Strona 2 z 3
Chodzenie bez majtek odbiło się szczególnie na modzie męskiej. Niewiasty miały długie suknie, które skutecznie chroniły ich intymność. Mężczyźni wkładali tuniki, które z czasem stawały się coraz krótsze. Klasyk poezji angielskiej Geoffrey Chaucer w „Opowieściach kanterberyjskich” narzekał nawet, że facetom po prostu wystają spod tkaniny genitalia, a „ich pośladki wyglądają jak tylne części małpy w świetle księżyca”.
W Anglii cała sprawa oparła się o królewski majestat. Rozeźlony Henryk VII zabronił noszenia krótkich tunik wszystkim dworzanom, którzy nie mieli przynajmniej tytułu lordowskiego. Decyzja spotkała się z powszechnym oburzeniem, ale sprytni modnisie poczęli doszywać do przodu tuniki niewielkie kawałki materiału, okrywające „klejnoty”. Wynalazek przeszedł do historii pod nazwą „mieszka” i wkrótce stał się krzykiem męskiej mody.
Wielkim miłośnikiem mieszka był Henryk VIII i to za jego czasów ozdoba ta urosła do gigantycznych rozmiarów. Po dworze snuli się panowie z dziwnym ustrojstwem na biodrach, którego wielkość zawstydziłaby i dziś największych gwiazdorów filmów dla dorosłych. Była to oczywiście symboliczna demonstracja męskiej siły i płodności.
Sprawa otwarta
Wróćmy jednak do pierwowzoru dzisiejszych majtek, czyli do kalesonków Katarzyny. Tak naprawdę nie były jej wynalazkiem. Włoszka podpatrzyła je u weneckich kurtyzan, które wzorem antycznych koleżanek po fachu w odpowiednim doborze bielizny widziały klucz do biznesowego sukcesu. Calzoni uchodziły za strój bardzo nieobyczajny, ale skoro przykład poszedł z góry, dworskie damy śmiało wdziały majty.
Robiono je z przeróżnych materiałów, czasem zdobiono i watowano, ale miały jedną cechę wspólną: zszywano je zazwyczaj z dwóch kawałków materii tak, że krok pozostawał otwarty. Bezpruderyjny Brantôme pisał, że panie „mogły oddawać się kochankom, nie fatygując się nawet, by spuścić kalesony”. Rozwiązanie to miało jeszcze jedną praktyczną stronę – ówczesne damy mogły korzystać z toalety bez pomocy garderobianej.
reklama
Sprytnie skonstruowane gatki budziły wiele kontrowersji nawet nie z powodu wymienionego przez francuskiego pamiętnikarza, lecz z samego faktu ich istnienia. Filozof Montaigne narzekał, że zasłanianie określonych części ciała jest próbą przyciągnięcia do nich uwagi. Jakby damy majtek nie nosiły, nie kierowałyby męskiego wzroku na te części ciała, które je skrywały. Pokrętna ta logika wywodziła się częściowo z poglądów filozofa, który rozróżniał nagość od golizny. Ta pierwsza była według niego cechą naturalną i wstydzić się jej nie należało. Golizna to z kolei nagość świadomie wystawiana na widok innych. Majtki były więc obietnicą golizny. Tak powiadał myśliciel, ale i ludzie mniej uczeni uznawali kalesony za nieprzystojny zbytek.
Po śmierci Katarzyny moda na noszenie majtek zanikła na dłuższy czas. Powszechnie uznawano, że kalesony można założyć do jazdy konnej, wkładały je także operowe tancerki, by nie gorszyć publiki. Co bardziej czujne panie domu nakazywały je nosić służącym, aby te nie kusiły ich mężów podczas wykonywania obowiązków służbowych.
Stan ten utrzymywał się przez wiele lat. Dość powiedzieć, że cesarzowa Józefina, pierwsza żona Napoleona, miała w swej garderobie kilkaset sukni i koszul, majtek zaś… par pięć. Były to kalesonki z płótna oraz jedwabiu i służyły oczywiście do jazdy konnej. Jednak niedługo potem pantalonowa moda zaczęła wracać do łask. Druga cesarzowa, Maria Ludwika, śmiało już korzystała z dobrodziejstw bieliźniarstwa, zamawiając u krawców po 20 par majtek bawełnianych i płóciennych.
Majtki a prawa kobietPopularne gatki sięgały na ogół do pół łydki i stały się istotną częścią garderoby nowoczesnej damy. Przydawały się podczas lekcji tańca i gimnastyki, wkładano je również na wszelkie wycieczki oraz do jazdy na łyżwach i konnej. Chodzenie w majtkach bez specjalnej okazji nadal jednak uznawane było za coś raczej podejrzanego i nieco nieobyczajnego. Z dzisiejszego punktu widzenia nieco niezrozumiale brzmi zalecenie gazety „Journal des Demoiselles”, by w dniu Komunii Świętej dziewczynka nie nosiła pantalonów.
Gdy nadeszła era krynolin, z kalesonami znów się przeproszono. Spódnice na balach wirowały, przez co damy łatwo mogły złapać wilka. Poczciwa koszula nie była już dostateczną ochroną, więc ze względów zdrowotnych – nie obyczajowych – godzono się na ich noszenie.
Historia majtek to w dużej mierze opowieść o roli kobiety w społeczeństwie i walce o jej prawa. Choćby do tego, żeby mogła wkładać na siebie to, na co ma ochotę. W połowie lat 50. XIX wieku znana amerykańska sufrażystka, Amelia Bloomer, próbowała rozpropagować modę na pantalony. „Strój kobiety winien pasować do jej potrzeb”, pisała, „i choć powinien dodawać jej urody, nie jest to jego najważniejsza rola”.
Amelia podpatrzyła u jednej z koleżanek ubiór składający się z dość krótkiej spódnicy i szerokich, wschodnich w stylu pantalonów. Sama zaczęła go nosić i opisała w wydawanej przez siebie gazecie. Niestety, jej pomysł odrzucono i wydrwiono. Gazety nazwały gatki pogardliwie „bloomerkami”. Angielski podróżnik Richard Francis Burton, który w 1860 roku podróżował po Stanach, pisał, że spotkał tylko jedną osobę w bloomerkach i nazywał ją „hermafrodytą”. I znów okazało się, że lepsza kobieta bez majtek niż w majtkach.
Społeczne nastawienie do kwestii bielizny widać dobrze w powieściach wielkiego francuskiego naturalisty, Émila Zoli. W „Germinalu” jest scena przemarszu biedaków przez miasto. Bogata burżuazja przypatruje im się z okien i ogrodów. W pewnym momencie jedna z bohaterek, nie mogąc inaczej dokuczyć mieszczanom, zadziera kieckę i pokazuje pupę. Majtek oczywiście nie nosi.
W innej powieści Zoli, „W matni”, symbolem moralnego upadku bohaterki stają się jej „pęknięte” pantalony. Pęknięte, czyli ze stosowną szczeliną. Jak widać, majtki to nadal seks, w przeciwieństwie do nagości, która jest aseksualna.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.