Strona 1 z 2
Mam pokaźne konto w banku. Zapiszę ci połowę, jeśli ożenisz się z pewną dziewczyną. Jeśli przez pięć następnych lat się z nią nie rozwiedziesz, dostaniesz resztę pieniędzy. O naszej umowie nikt nie może się dowiedzieć…
Na ciotkę Andę nikt w rodzinie nie mówił inaczej niż zdzira. Nie mogli jej wybaczyć, że matka zostawiła jej piękne mieszkanie w śródmieściu. Hrabiowskie – mówiono. Tylko jej, jakby nie miała jeszcze dwóch synów. A przecież Anda uderzyła kiedyś matkę stanikiem prosto w twarz, tak że zapinka zostawiła na wiele miesięcy wyraźny ślad u nasady nosa.
Anda miała magnetyczny dar. Z tym się wszyscy zgadzali. Nie była ładna, ale wyraziste fiołkowe oczy i piękne dłonie sprawiały, że uchodziła za urodziwą. W okupację miała się całkiem dobrze i kiedy inni jedli ciasteczka z marchwi, jej niczego nie brakowało. Wszyscy wiedzieli, że przychodzi do niej niemiecki oficer, cichaczem i zawsze bez munduru. Ale nie ogolono jej głowy. Była ponoć taka próba, ale „fryzjerzy” nie mieli serca tego zrobić kruchemu, wiotkiemu stworzeniu z magnetycznym czarem.
Stryj spotkał ją kiedyś na ulicy, powiedział „ty szmato” i splunął. Wzruszyła tylko ramionami. Po wyzwoleniu, kiedy do wszystkich dużych mieszkań dokwaterowywano lokatorów, jej nikogo nie dopchali. Mówiono, że przychodzi do niej ważny urzędnik z UB, który trzyma nad nią parasol i nie pozwala nikomu skrzywdzić. Zawsze była świetnie ubrana, choć nigdy nie pracowała. – Utrzymanka – mówiła z pogardą rodzina.
reklama
Nikt z krewnych Andy nie odwiedzał. Ona też nie składała im wizyt. Kiedyś zadzwoniła do stryja, który był znanym ginekologiem, żeby polecił dobrego fachowca, bo musi zrobić skrobankę. Tak się wówczas o tym zabiegu mówiło i nie był wyklinany jak dziś. Wiele kobiet zgwałconych podczas wojny przez to przeszło i było w porządku. – Ty chyba wstydu nie masz – powiedział wujek. – Ciebie polecać? Taką szmatę? Potem poinformował, kogo tylko mógł, że ta zdzira miała mieć nieślubne dziecko, ale tego można się było po niej spodziewać.
Po śmierci Stalina Anda wyjechała nagle za granicę. W jaki sposób i z kim, nie było wiadomo. Rodzina miała nadzieję, że przejmie po niej mieszkanie. Ale nic nie dało się w tej kwestii zrobić. Było hipoteczne, figurowało na nazwisko Andy i mieszkał w nim jakiś mężczyzna, który wstawił pancerne drzwi i kraty w oknach.
Po kilku latach Anda po raz pierwszy i ostatni od swego wyjazdu pojawiła się w Warszawie, sprzedała mieszkanie, nie dzieląc się pieniędzmi z nikim z rodziny. – Jeszcze raz pokazała, że jest zdzirą – uznali krewni.
Propozycja nie do odrzuceniaMiron, 23-letni student medycyny, usłyszał w telefonie chrapliwy kobiecy głos z angielskim akcentem. Głos mówił, że ma dla niego propozycję. – Czy dobrze trafiłam? – pytała osoba w telefonie. – Czy ty jesteś wnukiem... tu padło nazwisko znanego ginekologa. – Tak, to ja – odpowiedział Miron.
– Powiem bez ogródek. Mam prawie 90 lat. Jestem zdrowa na ciele i umyśle. Mam pokaźne konto w banku. Zapiszę ci połowę moich oszczędności, jeśli ożenisz się z pewną dziewczyną. Zapisz jej nazwisko i adres. Poznasz ją, a po miesiącu oświadczysz się i ożenisz. W notariacie leży akt darowizny dla ciebie. Za te pieniądze będziesz mógł kupić piękne mieszkanie w dobrej dzielnicy, jedno z tych, które ci się tak podoba, prawda? I kupisz sobie wreszcie nowego saaba, bo marzysz właśnie o tym samochodzie od dawna.
– Skąd pani o tym wszystkim wie? – spytał Miron. – Nie zadawaj żadnych pytań – powiedział głos. – Jeśli przez pięć następnych lat się z nią nie rozwiedziesz, dostaniesz drugą połowę pieniędzy. Będziesz mógł odbyć staż w najlepszej klinice w Londynie. Bo też o tym marzysz, czyż nie? Podam ci telefon do notariusza, możesz sprawdzić, że moja propozycja jest prawdziwa. O naszej umowie nikt się nie może dowiedzieć. Ta dziewczyna także nie. Jeśli wypaplesz, druga część darowizny zostanie anulowana. To wszystko – powiedział głos.
Tyle macie ze mną kłopotówLechosława w dzieciństwie ciągle pytała tatę, dlaczego nosi takie imię. – Ktoś o to prosił – odpowiadał tato, ale nie chciał powiedzieć, kto. – Zresztą Lechna to cudne imię. Znasz kogoś, kto nosiłby ładniejsze?
Tata był najlepszym przyjacielem Lechny. Nikt tak jak on nie oklepywał płuc, nie szykował inhalacji, bez których Lechna od razu się dusiła. Przychodził z pracy, mówił, że tęsknił za nią nie do wytrzymania i już byli razem nierozłączni do końca dnia. Mama pętała się tam gdzieś na boku i była mało ważna.
Kiedy Lechna miała 16 lat, ojciec dostał zawału. – Nie żałuj mnie – mówił. – To normalne, że rodzic odchodzi przed dziećmi, zresztą spotkamy się tam niebawem. Lechna wiedziała, że będzie żyła może trzydzieści parę lat, a najpewniej jeszcze krócej. O tym, że jest chora, było wiadomo od urodzenia. Pielęgniarki zauważyły, że ma smółkowe kupki. To oznaczało, że trzeba natychmiast przeprowadzić operację udrożnienia jelit. Operacja się udała, ale choroby to nie usunęło. Mukowiscydoza jest nieuleczalna. Śluz zatyka płuca, coraz bardziej je uszkadzając.
Lechna z trudem skończyła liceum. Pani w klasie przestrzegała, że jeśli ktoś jest chory, niech do Lechny nie podchodzi. Płuca zdrowego mają bariery przed mikrobami. Lechny płuca są bezbronne, otwarte na oścież i jedyną barierą są codzienne antybiotyki. Przeziębienie, a nie daj Boże grypa, skończy się dla Lechny szpitalem i przyjmowaniem jeszcze ostrzejszych leków. – Przepraszam – mówiła Lechna w klasie – że tyle macie ze mną kłopotów. Zawsze wszędzie była cicha, cofnięta w siebie, na uboczu, jakby chciała zostać niewidzialna. Klasa ją jednak lubiła, bo nikt tak jak ona mistrzowsko nie posyłał ściągawek z matematyki.
Nigdy nie miała chłopaka. Któryś usiłował ją nawet poderwać i wtedy pozwoliła sobie na luksus randki. Poszli do kina. W czasie seansu dostała strasznego ataku kaszlu, musieli wyjść. – Jestem chora – powiedziała. – To po co lazłaś do kina? – wzruszył ramionami i odszedł. Od tej pory, gdy któryś z chłopców zaczynał okazywać jej względy, mówiła: – Jestem chora. Mam mukowiscydozę. – A co to jest? – pytał chłopak. – Zobacz w internecie. I już więcej do niej nie dzwonił.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.