Strona 1 z 2
Myszkują na targach staroci. Przekopują babcine szafy. Ciuchowe czary-mary kilku studentek przenoszą nas w świat z lat 20., 30. i 40.
Już z daleka rzuciła mi się w oczy. Sukienka w grochy, tuż przed kolano. Na nogach jazzówki. Do białych skarpetek. Na powiece grube kreski. „Wygląda jak ze starej fotografii” – pomyślałam o dziewczynie, którą akurat miałam minąć.
Ale nie minęłam, bo właśnie ta dziewczyna okazała się Martą Mirecką, z którą umówiłam się na spotkanie. Razem z Ewą Nieścioruk (w sukience przypominającej ubiór sanitariuszki) usiadły przy stoliku w kawiarnianym ogródku. Zamówiły czarną kawę. Poczułam się tak, jakbym się nagle cofnęła w czasie.
– To wy tak ubieracie się też na co dzień? – zdziwiłam się. Roześmiały się, potakując. – Moda, szczególnie lat 40., stała się częścią naszego życia – przyznaje Marta, która nawet bez charakteryzacji mogłaby grać łączniczkę w powstaniu, a jej ciemne włosy jakby tylko czekały na to, żeby je podnieść, podpiąć i zwinąć w „półlok”.
Nos do starych trendów
Odkąd dwa i pół roku temu stały się Grupą Rekonstrukcji Historycznej Bluszcz i regularnie biorą udział w widowiskach historycznych, pokazach mody i tematycznych rekonstrukcjach, podzieliły swoje szafy na dwie części. W jednej są współczesne dżinsy i bluzki, w drugiej prawdziwe, mające 70–80 lat sukienki i buty, które robili przedwojenni szewcy.
reklama
Ewa Nieścioruk (podobnie jak Marta studiuje architekturę) kiedyś miała mgliste pojęcie o tym, w co się w latach 40. ubierały kobiety. Teraz rozróżnia nawet detale. Czy taką sukienkę, jaką ma dziś na sobie, rzeczywiście nosiły sanitariuszki? Ewa tłumaczy, że choć krój, owszem, podobny, to jednak paski powinny być szersze, nie takie wąziutkie. Za to broszka, wyszukana „na starociach”, jest prawdopodobnie jeszcze z lat 30. Buty łączą styl z lat 40. (koturny, wycięte palce) i współczesny, bo są na bezpretensjonalnej słomie. Ewa idealnie wyczuła klimat.
– To jest najtrudniejsze – dorzuca Ewa Kędziorek, wiceprezeska grupy (właśnie obroniła pracę licencjacką na... arabistyce). – Ale po ponaddwuletnim wertowaniu katalogów, starych gazet, studiowaniu książek o modzie powoli zaczynamy rozumieć, co mogłaby włożyć, a w co nigdy by się nie ubrała dziewczyna 70 lat temu. Dziś to się nazywa „mieć nosa do trendów”.
Torba ze śmietnika Dziewczyny są zgodne: nie miałyby pewnie o tamtej modzie pojęcia, gdyby nie Asia Bestry, ich guru i pomysłodawczyni grupy. Ta zaś jest wdzięczna mamie – historykowi sztuki na Zamku Królewskim w Warszawie. To ona pierwsza pokazała Asi, że historia nie musi być martwa. Pomysł założenia grupy rekonstrukcji historycznej chodził Joannie po głowie już od jakiegoś czasu.
Przez chwilę myślała nawet o grupie militarnej, ale zrezygnowała. Mundury i akcesoria są drogie, a poza tym w Warszawie funkcjonowały już dwie inne, tyle że męskie. A gdyby tak… zająć się modą? Odtworzyć wizerunek kobiet, które żyły w latach 20., 30. i 40.? W końcu Joanna już wcześniej zbierała retro stroje, buty i ozdoby.
Akurat przygotowywano na Zamku Królewskim wystawę poświęconą dwudziestoleciu międzywojennemu. – A co by było, gdyby w każdej z sal stanęła „żywa dziewczyna z tamtych lat”? Joanna wyjęła więc z szafy suknie, torebki, kapelusze. I zadzwoniła do Ewy Kędziorek, która także fascynowała się starociami.
Ewa pomysłem się zachwyciła i wciągnęła swoją przyjaciółkę, Monikę Zarębską. Inne dziewczyny też przyprowadziły koleżanki, a Ewa Nieścioruk – siostrę. W dniu otwarcia wystawy od rana dobierały ciuchy, mierzyły buty, malowały oczy. – Jak my kombinowałyśmy! – wspomina Marta Mirecka. – Każda ma przecież inną figurę, a własnych strojów nie miałyśmy. Wszystko pożyczyła nam Asia.
Wyszło świetnie. Ludzie podchodzili, rozmawiali, gratulowali. Dzięki dziewczynom wystawa ożyła. Kiedy wyszedł ostatni gość, a one zmyły makijaż, zdjęły sukienki z obniżonym stanem i kapelusiki-hełmy, Asia rzuciła: „Dziewczyny, a może założymy grupę?”. I tak powstała Grupa Rekonstrukcji Historycznej Bluszcz.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że tak szybko udało się nam zorganizować profesjonalny zespół – Asia, fanatyczna wprost wielbicielka historii, antycznych mebli i kostiumów, przyznaje otwarcie, że rekonstrukcja nie jest zwykłym hobby, tylko ważną częścią jej życia, do której podchodzi bardzo emocjonalnie.
– Nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że dwa lata po pierwszym, jeszcze dość amatorskim pokazie będziemy miały tyle propozycji, zainteresują się nami media, a od widzów usłyszymy tyle głosów zachwytu – opowiada z entuzjazmem.
Po wystawie na Zamku przyszły kolejne oferty. Każda z innej bajki. Rekonstrukcja zamachu na Franza Kutscherę. Zlot motocykli historycznych Classic. Rekonstrukcja zdobycia Kołobrzegu przez 1 Armię Wojska Polskiego. Pokaz mody retro w stołecznym klubie „Kamieniołomy”. I dziesiątki innych. Z każdą imprezą coraz lepiej radziły sobie z doborem strojów, fryzurami, dodatkami.
– Jak patrzę teraz na fotografie z Modlina (rekonstrukcja zajęcia Berlina przez Armię Czerwoną w 1945 roku – przyp. red.), to nie mogę uwierzyć, że wtedy jeszcze nie robiłyśmy sobie żadnych fryzur. A ludziom i tak się podobało – wzdycha Ewa Nieścioruk. – Byłyśmy przebrane za kobiety uciekinierki, każda z nas miała więc walizkę. Ja skórzaną torbę, którą ktoś wyrzucił na śmietnik koło mojego domu – śmieje się. – A ja wysłużony kufer lekarski mojej mamy – dorzuca Marta.
Na stare ciuchy, buty i torebki wydają wszystkie pieniądze. Bo na pokazach nie zarabiają wiele. Czasem wpadnie stówa. Czasem dwie. Ale częściej pracują charytatywnie. – Dobrze, jak dostaniemy zwrot kosztów podróży – mówią. I cierpliwie tłuką się wiele godzin pociągiem, tak jak w lipcu, kiedy pojechały na Hel, żeby wziąć udział w odtworzeniu lądowania aliantów w Normandii.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.