Strona 1 z 3
Od skrywanego skrawka materiału do eksponowanej nawet na scenie części garderoby. Po wiekach dyskryminacji majtki powróciły na należne im miejsce.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Katarzyna Medycejska, żona Henryka II, następcy francuskiego tronu, postanowiła udać się na przejażdżkę konną. Był rok 1540, Katarzyna miała lat 21, ujeżdżanie było zaś bardzo popularną rozrywką na dworze. Samo zdarzenie przeszłoby zapewne bez echa, gdyby nie wstrząsający dla dworzan fakt – amazonka zażądała konia osiodłanego po męsku!
Damy zazwyczaj siadały na wierzchowca bokiem, tak by nogi spoczywały po jednej stronie grzbietu. Robiły to z powodów czysto praktycznych: nosiły obfite suknie, które w męskim siodle trzeba by było zakasać, a to już prosta droga do licznych niedyskrecji. Katarzyna zapragnęła jednak złamać konwenanse i usiąść wierzchem.
Konia dostarczono, księżna wskoczyła na siodło. I wtedy zebranym ukazał się zupełnie nowy element jej ubioru – kalesonki. „Piękne kalesony ze złotych i srebrnych tkanin, zręcznie i bardzo ładnie sprawione” – pisał żołnierz i kronikarz, Pierre de Brantôme w „Żywotach pań swawolnych”.
Kalesonki chroniły co delikatniejsze części ciała przed siodłem i niepowołanym wzrokiem, a także podkreślały zgrabne nogi Katarzyny. Ta wprawdzie nie grzeszyła urodą i miała – nie bójmy się tych słów – wyłupiaste oczy, ale jak donosi Brantôme, „wielce dbała o piękno swoich nóg”. Prezentując ich walory, pragnęła zwrócić na siebie uwagę męża, aktualnie zajętego wdziękami kochanki – Diany de Poitiers.
reklama
Nieprzyzwoite pantalonyKalesony Katarzyny to jeden z nielicznych udokumentowanych przypadków użycia majtek w renesansie. Przez wieki bowiem wszyscy – kobiety i mężczyźni – obchodzili się bez nich. Wszelkiego rodzaju galoty uznawane były za wielce nieprzyzwoite, a nawet sprośne.
Historia bielizny jest w gruncie rzeczy historią erotyki i pożądania. Na względy praktyczne i higieniczne zwrócono uwagę dopiero pod koniec XIX wieku. Do tego czasu nasi przodkowie na kalesonki i pantalony patrzyli tak jak my na futrzane stringi z sex-shopu. Współczesne feministki powiedziałyby z pewnością, że gacie były symbolem ucisku kobiety – zarówno w sferze seksualnej, jak i obyczajowej.
Bieliźniane wynalazki pojawiły się już w starożytnej Grecji. Można powiedzieć, że początkowo były to gatki ze zwykłej szmatki, bo kobiety owijały biodra i piersi pasem zwanym apodesmos. A że i starożytne panienki pragnęły się mężczyznom podobać, stąd materiał na pasy często barwiły na czerwono, by przyjemnie kontrastowały z jasnym odcieniem skóry. Pas był praktyczną osłoną, ale także modelował figurę, spłaszczając brzuch i biodra, co upodabniało sylwetkę kobiecą do chłopięcej. Ten ideał urody był w antycznej Grecji bardzo ceniony.
W Rzymie przez pewien czas popularnością cieszył się rodzaj przepaski biodrowej, jako żywo przypominający damskie figi, zwany subligaculum. Zobaczyć je możemy w całej krasie (w kolorze czerwonym właśnie) na dziesięciu młodych dziewczętach wykonujących ćwiczenia sportowe na mozaikach w rzymskiej Villa Romana del Casale na Sycylii. Subligaculum upodobały sobie także tancerki i nierządnice. Podobno nosiła je – gdy była jeszcze tancerką – cesarzowa bizantyjska Teodora. Jak pisał historyk Prokopiusz, „wielokrotnie szła w gościnę z dziesięcioma i więcej młodzieńcami”, co było niezbyt zawoalowanym stwierdzeniem, że Teodora w młodości uprawiała nierząd.
Przepaska biodrowa szybko stała się symbolem kurtyzan, które zakładały ją pod na wpół przezroczyste jedwabne okrycia zwane pallami. Miała zdaje się zachęcać potencjalnych klientów do zainteresowania się zawartością zwoju. Z czasem zaczęły ją nosić także rzymskie matrony. Ale kiedy okazało się, że na panów nie działa, moda umarła śmiercią naturalną.
Powszechnym strojem był za to caestus, pas Wenery, wiązany w biodrach. Robiono go z delikatnej tkaniny i zdobiono haftami. W dniu ślubu wiązano ów pas na białej prostej tunice wykonanej z jednego kawałka materii, tzw. tunica recta, specjalnym węzłem, zwanym węzłem Herkulesa. Rozwiązywał go dopiero mąż w sypialni, a zwrot „zonam solvere”, czyli rozwiązać pas, oznaczał „zostać zaślubioną”. Mówiąc krótko, zdjęcie komuś majtek stało się synonimem małżeństwa.
Co mieszka w mieszku?Nadszedł jednak czas, w którym wszelkie twory majtkopodobne zniknęły jak sen złoty. Przez całe średniowiecze ludzkość solidarnie, od parobka po króla, pozbyła się tej części garderoby. Za całą bieliznę robiła koszula noszona pod wierzchnim odzieniem. Była to rzecz zarówno wstydliwa, jak i nasycona erotyzmem. Onieśmielenie było tak wielkie, że szycia tych koszul nie zlecano nawet krawcowym. Jako garderobę intymną szyto ją w domowym zaciszu. Robiły to też najwyżej urodzone damy. W końcu koszula przeznaczona była tylko dla oczu wybranka serca. Nie na darmo Dante ostrzegał w „Boskiej komedii”, że „z ambon wyklinać będą księże ręce taką, co piersi odsłania w bezwstydzie”. Dodajmy, że nie chodziło o odsłonięcie piersi, lecz o pokazanie się w samej koszuli.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.