Strona 1 z 3
Jesienna depresja bardzo długo owiana była mrokiem tajemnicy. Uważano, że to sprawka demonów albo złej krwi. Rzućmy na nią trochę światła – dosłownie i w przenośni.
Za smutek mój, a pani wdzięk, ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii – śpiewał Marek Grechuta. Jednak nie zawsze stany depresyjne nazywane były tak poetycko – melancholią – i kojarzone z wrażliwością czy uduchowieniem.
W średniowieczu przypisywano je działaniu sił nieczystych, a o osobach cierpiących na „choroby duszy” mówiono, że są nawiedzone przez demony. W XIX wieku wierzono z kolei, że apatia bierze się z zatrutej krwi, więc upuszczano ją na potęgę pogrążonym w smutku nieszczęśnikom. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu ludzie doświadczający uczucia przygnębienia od jesieni aż do wiosny nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Lekarze nie potrafili im tego wytłumaczyć.
Ciemność widzę
Skąd bierze się nagły spadek formy? Naukowcy nie od dziś łamią sobie tym głowy. Dopiero w roku 1980 psychiatra i naukowiec Norman E. Rosenthal odkrył związek między krótkimi zimowymi dniami a wystąpieniem objawów depresji. Wraz z zespołem specjalistów rozpoczął badania nad tą przypadłością i nadał jej nazwę SAD (z ang. Seasonal Affective Disorder, czyli sezonowe zaburzenie afektywne). Według Rosenthala jesienny spadek nastroju wynika z niedoboru światła słonecznego. W listopadzie jego natężenie jest 100 razy niższe niż w słoneczny dzień lipca. Wstajemy rano – jest szaroburo, wracamy z pracy – egipskie ciemności. Nic dziwnego, że u większości z nas zegar biologiczny zaczyna szwankować.
reklama
Kiedy jest ciemno, twój organizm produkuje melatoninę – hormon odpowiedzialny za senność. Aby zatrzymać ten proces, niezbędne jest światło słoneczne. Jesienią i zimą, gdy brakuje tego hamulca, melatonina wytwarzana jest w nadmiarze.
Efekt? Znasz dobrze z autopsji – siedząc rano przy kawie, czujesz się tak, jakby był środek nocy i jedyne, o czym marzysz, to… znów wskoczyć pod kołdrę. Jakby tego było mało, wraz z mniejszym dopływem światła maleje poziom tzw. hormonów szczęścia – serotoniny (wprawia nas w doskonały nastrój) czy dopaminy (daje energetycznego kopa). Większość z nas potrafi sobie z tym poradzić, jednak są tacy – w Polsce co dziesiąta osoba! – którzy wraz ze zmianą czasu na zimowy tracą dobry humor, stają się rozdrażnieni lub apatyczni.
Jeśli zauważyłaś u siebie symptomy SAD (patrz: ramka na s. 81), nie wpadaj w czarną rozpacz. Jest wiele sposobów na poprawienie nastroju.
W poszukiwaniu słońcaNajlepiej byłoby wyjechać na urlop do ciepłych krajów. Ale kto ma na to czas i pieniądze! Jeśli nie wybierasz się na Południe, zrób wszystko, by wykorzystać każdy „miejscowy” przebłysk słonka.
Regularnie chodź na spacery i nie rezygnuj z nich nawet wtedy, gdy niebo jest szare. Słoneczne promienie potrafią przebić się przez chmury – przypomnij sobie, ile razy spiekłaś się na raka, choć wydawało się, że dzień jest pochmurny.
Zimą w pogodne dni polecamy... zabawy na śniegu! Lepiąc z dzieckiem bałwana, nałapiesz tyle słońca, co w środku lata, bo jego promienie odbijają się od śniegu.
Nie zawsze warto jednak czekać do zimy. Sezonowa depresja to choroba cykliczna, jeśli dopadła cię rok temu, prawdopodobnie powróci. Zamiast liczyć na gwiazdkę (a raczej promyk) z nieba, lepiej rozejrzeć się za… sztucznym słońcem.
Jego rolę mogą pełnić lampy fluorescencyjne, stosowane w zabiegach fototerapii, czyli leczeniu za pomocą światła. Ma ono wprawdzie dużo niższe natężenie niż światło dzienne, ale i tak kilkunastokrotnie przewyższa to, które daje zwykła żarówka. Jest bezpieczne dla zdrowia, bo pozbawione promieniowania UV – na pewno cię nie poparzy.
Z terapii światłem możesz skorzystać w placówkach psychiatrycznych (konieczny kontakt z lekarzem psychiatrą) lub w gabinetach odnowy biologicznej (za 12 sesji po 30 minut zapłacisz ok. 250 zł). Podobne działanie mają też lampy antydepresyjne do domowego użytku (ceny od ok. 250 zł), które wytwarzają światło o natężeniu 2,5 tys. - 10 tys. luksów. Aby taka terapia odniosła skutek, musi być prowadzona regularnie, rano i wieczorem, przez co najmniej pół godziny (długość sesji zależy od natężenia światła).
Każdy sposób jest dobry, jeśli działa! W przypadku fototerapii statystyki mówią same za siebie – ta metoda sprawdza się w 70-80% przypadków jesiennej depresji.
Zapach radości Sztuczne słońce to niejedyny sposób, by przechytrzyć mózg i dać mu namiastkę lata. Podobnie działa aromaterapia. Aby pozbyć się jesiennej chandry, wdychaj zapachy kojarzące się z latem – kwiatów, owoców, liści, trawy. Będą odpowiednio stymulować układ nerwowy i jest szansa, że twój mózg zareaguje pozytywnie. „Uwierzy”, że zamiast słotnego listopada jest… gorący sierpień. A skoro tak, to nie może być mowy o depresji.
Aromaterapii możesz się poddać w gabinecie kosmetycznym – w ofercie znajdziesz mnóstwo masaży czy pilingów. Ale równie korzystne będą zabiegi domowe, np. kąpiele z dodatkiem olejków zapachowych. Warto też zainwestować w kominek do aromaterapii i zapalać go przy śniadaniu albo przed snem. Najskuteczniej odstraszają depresję olejki ylang-ylang, z drzewa różanego, pomarańczy, mandarynki, limetki i drzewa sandałowego.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.