Strona 2 z 2
Zaczęła ją machinalnie czytać. Poczuła, że drętwieją jej wargi. Byle nie wylew, pomyślała, bo co się wtedy stanie z kotem i psem. To było pismo Stefana. „Jedyna moja”, czytała, „nie mogę postąpić inaczej. Iwa sobie beze mnie nie poradzi. Jest dobra, ale ma kurzy mózg. Wynieść ją na mróz jak mimozę i od razu zmarnieje. Kiedyś jej matka powiedziała mi, że jeśli Iwę skrzywdzę, ześle na mnie raka albo wylew. Nie boję się gadania starej kobiety, która zresztą już dawno nie żyje, ale z jakiegoś powodu nie mogę jej zostawić. Sam tego nie rozumiem, ale coś mnie przed tym wstrzymuje. Nie umiałbym tego powiedzieć wprost, więc piszę ten list. Tak mi łatwiej, kocham Cię i będę zawsze kochał”.
Iwona przez chwilę nie mogła oddychać. Jednak nie wysłał, pomyślała, a nawet zapomniał o tym liście. Ktoś w jego życiu był poza nią, choć nigdy nie dał jej najmniejszych powodów do myślenia, że ją zdradza. Albo nie umiała tego dostrzec. Ma przecież kurzy mózg...
Stworzona do reklamy rajstop
Włożyła buty na wysokim obcasie, podeszła do telefonu i wybrała numer chłopaka w dżinsach. Nie rozmawiali długo. Powiedziała tylko, że zgadza się na zdjęcia. Otworzyła schowek, gdzie wciąż wisiały rzeczy teściowej. Była tam sukienka, którą zawsze bardzo chciała przymierzyć, ale nie śmiała tego zrobić. Obcisła, amarantowa, wykończona ciemną lamówką. Teściowa włożyła ją raz, a może dwa razy w życiu, chyba Stefan przywiózł ją w prezencie z Paryża.
Po drodze do atelier fotografa weszła do sklepu. Poprosiła o szminkę, najlepiej w kolorze amarantowym. A potem – żeby sprzedawczyni umalowała jej usta, bo zwichnęła sobie rękę, a jedzie na zdjęcia. Sprzedawczyni kazała jej usiąść na krześle i starannie ją umalowała. – Nie ma pani botoksu w wargach? – spytała. – Bo takie ma pani śliczne usta.
reklama
W atelier było pełno świateł. Fotograf kazał jej stać, siedzieć, pochylać się i leżeć. Powiedział, że nigdy nie widział piękniejszych nóg, a fotografował ich tyle. I takiego koloru oczu. A może ona ma koloryzujące soczewki? Nie ma? Są koloru chabrów, jakby je ktoś na turkusowo pomalował. I te rzęsy. Wyglądają na sztuczne. Naprawdę są naturalne? Takie długie… Musi sobie koniecznie kupić niebieskie szpilki. Tak ją widzi, w niebieskich szpilkach z obcasami cienkimi jak długopisy. Spytał, czy przyjechała tu samochodem. Zdziwił się, że nie ma prawa jazdy. Nie wygląda na taką, która sama nie prowadzi. W takim razie odwiezie ją do domu...
Stefan nie spał. Zdjęła ze ściany jego oprawioną w ramki fotografię, którą powiesiła tam jeszcze teściowa, wyjęła ją spod szkła i włożyła znaleziony w szufladzie list. A potem powiesiła na ścianie tak, że musiał go widzieć. Zaczął coś mówić i poruszać lewą ręką. Zdziwiła się, bo lewa była dotąd zupełnie bezwładna. Przyszedł rehabilitant, powiedział, że ćwiczenia odnoszą dobry skutek i jest nadzieja, że paraliż z biegiem czasu się cofnie, a Stefan dojdzie do stanu, w którym być może będzie mógł nadal pracować w swoim zawodzie. Nakarmiła Stefana zmiksowanym jedzeniem. Gotowała zupę, którą później miksowała i podawała mu najpierw w strzykawce, a teraz łyżkami, bo zaczął już nieźle przełykać.
Szpilki, które niosąWłożyła pantofle na wysokich obcasach i wyszła do miasta. Szła bez trudu. Same ją niosły, nie powodując bólu ani obrzęków stóp, musiała tylko uważać, żeby obcasy nie wpadły w szpary między płytkami chodnika. Do centrum handlowego było niedaleko. W sklepie z butami stały niebieskie wysokie szpilki, jakby stworzone dla niej. Były drogie, ale na koncie wciąż było sporo pieniędzy zgromadzonych przez Stefana.
W domu zadzwoniła do fotografa. Ma już niebieskie szpilki. Może pozować do zdjęć. Fotograf ucieszył się, ale dziś wyjątkowo przed zdjęciami zaprosi ją do restauracji na obiad. I przyjedzie po nią samochodem. Przejrzała szafę teściowej. Znalazła spódnicę mini z lat 60., szarą, w czarne paseczki, do połowy ud. – Co by powiedział na to Stefan – pomyślała – że w czymś takim wyjdę do miasta. Po sekundzie myślała już tylko o tym, co stanie się dalej.
W pracowni fotografa zdjęła duży włochaty sweter Stefana, który kiedyś przywiózł sobie z zagranicy, a potem spódniczkę w ciemne paski. Została w niebieskich szpilkach. Nie pamięta, ile to wszystko trwało. Może pięć, a może siedem godzin. Świat urwał się i zapadł w czarną dziurę. – Jesteś stworzona do seksu – powiedział fotograf. – Takie cudo. Zazdroszczę twojemu mężowi. Roześmiała się: – Muszę już wracać. Kręciło jej się w głowie, bolało całe ciało. – Zadzwonię – powiedział.
W domu wyrzuciła spod poduszki nóż i włożyła telefon komórkowy. Wieczorami nie mogła zasnąć w oczekiwaniu na dzwonek. Zatelefonował po kilku dniach. Ma do niej prośbę, czy mogłaby zająć się jego dzieckiem. Z matką małego nic go już nie łączy, ale dziecko to dziecko. Matka musiała pójść na kilka dni do szpitala, a on nie może się zająć synem,bo wypadłyby mu bardzo dobrze płatne zdjęcia. Więc prosi Iwonę, żeby Adama przetrzymała parę dni. Zgodziła się.
Adaś prawie niczego nie mówił, siedział w kącie i rytmicznie poruszał głową. Wyciągnęła zabawki swego syna, ale Adaś trzymał się tylko kurczowo nogi fotela i od czasu do czasu głośno i przenikliwie krzyczał. Iwona z przerażeniem myślała, że czeka ją kolejny dzień opieki nad tym dzieckiem. Adaś ożywiał się tylko wtedy, gdy podchodził do niego pies. Przytulał się i całował jego kudły.
Po trzech dniach fotograf zadzwonił, że przyjeżdża po syna, bo jego matka wyszła już ze szpitala. Ale w niedzielę oboje znów nie będą mogli zająć się dzieckiem, więc może jeszcze tylko ten jedyny raz Iwona zechce się nim zaopiekować. Powiedziała, że nie, że też będzie zajęta. Wyciągnęła spod poduszki telefon i odłożyła w miejsce, gdzie zwykle leżał. Podeszła z zupą do Stefana. Bardzo wyraźnie powiedział: Iwa.
Zatelefonowała do jego siostry. Powiedziała, że w ciągu tygodnia musi odesłać jej syna do domu. Stefan trochę lepiej się czuje. Jest dobrze. Ona musi poszukać sobie pracy. Wszystko jedno jakiej. Niech siostra odprowadzi Stasia do samolotu, a Iwona go odbierze. – Jak to, sama? – spytała zdziwiona siostra. – Masz natychmiast zrobić, o co proszę – powiedziała Iwona. Zadzwoniła do ośrodka szkolenia na prawo jazdy. Może zacząć lekcje od zaraz. Z telefonu komórkowego wyrzuciła numer do fotografa.
Barbara Pietkiewicz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.