Co podarować koleżankom zamiast mikołajkowej maskotki? Jeden grudniowy wieczór w przytulnej herbaciarni. Parę godzin, które płyną leniwie niczym…
– Jak to? – Prima znowu zerknęła na wyświetlacz komórki. – Ledwie kwadrans temu zamówiłyśmy herbatę, a tu już prawie ósma?
– Ósma!? – Filipa natychmiast zerwała się z fotela. – Muszę odebrać paczkę, zanim zamkną mi okienko!
– Myślałam, że Mikołaj dostarcza je osobiście – jak jeden mąż zdziwiły się Cienie.
– Widocznie Filipa nie była taka grzeczna, by zasłużyć na wizytę faceta w czerwieni – zaśmiała się Martyna, dolewając sobie rumu do filiżanki.
Filipa w odpowiedzi westchnęła.
– Nie cieszysz się z przesyłki – zauważyła Maria. – A przecież to taka frajda otwierać ogromne pudło. Nawet jeśli wiesz, co ma być w środku.
– Ogromne to ono będzie – przyznała Filipa, otulając szyję trzymetrowym szalem. – Kupiłam 20 kilo środków czyszczących. I muszę je zużyć do Wigilii.
Cienie aż wstrzymały oddech. Filipa rzadko wspominała o porządkach, a odkurzacz był najbardziej zakurzonym sprzętem w jej mieszkaniu.
– Stało się coś? – zainteresowała się Mistrzyni, sięgając po imbryk z herbatą jogiczną.
– Zaprosiłam na święta rodzinę Grześka.
– Teściowa? – domyśliła się Prima.
– To najmilsza osoba pod słońcem. Wyrozumiała, serdeczna, uczynna… Chciałabym taką żonę. Oczywiście, gdyby to było legalne – dodała Filipa.
– Więc gdzie tkwi problem? – drążyła Mistrzyni.
reklama
– Chodzi o szwagra – Filipa znowu westchnęła. – Jasiek, starszy brat Grześka, to upierdliwiec, jakich mało. Potrafi namierzyć odrobinę kurzu pod meblami. Nawet w sypialni, do której nie ma prawa zaglądać! A jakie show przy tym odstawia! Najpierw kicha i prycha, potem wyciąga chusteczki i wreszcie zadowolony, oświadcza: „Komuś znowu się nie chciało zajrzeć pod łóżko”.
– Okropność! – przyznały zgodnie.
– Dlatego postanowiłam: w tym roku nie dam mu satysfakcji i wypoleruję wszystkie parkiety tak, że będzie mógł z nich jeść.
– Tylko postaw jego talerz na podłodze – poradziła Martyna.
– Trzymaj kciuki, żebym znalazła w sobie tyle mocy – odparła Filipa już w progu i rzuciwszy koleżankom „cześć”, wybiegła na pocztę.
– Świetnie ją rozumiem – odezwała się Maria. – Co roku zapraszam na święta rodzinę taty. I co roku te same gierki. A przecież wiedzą, że nie będzie mięsa. Od dekady go nie ma. Za to są pasztety z cieciorki, krokiety grzybowe, ciasta o smaku prażonych pistacji…
– Chyba zamówię jeszcze jedną marlenkę – szepnęła Iga, dodając głośniej. – Nie musisz już wyliczać. Wszystkie pamiętamy twoje pożegnanie lata. Prawda, dziewczyny?
Przytaknęły. Prima – z zazdrością. Gdyby ona tak gotowała… nie mieściłaby się dziś w spodniach ciotki. Już chyba lepiej ograniczać się do owsianki.
– Pożegnanie lata to bułka z masłem w porównaniu z wyżerką na święta – ciągnęła Maria. – Dwoję się i troję, żeby ich zadowolić. Wydaję fortunę na pyszności. A po wszystkim słyszę, że nawet niezłe, ale szkoda, że bez szynki. Już nie wiem, co wymyślić. Może sejtan w sosie z prawdziwków, niektórym przypomina mięso…
– Zadziwiające – odezwała się Mistrzyni. – Ty się męczysz, kombinujesz, spędzając w kuchni długie godziny. Mimo to oni dalej marudzą. A moja kuzynka stawia na stole ziemniaczaną sałatkę z majonezem, trochę wędlin kupionych
w promocji, przywiędły placek. I nikt nie wybrzydza. Dlaczego?
– Siła tradycji? – podsunęły nieśmiało Cienie.
– Podobno najtrudniej zmienić nawyki żywieniowe – poparła je Prima.
– Chyba nie chodzi o jedzenie – zastanawiała się Mistrzyni. – Raczej o emocje. Bez nich nie byłoby całej tej „zabawy”. Zamiast męczyć się w kuchni – zwróciła się do Marii – leżałabyś pod palmą kokosową. A Filipa hodowałaby pod łóżkiem koty wielkości pantery. A swoją drogą – podjęła po chwili – przydałby mi się taki Jasiek. Wreszcie miałabym porządek w sypialni.
Izabela Sowa
pisarka, autorka m.in. książek: „Smak świeżych malin”,
„Świat szeroko zamknięty”, „Podróż poślubna”.
Wegetarianka.
Fot. archiwum prywatne
dla zalogowanych użytkowników serwisu.