Strona 2 z 2
Okazało się, że w budynku, w którym mieszkała dziewczyna polecona przez głos z Anglii, Miron miał kumpla. Zaprosił go na piwo. – Znasz dziewczynę z pierwszego piętra? – zapytał. – Pewnie, że znam – powiedział chłopak. – Taka chuda mysz. – Brzydka? – Deskowata. Ziemista cera. Jakieś dziwne palce, jakby doczepione do dłoni. Tylko oczy bardzo ładne. Ona strasznie choruje. Chyba na płuca, bo słychać, jak kaszle i charczy. Już wiedział. Studiował przecież medycynę. Dziewczyna długo nie pożyje. Tym lepiej dla niego.
– Czy ona gdzieś wychodzi? – spytał. – Jak jest ładna pogoda, wychodzi do parku z bernardynem. A jeśli nie, wyprowadza go dozorczyni. Ani matka, ani ona nie pracują, nie mają renty i nie wiadomo, z czego żyją. Miron czatował trzy dni w parku na dziewczynę z bernardynem. Któregoś razu wreszcie ją zobaczył.
Była mała, chuda, w zbyt dużej kurtce, z ogromnym psem, który szedł powoli, uważnie przy jej nodze, nie napinając smyczy, jakby wiedział, że jego pani nie ma za wiele sił. Jamnik Mirona wyglądał przy jej psie jak mysz. Miron był wysoki i wysportowany. – Ta dziewczyna przy mnie też wygląda jak mysz – pomyślał.
Po dziesięciu minutach byli już skumplowani. Zaprosił ją do kawiarni. – Jestem chora – mówiła jak wyuczoną lekcję. – Na nieuleczalną i śmiertelną chorobę. – Ale na razie żyjesz – zaśmiał się – i możesz chyba pójść ze mną do kawiarni? – Chyba nie zrozumiałeś. Jestem chora. – Zarazisz mnie? Nie. To w czym rzecz? – Dobrze – powiedziała. – Dziękuję. – To ja dziękuję. – Coś ty taka, przepraszam że żyję?
reklama
Po tygodniu odwiedził jej matkę. Parę razy się spotkali i po miesiącu oświadczył się, byle szybciej mieć to z głowy. Matka przyjęła to z ulgą. Ten piękny chłopak chce wziąć na głowę Lechnę, która ledwo dyszy – dziwne, ale to jego sprawa.
Na konto Mirona wpłynęły z Londynu pieniądze. Kupił mieszkanie w wymarzonej dzielnicy. I samochód, którego pragnął od lat. Poznał świetną dziewczynę. Umawiali się w jej kawalerce, kiedy wracał z wykładów.
Zaprosił Lechnę do obejrzenia mieszkania. Było już urządzone, nie brakowało żadnego szczegółu. Wynajął projektantkę, która wszystkiego dopilnowała. Lechna usiadła w kucki na podłodze i głęboko odetchnęła. – Nabrałam powietrza do samych czubków płuc – powiedziała. – I zdarzyło mi się to po raz pierwszy w życiu. Normalnie nie mogę odetchnąć pełną piersią, zawsze mi brak tchu, jakby mnie ktoś zasznurował w ciasny gorset. I teraz popatrz, Miron, raz się udało. Z radości.
Pomyłka brzemienna w skutkiLechna powiedziała, że jest w ciąży. Był w szoku. Przez 14 miesięcy małżeństwa uprawiali seks tylko dwa razy. Nie skarżyła się. Nigdy nie miała o nic pretensji. Kiedy wracał późnym wieczorem do domu, którym nie mogła się nacieszyć, siadali przy herbacie i gadali. Wspaniale się z nią rozmawiało. Czytała masę książek, umysł miała jak brzytwa i w dyskusjach była nie do pobicia. Ale seks, dziecko? Tego nie brał pod uwagę. Siedział otępiały w fotelu.
– Kobiety z muko są niepłodne – wyjąkał. – Ty, prawie lekarz, i tak się pomylić? To mężczyźni są niepłodni, a nie kobiety – odparła. Wybiegł, jak stał. Pojechał do swojej dziewczyny, zdrowej, wysokiej, z biustem. Piękną byli parą. – Rozwiedź się – mówiła. – Po co ci ta dusząca się mysz?
Możesz już sobie iśćLechna leżała pod tlenem. – Nie mam sił – powiedziała z wysiłkiem – nawet żeby pójść do inkubatora, bo mała jest wcześniakiem i musi w nim leżeć. Miałam cesarkę.
Miron trzymał w teczce projekt pozwu rozwodowego. Na korytarzu czekała jego dziewczyna. – Jeśli jej nie powiesz, koniec z nami – oświadczyła. Niech od razu o tym wie. I powiedz, że będziesz płacił alimenty. Może się przenieść z dzieckiem do mojej kawalerki, nawet jej zapiszę to mieszkanie, oczywiście dopiero wtedy, kiedy weźmiemy ślub.
Kiedy do niej podszedł bliżej, powiedziała od razu: – Jeśli chcesz, możemy się rozwieść. Teraz już mogę ci powiedzieć, że chodziło mi tylko o dziecko. Ty czy ktokolwiek inny, nie miało znaczenia. Ale że nikogo innego nie było, zgodziłam się być z tobą. Małej dam na imię Anda. Będę musiała mieć niedługo przeszczep płuc, bo moje się już kończą. Nie chciałam tego, ale teraz na pewno wyrażę zgodę. Nawet jeślibym miała żyć jeszcze tylko kilka lat. Jest ktoś, kto wychowa moje dziecko. Zwracam ci wolność. Możesz już sobie iść. – A ja?! – krzyknął Miron. – Ja się zupełnie dla ciebie nie liczę?
Zobaczył jej ołówkowate palce o sinawej barwie leżące na kołdrze. Wyjął z teczki pozew rozwodowy. – Patrz Lechna, ja to rwę. Pewnie wiesz, co to jest, bo ty wiesz wszystko. Nie chcę, żebyś umarła. Mamy dziecko. Będę o ciebie walczył. Nigdy nie miałem prawdziwej rodziny, nie miałem kochających rodziców, nie wiem, jak to jest, ale się nauczę i nauczę ciebie. Nie umieraj, Lechna. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj naszej Andy.
Barbara Pietkiewicz
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.