kiepskim uczniem, za to spragnionym sławy. A że tę w latach 50. można było osiągnąć albo w sporcie, albo w aktorstwie, postawił na obydwie dyscypliny. Marzył, by zostać mistrzem olimpijskim. Trenował szermierkę, boks i lekkoatletykę, zmieniając dyscypliny na te, w których polscy sportowcy odnosili akurat sukcesy. Próbował sił w kółku recytatorskim, ale bez sukcesów. Nie dostał się też do radia. „Ze względu na złą dykcję”, tłumaczono. Ale on się nie zrażał. – O kiepskich wydarzeniach staram się jak najszybciej zapomnieć – mówi.
To charakterystyczne dla Ryb. Poza tym
są cierpliwe i potrafią czekać na swoją szansę. Olbrychski długo czekać nie musiał. TVP szukała obsady do dwóch programów dla młodzieży: kabaretowego i recytatorskiego. Ryby nie lubią „obnażać się” przed ludźmi i jak ognia unikają wszelkich konkursów. Na przesłuchanie poszedł więc pełen obaw. Niesłusznie.
Dostał się do obydwu. A prowadzący casting reżyser Andrzej Konic przepowiedział mu przyszłość. – Nazwisko? – Olbrychski. – Olbrychski… Olbromski… Rafał… „Popioły”… – zamyślił się Konic. Ani on, ani młokos nie spodziewali się, że to luźne skojarzenie może stać rzeczywistością. Tymczasem trzy lata później młody aktor zdobył sławę tą rolą. Przepowiednia Konica nie była jedynym metafizycznym wypadkiem Olbrychskiego.
Ryby mają naturalny pociąg do magii, religii i innych spraw niewyjaśnialnych. Olbrychskiemu zdarzało się więc nie tylko porozmawiać o roli z duchem Zbigniewa Cybulskiego, ale też i samemu paść ofiarą czarów. Rzecz miała miejsce w ZSRR jeszcze w latach 70. Przed wejściem na scenę spotkał za kulisami nastolatkę. Tajemnicza dziewczyna powiedziała mu, że jest „trochę czarownicą”, i wcisnęła w dłoń laleczkę Baby Jagi na miotle. Co było dalej, Olbrychski nie potrafi sobie przypomnieć. Pamięta tylko, że podczas występu z trudem mówił swoje kwestie.
Złośliwi tę amnezję zrzucają na karb wypitego alkoholu, ale aktor zarzeka się, że był trzeźwy i że dziewczyna musiała go zahipnotyzować albo rzucić na niego jakiś urok. Czy tak było naprawdę, trudno powiedzieć, ale gdy wrócił do kraju, rozpadł się jego związek z Marylą Rodowicz. Aktor jest przekonany, że to nie był przypadek.
– Przypadek zrządził, że Pan Bóg dał mi talent – mówi aktor. – Ja tylko wiedziałem, jak ten dar wykorzystać. I rzeczywiście zrządzenie losu odegrało tu istotną rolę. Na drugim roku studiów w Akademii Teatralnej wypatrzył go Andrzej Wajda i od razu obsadził w swoich „Popiołach”. Olbrychski zrezygnował wtedy z wyczynowego biegania. Jego trener nie krył rozczarowania i nawet po sukcesie filmu mówił: „Mógłbyś biegać, ale nie – ty wolisz się wygłupiać”. Tymczasem po pokazie „Popiołów” na festiwalu w Cannes zaczęto nazywać Olbrychskiego „polskim Jamesem Deanem”.
Ryby uwielbiają wzbudzać podziw, ale przy tym nie wylewają za kołnierz. Zgodnie z horoskopem, aktor nie upajał się wyłącznie swoją sławą, więc zdarzało mu się nabroić. A to, próbując „odegrać” scenę z płonącymi stakanami spirytusu z „Popiołu i diamentu”, podpalił stół, a to na koniu wjechał do hotelu „Victoria” albo w obronie czci damy dał komuś w nos.
W ciągu 50 lat w ośmiu językach (!)
zagrał w 190 filmach, z których pięć otrzymało nominacje do Oscara. Występował w kilku filmach równocześnie. Potrafił rano grać boksera, po południu inteligenta, a wieczorem być szlachcicem i w każdej roli był tak samo przekonujący. A wszystko dzięki temu, że Ryby świetnie radzą sobie z natłokiem pracy, bo potrafią skupić się na wykonywanym zajęciu. Świetnie też sprawdzają się w sytuacjach kryzysowych.
Olbrychski dał temu wyraz na planie „Ziemi obiecanej”, gdzie miał zagrać scenę seksu oralnego z Kaliną Jędrusik. Przerażony tym, że peerelowska seksbomba nie odmówi sobie, by wystawić recenzję jego męskości, postanowił spłatać aktorce figla. Podczas wyjazdu na Zachód kupił więc czarną prezerwatywę, którą założył przed sceną. Żart się udał. Jędrusik przez dwa następne dni milczała jak zaklęta, a w końcu powiedziała, że… czarne też jest piękne.
Propozycje sypały się zewsząd. W Polsce grał u najlepszych, a za granicą do współpracy zapraszali go Claude Lelouch, Nikita Michałkow czy Volker Schlöndorff. Z kolei, gdy Kirk Douglas namawiał go na wyjazd do Hollywood, sam zrejterował. Znów jego życiem pokierował horoskop.
Jak wszystkie Ryby, zamiast zaczynać wszystko od początku, wolał podążać własną, dobrze już znaną ścieżką ścieżką. Ta zaś zawiodła go ponownie na Akademię Teatralną. Najpierw w charakterze wykładowcy, a potem… studenta. Przerwane pracą nad „Popiołami” studia dokończył dopiero dwa lata temu. Udało mu się też nakręcić film w Holywood – zagrał w superprodukcji „Salt” u boku Angeliny Jolie. Wszystko wygląda, że na tym przygoda Olbrychskiego z fabryką snów się nie zakończy, bo w przerwach między zdjęciami umawiał się z Bradem Pittem na zagranie w westernie.
★
Gdy masz szefa spod znaku Ryb... •
To zaprzeczenie tyrana. Nie potrafi krzyknąć ani tupnąć nogą, dlatego podwładni włażą mu na głowę. Jego łagodność ma jednak granice. Lepiej ich nie przekraczać!
•
Łatwo wziąć go na litość. Gdy zobaczy łzy w oczach, usłyszy rzewną historię o nieszczęśliwej miłości czy śmierci chomika, wybaczy każde niedociągnięcie.
•
Lubi trzymać się wypróbowanych wzorców postępowania. Nie warto go więc zarzucać nowymi pomysłami, bo nadmierna aktywność pracowników mocno go niepokoi.
•
Warto mu zaufać, nawet gdy wydaje ci się, że działa nieracjonalnie. Ryby mają niezawodną intuicję. Szóstym zmysłem wyczuwają nie tylko nadchodzącą koniunkturę, ale też czytają pracownikom w myślach. Zdemaskują więc każdą nieszczerość i gierkę. Zamiast kombinować, weź się lepiej do roboty.
•
Wszelkie obietnice i umowy egzekwuj natychmiast, zanim zmieni zdanie – bo że zmieni, to pewne. W ciągu minuty potrafi wydać kilka sprzecznych poleceń i w końcu nikt nie wie, o co mu chodzi. On sam też nie, więc rób, co uważasz za słuszne.
Stanisław Gieżyńskifot. East News, Shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.