Przez wieki sięgaliśmy po największe wynalazki, by przyłapać jego lub – częściej – ją na gorącym uczynku. Ale nie do końca dowierzając technice, zawsze mieliśmyna podorędziu zaufanych ludzi.
Niewielka knajpka w Laguna Beach w Kalifornii. Na kolacji spotykają się piosenkarka LeAnn Rimes i aktor Eddie Cibrian. Poznali się niedawno na planie filmowym. Jedzą, popijają wino, nagle zaczynają się całować. Niby nic nadzwyczajnego. Tyle że ona ma męża, z którym niedawno odnowiła przysięgę, on zaś żonę. Typowy romans „w miejscu pracy”. I pewnie nie wyszedłby na jaw, gdyby nie… kamera przemysłowa zamontowana w lokalu.
Nagranie wyciekło do magazynu „US Weekly”, który natychmiast nagłośnił sprawę. Żyjemy w świecie, w którym ciągle jesteśmy podglądani i podsłuchiwani. Najczęściej robimy to jednak sami. Powód jest ciągle ten sam, stary jak świat – małżeńska zdrada. Podejrzliwi mężowie zawsze starali się jej zapobiec. Jednym z pierwszych wynalazków, mających uniemożliwić ukochanej skok w bok, był pas cnoty.
Wbrew powszechnym opiniom urządzenie to nie pochodzi z czasów wypraw krzyżowych, lecz późniejszego renesansu. „Żelazne majtki” zapobiegały też gwałtowi, o który w niebezpiecznych czasach było łatwo. Co ciekawe, niewygodne ustrojstwo chwile największej popularności przeżywało w wieku XIX, kiedy nie tylko miało bronić cnoty przed obcymi, ale i odpędzać pokusę masturbacji.
reklama
Ukryte komnatyi przyzwoitka I tak jednak do zdrad małżeńskich dochodziło permanentnie. Nic zatem dziwnego, że zazdrośnicy sami śledzili swoje połowice albo wysyłali umyślnych. Z takich praktyk wyśmiewał się francuski pisarz Jean de la Fontaine. Jego opowiastka „Podejrzliwy mąż” mówi o szlachcicu, który szpiegował żonę. Pewnego razu wybrała się ona do kościoła, jak zwykle w towarzystwie „starej wiedźmy”, która na życzenie męża nigdy jej nie odstępowała.
Kiedy z okna jednego z budynków wypadła miska z nieczystościami i ubrudziła suknię damy, przyzwoitka wróciła po czyste ubranie. Wtedy żonka zabrała się do figli z mieszkającym w tym domu kochankiem. Aby udowodnić zdradę, podejrzliwi małżonkowie wdziewali cudze fatałaszki i ruszali na przeszpiegi. Historię taką odnotowała paryska bulwarówka „Gazette des tribunaux” z 1826 roku. Niejaki pan Descharmes nabrał podejrzeń wobec małżonki więc, ogoliwszy baczki i przykleiwszy sobie dorodne wąsiska, ruszył za nią w miasto.
Wielkie okulary i ręka na temblaku sprawiły, że „wyglądał jak emerytowany żołnierz”. Przebranie zdało egzamin, bo rogaty mąż przyłapał figlującą żonę. Kochankowie dostali po trzy miesiące aresztu. W złapaniu połowicy na zdradzie pomagali też architekci. Już w średniowiecznych zamkach budowano ukryte komnaty czy szyby wentylacyjne, przez które podsłuchiwano rozmowy.
Przykładem jest zamek w Nowym Wiśniczu, postawiony w połowie XIV wieku przez Jana Kmitę. Przy zamkowej kaplicy jest komnata, która wedle historyków służyć miała do spowiedzi. Zbudowano ją jednak tak, że nawet cichy głos rozchodzi się po całym pomieszczeniu. Podobno sam Kmita zasiadał w kącie, by posłuchać, jakie to grzechy wyznawała małżonka.
Pas cnotyBlaszane majtasy były nie tylko koszmarnie niewygodne, ale też utrudniały zachowanie higieny. Małego otworu strzegły kolce – wszak siła miłości nie zawsze bywa wielka.Lornetka z dziurą i sąsiedzka straż W roku 1609 w Padwie Galileusz zaprezentował teleskop – ołowianą rurę z dwiema soczewkami, jedną skupiającą, drugą rozpraszającą. Przyrządy do obserwowania gwiazd szybko znalazły zastosowanie w bardziej przyziemnych dziedzinach. Produkowano na przykład lornetki z otworem z boku. Dzięki temu widać było więcej… W początkach XIX wieku w Genewie skandal wywołała para angielskich poetów romantycznych, George Byron i Percy Bysshe Shelley.
Pierwszy, oskarżony przez żonę o zdradę i kazirodztwo z przyrodnią siostrą, salwował się ucieczką z Anglii. Tu pocieszał się w ramionach kolejnej dziewczyny. Drugi właśnie poznał uroczą Mary Godwin, która wkrótce miała zostać jego żoną. Cała czwórka zamieszkała w domu zwanym Villa Diodati i urządzała tam dzikie harce. A właściciele okolicznych hoteli wynajmowali gościom lornetki...
Dagerotyp i detektywi Przełom nastąpił wraz z wynalezieniem fotografii. Bo oto nie tylko widziało się to i owo na własne oczy, ale jeszcze można było udokumentować czarno na białym. Pionierem nowej techniki był pan Daguerre, który w 1839 roku wynalazł dagerotyp. Płytka z posrebrzonej miedzi pokryta jodyną była wrażliwa na światło.
Gdy na nią padało, powstawało zdjęcie. Wczesne wynalazki miały jednak wadę: były duże, a zrobienie dobrej fotografii wymagało sporo czasu. Dopiero kilkadziesiąt lat później George Eastman wynalazł kliszę fotograficzną. Według historyków już w 1865 roku powstał we Francji niewielki aparat do dagerotypów w drewnianym pudełku o rozmiarach około czterech centymetrów.
W latach 20. XX wieku popularnością cieszył się nieco większy aparat Ansco Memo Camera. Kupowali go… prywatni detektywi. Teraz to głównie oni tropili niewierne żony i mężów. Za pierwszego detektywa uważa się Eugène’a-François Vidocq’a, paryskiego awanturnika.
Początkowo zbierał informacje dla policji, a w 1833 roku założył biuro oferujące usługi detektywistyczne. Zajmował się także śledzeniem niewiernych kobiet. Prawo wymagało jednak, by dostał pozwolenie władz na ściganie żony, która uciekła z kochankiem. W pamiętnikach wspomina, jak mimo nalegań męża, który stracił żonę wraz z oszczędnościami na rzecz swojego pracownika, musiał odmówić podjęcia akcji.
Zdjęcia rozwodowe i... rozwodowe modelki W XX wieku fotografia stała się głównym dowodem w sprawach o rozwód. W latach 30. nowojorskie sądy zalał potop pozwów, gdzie dowodem było zdjęcie roznegliżowanego męża w towarzystwie atrakcyjnej blondyny. Fotki były, rzecz jasna, ustawione: mąż wynajmował pokój, płacił dziewczynie i czekał na pukanie do drzwi. Otwierał w szlafroku, a fotograf cykał zdjęcia. Był to wybieg par, którym sąd nie chciał dać rozwodu. Gazeta „New York Mirror” opublikowała wywiad z Dorothy Jarvis, która była jedną z popularniejszych „dam do zdjęcia”. Pozowała ona do 100 takich ujęć.
Podsłuchy i podsłuchiwacze Jeszcze powszechniejsze od podglądania było podsłuchiwanie. Zwłaszcza telefonów. W 1955 roku na łamach magazynu „Collier’s” jeden z dziennikarzy przyznał się, że pierwszy podsłuch założył, gdy miał 13 lat. Podpiął się pod linię domu, gdzie mieszkała koleżanka, w której się zakochał. Potem pracował zarówno dla policji, jak i agencji detektywistycznych.
Dziś technika daje nam nieograniczone niemal możliwości. Już parę lat temu dowodem w co trzeciej sprawie rozwodowej w Polsce były SMS-y. Coraz łatwiej dostępne są gadżety i technologie, które w czasach świetności filmów o Jamesie Bondzie wywoływały jęk zachwytu na widowni. Wystarczy wizyta w sklepie internetowym. Zegarek albo broszka z ukrytą kamerą są dostępne od ręki, podobnie jak długopis czy budzik, który nagra, co potrzeba. Podsłuch?
Najnowsze takie ustrojstwa łączą się przez telefonię komórkową. Trzeba tylko zostawić gadżecik w pokoju. Jeśli ktoś zacznie mówić, urządzenie samo do nas zadzwoni. A niewielkie elektroniczne hokus-pokus pod klawiaturą komputera zapamięta hasła dostępu do poczty i portali społecznościowych. Podglądanie, podsłuchiwanie i szpiegowanie ma przyszłość.
Amerykański neurolog Jack Gallant i psycholog Kendrick Kay przeprowadzili eksperymenty: badani oglądają zdjęcia przedmiotów, a urządzenia notują aktywność mózgu. Naukowcy chcą opracować technologię, która pozwoli „widzieć” to samo, co widzi inna osoba. Z pewnością pierwsi zainteresują się nią zdradzani małżonkowie.
Stanisław Gieżyński fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.