Strona 1 z 2
21 grudnia 2012 roku wypełni się liczący 4600 lat kalendarz Majów. Wraz z nim skończy się świat. Ocaleć mogą tylko ci, którzy tego dnia znajdą się na szczycie francuskiej góry Bugarach...
Po upadku Imperium Rzymskiego aż 185 razy prorokowano zagładę naszej planety. Tym razem jednak ma nie być żadnej lipy. Planeta Nibiru z całym impetem uderzy w Ziemię. I choć do tej pory astronomom nie udało się jej odkryć, to katastrofa ma spowodować przemagnesowanie biegunów. W efekcie Europa zamieni się miejscami z Antarktydą, oceany wystąpią z brzegów, wulkany będą pluć lawą, a wszystko, co nie spłonie albo nie utonie, zostanie skażone radioaktywnym pyłem z uszkodzonych elektrowni atomowych. A w zasadzie prawie „wszystko”, bo z zagłady ma ocaleć maleńka francuska osada na przedpolu Pirenejów.
Uciec, ale dokąd
Belgijski astrofizyk i spec od apokalipsy, Patrick Geryl, który o tegorocznym końcu świata popełnił aż pięć książek, jest większym optymistą. W swoim najnowszym dziele, „Jak przeżyć kataklizm roku 2012”, pisze: „Przemieszczenie biegunów spowoduje tak potężne zniszczenia, że wielkie połacie Ziemi przez pewien czas nie będą nadawać się do zamieszkania. Fale tsunami rozleją się po Ziemi. Lasy obumrą, uprawiane wcześniej grunty staną się bezużyteczne, a klimat okaże się nie do zniesienia. Temperatura spadnie poniżej 20 stopni Celsjusza. Niebo na ponad 40 lat zasnuje wulkaniczny pył. Z powierzchni Ziemi znikną całe populacje zwierząt, a wraz z nimi miliardy ludzi, przedstawicieli najbardziej rozwiniętej cywilizacji na świecie”.
reklama
Geryl przestrzega, że najbardziej ucierpią te rejony świata, które są najgęściej usiane elektrowniami atomowymi i wulkanami, a także – ze względu na wysokie na 2000 m fale tsunami – niziny i depresje. W efekcie kataklizm dotknie obie Ameryki, Europę, Australię i połud-niową Azję, czyli większą część świata. Mimo to wskazuje kilka miejsc ocalenia: góry Etiopii, Madagaskar, górskie rejony Hiszpanii, wysokie góry w Turcji, góry Atlas w Maroku. Jego rozumowanie na pierwszy rzut oka wydaje się spójne. Ma jednak jedną lukę. Za to poważną.
Zgodnie ze stanem naszej wiedzy na temat matki Ziemi, przemagnesowanie biegunów oprócz powodzi i katastrof nuklearnych wywoła też ruchy tektoniczne, włącznie z wypiętrzaniem się gór. Przebywanie więc wtedy na wysokich szczytach również grozi śmiercią lub ciężkim kalectwem… W tym kontekście stosunkowo nikczemny „wzrost” 1230 m n.p.m wydaje się atutem Pic de Bugarach. Zresztą jednym z wielu.
Góra postawiona na głowieZ geologicznego punktu widzenia wzniesienie na francusko-hiszpańskim pograniczu jest prawdziwym dziwem natury. Jej wierzchnie, jurajskie warstwy są mniej więcej 50 milionów lat starsze od głębszych, kredowych. Dlatego wzniesienie sprawia wrażenie „wywróconego do góry nogami”. W dodatku – jak twierdzą liczni świadkowie – w jej sąsiedztwie nagminnie występują zjawiska paranormalne. Podobno Pic de Bugarach potrafi emitować tak silne pole magnetyczne, że telefony komórkowe i laptopy odmawiają posłuszeństwa, i same się wyłączają. Sam Nostradamus zaś, goszcząc w okolicy, miał ponoć ocenić wibrację góry jako „pozytywną”.
Wszystko zaczęło się 11 lat temu, kiedy mieszkający w pobliżu góry Jean de Rignies w liście do magazynu o UFO opisał, że w pobliżu Bugarach wielokrotnie widywał latające spodki. Internetowe UFO-fora szybko wciągnęły Pic de Bugarach na swoją listę „świętych gór”, odwiedzanych przez Obcych. I choć francuskie wzniesienie zdecydowanie ustępuje gabarytami innym szczytom z tego zestawienia: Mount Everestowi, peruwiańskiemu Machu Picchu i wulkanowi Teide na Teneryfie, to obecnie przez sporą część ezoteryków jest uznawane za najpewniejszą lokalizację Agharty – położonej we wnętrzu Ziemi, krainy, zamieszkanej przez cywilizację mitycznych Atlantów. Mimo to żadne z domniemanych wejść do wnętrza góry (a w samej Francji znajduje się ich ponoć kilka: m.in. w Miglos, Annonay, Saint-Pierreville, Falicon czy w Les Baux-de-Provence) nie cieszy się wśród UFO-turystów równie wielką popularnością, co sam szczyt Bugarach.
Emocji nie wzbudzają również inne garaże Obcych. Ani te wskazane przez Ericha von Dänikena, ani te, które w latach 70. dzięki technice zdalnego widzenia (ang. remote viewing) zlokalizował na zlecenie amerykańskiego wywiadu ezoteryk Sam Price. Zdaniem amerykańskiego jasnowidza one również mają znajdować się we wnętrzu gór (hiszpański Monte Perdido, Inyangani w Zimbabwe, wulkan Hayes na Alasce i australijski Zeil), a w ich okolicy regularnie widuje się Niezidentyfikowane Obiekty Latające. Mimo to nikogo do nich nie ciągnie. W przeciwieństwie do Bugarach, bo według szacunkowych danych francuską osadę, oficjalnie mającą 189 mieszkańców, tylko w 2011 roku odwiedziło 300 tysięcy osób!
~Gość
~irek770801