Anthony Hopkins ujawnił ostatnio swój sekret – 50 lat temu popełnił… walca. Kilka miesięcy temu wyciągnął spod sterty starych papierów nuty swojej kompozycji „And the Waltz Goes On” i przesłał skrzypkowi, André Rieu. Celebryta muzyki klasycznej tak się zachwycił utworem, że nagrał go na najnowszej płycie prowadzonej przez siebie Johann Strauss Orchestra. W ten sposób spełniło się młodzieńcze marzenie 73-letniego Anthony’ego, który myślał o karierze muzyka na długo, zanim został aktorem.
Jak przystało na zodiakalnego Koziorożca, Hopkins jest ambitny i uparty. Jego karierą kieruje Dziesiąty Dom horoskopu, gdzie pierwsze skrzypce gra Waga. Związana z tym znakiem planeta Wenus rozbudza artystyczne zainteresowania. Te zaś w przypadku Anthony’ego są bardzo szerokie – jest nie tylko aktorem, reżyserem i kompozytorem, ale też malarzem, o którego obrazy zabijają się kolekcjonerzy z całego świata! Ale największym atutami Hopkinsa są dyscyplina i cierpliwość, którymi obdarzył go władający Koziorożcem Saturn.
Koledzy ze szkoły zapamiętali go jako chorobliwie nieśmiałego syna piekarza, interesującego się tylko piciem piwa i kinem. Fascynacja Humpreyem Bogartem i Lawrence’em Olivierem popchnęła go do teatru. I choć była to tylko prowincjonalna trupa, zawsze grał na całego. Do tego stopnia, że kiedy coś nie szło, zdarzały mu się niekontrolowane wybuchy gniewu. Pewnego razu rzucił w inspicjentkę młotkiem, który minął jej głowę ledwie o centymetry. Koziorożce bowiem są jak kameleony: zimne i przeraźliwie spokojne, chwilę później potrafią się gorączkować.
Gdy doznają niepowodzeń, zamykają się w sobie. Tak też było, gdy do teatru, w którym grał Anthony, przyjechał wysłannik samego Lawrence’a Oliviera. Wielki aktor szukał współpracowników do londyńskiego Teatru Narodowego. Koledzy i koleżanki Walijczyka dostali propozycje. On – nie. Przez kilka tygodni okłamywał wszystkich, że „jego agent negocjuje warunki”. – Obawiałem się, że zostanę pozbawiony czegoś, co mi się należy. Że ktoś inny osiągnie więcej niż ja – wspomina.
reklama
Szczęśliwie sprawa z Olivierem okazała się nieporozumieniem. Wkrótce stanął na deskach słynnego teatru, a niedługo potem dostał pierwszą rolę w filmie. Był to „Zimowy lew”, gdzie wystąpił u boku Katharine Hepburn. Początki były fatalne. Po kolejnych nieudanych próbach jednego ujęcia wielka Hepburn powiedziała: „Synku, napijmy się kawy” i zaprowadziła go do barku. Tam w krótkich słowach wyjaśniła mu istotę aktorstwa. – Czemu grasz odwrócony plecami do kamery? Ujęcie to twoja własność, ty jesteś najważniejszy – tłumaczyła. – Oddaj mi je, a ja zagram tak, że nikt cię nie zauważy na ekranie!
Anthony dobrze zapamiętał gorzką lekcję. Koziorożec bywa wojowniczy, lecz gdy sytuacja tego wymaga, potrafi być uległy i potulny jak baranek. „Zimowy lew” dał Hepburn Oscara, ale publiczność dostrzegła też debiutanta. Koziorożec potrafi latami czekać na przełom, rozważa opcje. Rządzi nim dewiza: wszystko albo nic. Jednocześnie ciągle miewa wahania nastrojów i momenty niepewności. W licznych wywiadach Hopkins mówił rzeczy kompletnie sprzeczne. Raz twierdził, że chce być taki jak jego wielki mentor, Sir Lawrence Olivier, innym razem, że „wszystko to jest g… warte i sam nie wie, na czym ten zawód ma polegać”. A bez celu Koziorożec staje się nieszczęśliwy.
Przełom nastąpił w grudniu 1975 r. Anthony ocknął się w jakimś motelu w Arizonie. Mnóstwo wtedy pił. Ale pewnego dnia, gdy szedł ulicą, usłyszał głos: „Dość! Teraz zacznij wreszcie żyć”. Nie wiedział, kto do niego przemówił: Bóg, Anioł Stróż czy podświadomość, ale podjął decyzję. I uparcie dążył do wyznaczonego celu. Zaczął od spotkań Anonimowych Alkoholików. A kiedy skończył z piciem, przestało mu dokuczać przeświadczenie, że „wszystko, co robi, jest warte funta kłaków”.
Aktor wrócił do Anglii i teatru, zbierając za swoje role znakomite recenzje. Zagrał w kilku telewizyjnych produkcjach BBC, posypały się nagrody. Przypomniano sobie o nim też w Ameryce. Wystąpił w „Buncie na Bounty”, potem w teatrze: „Królu Learze” oraz „Antoniuszu i Kleopatrze”. Wreszcie, w wieku 54 lat, trafił się mu scenariusz „Milczenia owiec”. Anthony z miejsca zorientował się, że dokonał dobrego wyboru, a – jak sam mówi – tylko to odróżnia porażkę od sukcesu.
Do roli Hannibala Lectera przygotował się solidnie. Scenariusz przeczytał na głos 250 razy, a każdą kartkę tekstu opatrzył notatkami i rysunkami dotyczącymi szczegółów roli: uśmiechu, sposobu mówienia i poruszania się bohatera. Ciężka praca się opłaciła. „Milczenie owiec” zapewniło mu nie tylko Oscara, ale też na oścież otworzyło przed nim drogę do hollywoodzkiego panteonu gwiazd. Przyjaciele mieli obawy, czy nie utknie w filmowej szufladce pt. „świetny do roli psychopatów”. Nie utknął. Po Lecterze zagrał mnóstwo różnorodnych ról: od łowcy wampirów w „Draculi” po majordomusa arystokratycznego domu w „Okruchach dnia”.
W uznaniu zasług Elżbieta II nadała mu tytuł szlachecki. W osiągnięciu sukcesu pomogły mu wpisane w znak Koziorożca: wytrwałość, ambicja i ciężka praca. W „Amistad” Anthony uparł się, żeby w jednym ujęciu nakręcić całą scenę mowy sądowej. Reżyser Steven Spielberg był tak zszokowany, że odmówił mówienia mu per „Tony” i zwracał się oficjalnie: „Sir Anthony”.
Dziś Anthony Hopkins przebiera w rolach. Osiągnął sukces, którego miarą jest kryta czerwoną dachówką posiadłość w Malibu oraz trzecie, wreszcie szczęśliwe, małżeństwo z młodszą o 19 lat Kolumbijką, Stellą Arroyave. Fascynuje go upływ czasu i – jak przystało na zodiakalnego Koziorożca – wie już, że najgorsze, co można zrobić, to pozwolić mu przeciekać przez palce. – Kiedy byłem młody, piłem i żyłem jak burza. Dziś jestem mądrzejszy. Więcej pracuję i nie mam czasu na głupoty – mówi. Mimo to przyznaje się, że coraz częściej zdarza mu się wracać myślami do przeszłości. Diabli wiedzą, czego szuka we wspomnieniach. Wszak jest Koziorożcem i to, co zdarzy się w przyszłości, zależy tylko od niego.
Jak postępować z szefem Koziorożcem?• Zapoznaj się z regulaminem firmy i ściśle go przestrzegaj. Koziorożec bardzo dużą wagę przywiązuje do przestrzegania przepisów, nawet absurdalnych.
• Nigdy nie okazuje uczuć. Nie myśl więc, że jest niezadowolony,
gdy z kamienną twarzą czyta twoje sprawozdanie. Może nawet mu się podoba, ale za nic ci tego nie powie.
• Przychodź do pracy pierwsza (on oczywiście już tam będzie) i wychodź ostatnia (on jeszcze tam będzie). Bierz robotę do domu i zapomnij o urlopie.
• Każdą sprawę załatwiaj z nim formalnie. Napisz podanie, w którym szczegółowo wszystko uzasadnisz. Nie daj Bóg, żebyś się pomyliła, bo w ogóle nie będzie go rozpatrywał.
• Jego przychylność zdobędziesz tylko ciężką pracą, dyscypliną i ambicją – z tą ostatnią nie przesadź, aby nie myślał, że mu zagrażasz. Jeśli jednak uzna, że jesteś oddana firmie, doceni to.
• Z niczym się nie spieszy, wszystko, co z nim załatwiasz, będzie trwać długo. Upragniony awans czy podwyżkę możesz dostać dopiero po wielu latach.
Stanisław Gieżyński fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.