Zakochana po uszy

Wreszcie pies musiał się nauczyć reagować na imię swojej pani, by dawać znać, że ktoś ją woła. Trenerka wołała „Monika!”, a gdy zwierzak odwracał głowę na ten dźwięk, nagradzała go. Potem wypowiadała imię z różnymi dodatkami i w różnych przypadkach gramatycznych, np. „pani Moniko”, bo Pefo musi sygnalizować też takie wołanie.

Pies nie tylko słucha każdego polecenia Moniki, ale też słyszy za nią– Osobom słyszącym to, że ktoś zawoła mnie na ulicy, a ja dzięki Pefowi zareaguję, może wydawać się błahostką. Dla mnie jednak ma to duże znaczenie. Staram się nie pokazywać mojej niepełnosprawności i znajomi często o niej  zapominają, a potem… mają do mnie pretensje, że nie odpowiedziałam na wołanie. A przecież ja nie słyszę! Teraz, kiedy ktoś mnie woła po imieniu, Pefo prowadzi mnie w jego stronę. Niby mała sprawa, a dla mnie wielka…

Zaprowadź mnie do domu


Monika w tym czasie każdy weekend spędzała w Katowicach – nie tylko, by pomóc w szkoleniu, ale przede wszystkim, by pobyć z psem, do którego coraz mocniej się przywiązywała. Nic nie było jeszcze przesądzone, ale ona bała się nawet myśleć o tym, że coś mogłoby się nie udać. Że Pefo mógłby trafić do kogo innego.

Kolejna próba – tydzień adaptacyjny w Katowicach – pokazała, że Monika i Pefo rozumieją się coraz lepiej. Zapadła decyzja: ta para sobie poradzi. Przed ostatecznym przekazaniem psa czekał ich jednak jeszcze miesiąc w Warszawie, już w mieszkaniu Moniki. Bez pomocy trenerów, tylko oni dwoje… Przełomem było majowe oberwanie chmury.

Wystarczyło parę metrów od tramwaju do metra, żeby Monice zamokły aparaty słuchowe. I przestały działać. – Teraz zaprowadź mnie do domu – powiedziała do psa. – Musisz to zrobić, bo ja nic nie słyszę. I Pefo stanął na wysokości zadania. Tym razem to nie Monika prowadziła psa, lecz on ją. I choć nie docierały do niej żadne dźwięki, pierwszy raz w życiu nie czuła w takiej sytuacji strachu.

reklama

Wielkie małe sprawy


Na początku pies w biurze stanowił sensację. Wszyscy przychodzili, podziwiali, pytali. Dziś to już – można powiedzieć – pracownik jak wszyscy inni. Oczywiście zanim Monika pojawiła się tu z nim po raz pierwszy, wszystko trzeba było formalnie załatwić. Szefowa Fundacji przyjechała do biura, rozmawiała z naczelnikiem, wytłumaczyła, jakie będą zadania psa i jak należy się z nim obchodzić. Psiego asystenta nie wolno głaskać, bo to go rozprasza. O tym, że zwierzak „jest w pracy”, informuje jego służbowy uniform – kamizelka z napisem „pies asystujący”. To znak: traktuj mnie z szacunkiem, ale bez poufałości.

– Ludzie na ogół tego nie rozumieją. Mają pretensję, kiedy proszę, by Pefa na ulicy nie zaczepiać i nie głaskać. Przecież to taki ładny piesek… Nie rozumieją, niestety, nie tylko tego. Już kilka razy Monikę z Pefem wyproszono ze sklepów, a nawet z parku. Do ochroniarzy nie trafiają argumenty, że z psem asystującym ma prawo wejść wszędzie. Obawiają się, że zwierzak nabrudzi. A Pefo nigdy by tego nie zrobił – on załatwia się na komendę!

Czas pracy i czas pieszczot


Choć Monika i Pefo świetnie się rozumieją, to zdarzają się pomyłki. Jednak nie psu, tylko jej samej. A to wyda złą komendę, a to w ogóle o niej zapomni. W czasie Gdyńskich Warsztatów dla Osób Niepełnosprawnych z psami asystującymi odbywały się zawody. – Przez moje gapiostwo, przez to, że zapomniałam powiedzieć jedno słowo: „idziemy!”, straciliśmy medal – mówi Monika. – Ale Pefo mi to wybaczył – uśmiecha się do psa, a ten macha ogonem.

Ma nadzieję, że z czasem będą rozumieli się bez słów. Na razie jednak słowa są potrzebne. Na początku ich wspólnego życia dla psa trudnością był jej sposób mówienia. Monika nie moduluje głosu – jej ucho, a właściwie aparat słuchowy, takich niuansów nie wychwytuje. A Pefo, przyzwyczajony do tego, że pochwały wygłasza się z entuzjazmem, nie do końca rozumiał, że te słowa oznaczają nagrodę. Ale z czasem on przywykł do jej głosu, a ona… zaczęła ten głos zmieniać. Dzięki psu mówi już zupełnie inaczej, nie na jednym tonie. – Kontakt z nim uczy mnie lepszej wymowy, ekspresji, i czuję, że robię postępy!

Jest dobrze, ale będzie jeszcze lepiej. – Codziennie przychodzą mi do głowy rzeczy, których chciałabym jeszcze nauczyć Pefa. Na przykład reagowania na sygnał karetki i alarmowania mnie, że nadjeżdża. Albo na dźwięk dzwonka roweru – w Warszawie rowerzystów jest coraz więcej, ja nie zawsze ich widzę, a nie słyszę nigdy…

Na wiosnę wybierają się do Katowic doskonalić psie umiejętności. Ale gdyby nawet Pefo nie nauczył się już niczego, i tak nigdy by go nie oddała. – Przy nim nie czuję się samotna. Jesteśmy nierozłączni. Pefo nigdy nie zostaje sam, co jest problemem wszystkich psów. A że ciągle pracuje? Niektórzy tego nie rozumieją i współczują, że taki „zarobiony”. Ale proszę na niego spojrzeć – czy on wygląda na nieszczęśliwego?

O Pefie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to. Przy każdym zadaniu radośnie macha ogonem, zawsze w nagrodę dostaje smakołyk. Zresztą on wcale nie zawsze pracuje. – Chce go pani pogłaskać? – pyta Monika i zdejmuje mu uprząż. To znak, że Pefo ma wolne. Od razu, bez żadnej zachęty, podbiega do mnie dopominać się o pieszczoty. Ale kiedy uprząż wraca na jego grzbiet, pies natychmiast siada „na baczność” przy krześle Moniki. Wie, że zabawa się skończyła.


Joanna Derda
fot. Justyna Cieślikowska
Więcej we "Wróżce" 12/2011

Źródło: Wróżka nr 12/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl