Pokłóciłam się z mężem. Już nawet nie pamiętam, o co... Wyszło na to, że ja mu spaskudziłam życie, a on mnie. Na szczęście, zanim pod wpływem morderczych instynktów zaczęliśmy sobie zadawać rany kłute, zadzwonił telefon.
Córka pytała, czy może nam podrzucić wnuka na wieczór, bo mają ważne wyjście. – Ależ oczywiście, kochanie… – zagruchał mój mężczyzna w słuchawkę – twojej matce to zawsze dobrze robi. Fakt, przy wnukach staramy się nie skakać sobie do oczu. Wyszłam, trzasnąwszy drzwiami.
Dlaczego wybrałam takiego fajtłapę i hipokrytę, dlaczego nie trafił mi się normalny, cudowny, seksowny mężczyzna, który dojrzy we mnie inne możliwości poza gotowaniem obiadu i nacieraniem mu pleców. Wiecie, jak to jest… Cudownie być babcią, ale nie za często, a już na pewno nie w łóżku. Zbliżają się walentynki, święto zakochanych. Czy faceci po pięćdziesiątce wiedzą, że jest coś takiego? Wszystkich Świętych, święto wojska, dzień bez papierosa – owszem, o tym pamiętają, ale żeby pokazać własnej żonie, że coś się jeszcze do niej czuje, poza niewątpliwą przyjaźnią i przywiązaniem – pokażcie mi takiego.
Poszłam więc na zakupy, żeby sobie podnieść poziom serotoniny we krwi, lecz tego dnia miałam pecha. Od razu wpadłam na znajomą, której akurat dziś wolałabym nie spotkać. Kiedyś najseksowniejsza w klasie, delikatna brunetka o niewyobrażalnie długich nogach, przepoczwarzyła się w blondynkę z biustem gigantycznym jak mur obronny, ale nogi pozostały takie same. Dzięki nim złowiła już trzeciego męża.
reklama
Zaciągnęła mnie do kawiarni, a tam, jak zwykle, musiałam wysłuchiwać jej zwierzeń o kolejnym niesamowitym romansie. Tym razem nękał ją esemesami jakiś małolat, bardzo napalony. Poprzednio był wyposzczony szejk, przez którego omal nie skompromitowała się w towarzystwie. Znajoma, mimo pięćdziesiątki na karku, zachowała umysł szesnastolatki i żyje głównie w świecie romansów i erotycznych przygód – co ciekawe, zawsze znajdzie jakiegoś chętnego… Cała reszta kobiet, jakie znam, od lat usiłuje rozwikłać straszliwą tajemnicę, gdzie ukrywają się mężczyźni, którzy nie są żonaci, nie mają jakichś straszliwych wad i chcieliby się z którąś związać na stałe.
Co do mnie, też kiedyś uważałam, że najważniejsze są romantyczne uczucia, całe te motyle w brzuchu i drżenia serc, pierwsze pocałunki i omdlenia z rozkoszy. Kiedy ze 20 lat temu poznałam mojego męża, przeżyłam to wszystko tak mocno, jak trzeba. Dziś, gdy on stoi przed lustrem w łazience tylko w samych skarpetkach i, wciągając brzuch, a wysuwając szczękę, pyta: „Nie sądzisz, że jestem podobny do George’a Clooneya???”, myślę, że ten płomień między nami trochę jeszcze płonie i warto na niego chuchać, więc odpowiadam z wanny, spod maseczki na twarzy: „Maa… w …obie to …oooś, …ochanie”.
Ważne jest mieć przy sobie faceta, który, cieplutki, posapuje obok cichutko w bezsenną noc, a rano wypije z tobą herbatę przy kuchennym stole. Oczywiście, ważny też jest seks. Jestem za seksem! Jest niezbędny dla zdrowia psychicznego i fizycznego. Przeczytałam niedawno rewelacyjną wiadomość, że orgazm chroni kobiety przed migrenami, a miłosna gimnastyka wzmacnia mięśnie brzucha i kręgosłupa. Hura!!! Nie ma to jak badania naukowców. Biedzili się latami nad odkryciem czegoś, co każda z nas ma na wyposażeniu w głowie od pierwszej randki.
Kiedyś uwielbiałam kochać się w różnych miejscach i pozycjach – seks był jak teatr, w którym starałam się zagrać jak najlepszą rolę. Teraz muszę być zrelaksowana, niewkurzona na męża, na psy, na szefa… Nie mogę mieć ważnych terminów na głowie, nie czuć się gruba albo zbyt najedzona, sytuacja polityczna musi być umiarkowana, a sąsiedzi cisi. Telefony muszą być wyłączone, drzwi zamknięte, w telewizji nie może lecieć mój ukochany serial, w łóżku nie może być książek, chustek do nosa i okruszków po kanapkach. No i muszę być przytomna przez pięć minut po wejściu do łóżka, co mi się ostatnio rzadko zdarza. Nic więc dziwnego, że nikt prócz mojego męża nie ma ochoty się ze mną kochać…
Poza tym kobieta nie pierwszej młodości, która okazuje wyraźną ochotę na seks, jest czymś tak niecywilizowanym, jak film o dzikich zwierzętach w buszu. Mnie jakoś nikt od dawna nie podrywa… Tak sobie myślę o tym wszystkim, a znajoma z rumieńcami opowiada o swoim sprawnym niebywale, o połowę młodszym narzeczonym i co chwilę piszczy: „Och, czyż to nie słodkie?”. Jak ona ma na to siłę? Jak się jej chce wciąż być wyzwalaną ze szponów zwykłego życia przez amantów na białym koniu? W końcu jednak to, że poszukiwanie faceta nie zajmuje mi całego wolnego czasu, coś znaczy. Może po prostu mam to, co lubię…
Jestem kobietą last minute, ale nie jestem martwa, myślę i obiecuję sobie, że poświęcę na seks więcej czasu i energii. Nawet w skarpetkach mój mąż jest całkiem seksowny, i to dzięki niemu nie boli mnie głowa.
Teresa Jaskiernyilustr. na podst. Wilson Mc Lean
dla zalogowanych użytkowników serwisu.