Strona 2 z 2
– Działają! – wykrzykuję nieco zaskoczona. – Jasne, że działają – Ela się uśmiecha. – Ale na początku sama nie byłam ich pewna. Najpierw więc kładłam klasycznego tarota, a z mojej talii tylko „dobierałam”. Kiedy jednak zobaczyłam, że moje karty się sprawdzają, wróżyłam już głównie z nich. Miałam mnóstwo okazji, by dobrze je przetestować.
Nie bój się, będziesz miała wszystko
– Kiedyś zadzwoniła zapłakana starsza pani. Ukradziono samochód transportowy, dzięki któremu utrzymywała się jej rodzina. Policja nie mogła go znaleźć. Czy go odzyskają? Gdzie on może być? Najpierw zrobiłam horoskop horarny, czyli postawiony na minutę i miejsce, z którego ta pani dzwoniła. Potem położyłam swoje karty. Od razu mi wyszło, że samochód jest obok jakiejś wieży, prawdopodobnie telefonii komórkowej. Tuż przy cmentarzu. Niestety, został zdewastowany. Ta pani nie była zadowolona z wróżby. Ale dwa tygodnie później dzwoni znów z płaczem i mnie przeprasza. Samochód znalazł się tam, gdzie mówiłam. Wprawdzie rozkradziony, ale był. A to najważniejsze. Nie zawsze wróżba jest taka, jaką chcielibyśmy usłyszeć. A czasem zaprzecza temu, co zdaje się absolutnie pewne.
– Jak wtedy, gdy przyszła do mnie młoda dziewczyna. Już na progu widziałam, że stało się coś strasznego, była tak przerażona – opowiada Ela. – Ale jak rozłożyłam karty, to niczego złego nie zobaczyłam. Ona w płacz. Że jest chora, ma raka. I pokazuje mi wyniki badań. Rzeczywiście: złośliwe komórki nowotworowe, pieczątka lekarza. Wzdycham, tasuję, jeszcze raz rozkładam. Niczego nie ma. A chorobę nowotworową w kartach bardzo dobrze widać – same trefle dookoła, wszystko czarne.
Mówię jej: „Dziewczyno, nie płacz, ja choroby nie widzę. Idź do innego lekarza, sprawdź. Czasem zdarzają się pomyłki”. Nie wierzyła. Szlochała tylko i mówiła, że umrze. A kilkanaście dni później przyszła do mnie szczęśliwa i już od progu wołała, że to faktycznie była pomyłka. Okazało się, że lekarz w ten niefrasobliwy sposób opisał mięśniaki, które nie miały cech nowotworu złośliwego. Ela mówi, że wiele razy widziała w kartach rzeczy, które pozornie przeczyły zdrowemu rozsądkowi.
reklama
– Kiedyś wielkim suburbanem podjechał do mnie szef jednej ze spółek paliwowych. Nie przepadam za takimi facetami. Był zdenerwowany. Jeszcze zanim usiadł, powiedział, że na pewno pójdzie do więzienia. Że wszystko mu zabiorą, a jego żona i syn znajdą się na ulicy. „Co ona zrobi?”, pytał. „Przecież nigdy nie pracowała…”. Postawiłam karty.
– Nie ma więzienia – pokręciłam głową. – Niczego panu nie zabiorą. Wróżba go nie pocieszyła. Wciąż wyglądał na załamanego.
– To niemożliwe – wyłamywał sobie palce ze zdenerwowania. – Wszystko wisi na włosku. Jego żona przyszła tydzień później. W futrze, brylantach. Też przerażona.
– I znów nie zobaczyłam niczego złego – mówi Ela. Pomyślałam: „Nie bój się, kobieto, nadal będziesz miała wszystko”. I tak się stało. Afera paliwowa przycichła, a bogacze są szczęśliwi.
– Dorzucili chociaż coś ekstra za dobrą wróżbę? Ela kręci głową.
– To znana prawda: im ktoś bogatszy, tym bardziej niechętnie sięga do portfela. Chyba że jest zakochany. Miłość zaślepia – śmieje się.
Tworzy coraz to nowe talie kart. One przychodzą do niej nagle. To rodzaj olśnienia. Tak jak pierwsza talia, którą nazwała kartami Elli Seleny.
Na miłość nie jest za późnoCi, którzy mają problem w miłości, wpadają codziennie. Czasem te ich uczuciowe perypetie są zupełnie nieprawdopodobne.
– Raz przyszła młoda, 36-letnia kobieta. Chciała się rozwieść, bo jej związek z facetem, typem macho, już dawno się wypalił. Nie pozwalał jej pójść do pracy, rozwijać się. Dzieci prawie dorosłe. Marzyła, żeby założyć kwiaciarnię. „Pani Elu, niech on sobie to wszystko zabiera. Meble, oszczędności”, mówiła. „Chcę tylko być wolna, spróbować żyć po swojemu. I znów się zakochać. Tylko czy w moim wieku coś jeszcze może mnie spotkać?”. Ela dawno nie widziała kogoś tak smutnego. A w kartach zobaczyła wielką miłość. Taką z kosmosu. Jak sama mówi, „od Boga”.
– To może być też miłość od diabła? – pytam. – Jasne – przytakuje. – A mało to takich, co tylko przyjdą, namieszają, w głowie zawrócą? A tej pani powiedziałam, że miłość będzie. Wielka. Ale żeby się jej nie przestraszyła, gdyż mężczyzna będzie dużo od niej młodszy. Może nawet o 15–17 lat. Jednak bardzo dojrzały, stara dusza. I w dodatku bogaty jedynak. Nie minął miesiąc, gdy go poznała. Zachwycona przybiegła do mnie. „Sprawdziło się!”, zawołała uszczęśliwiona. „Mam tę miłość »od Boga«! Ale co ja mam zrobić? On chce się żenić!”. Teraz są już dwa lata po ślubie. Ostatnio w jej kwiaciarni kupiłam róże – mówi i dorzuca ze śmiechem: – Lubię historie z happy endem.
Sonia Ross
fot. Justyna Cieślikowska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.