Nigdy się nie uśmiechają. Nie wiedzą, co to zabawa. Zamiast mówić, warczą i wyją. Dzieci wychowanenie przez ludzi.
Genetycy nie mają najmniejszych wątpliwości. Ich zdaniem dzieci wychowane przez zwierzęta są ludźmi. Obserwujący je psychologowie nie są już tego tacy pewni. Zresztą nie tylko oni – wątpliwości co do ich człowieczeństwa mają nawet biologiczni rodzice. Kambodżański rolnik Sal Lou, opowiadając o swojej córce, nie kryje łez. Cztery lata temu wierzył, że dobry los po 18 latach zwrócił mu ukochaną P’ngieng.
Dziś wolałby, żeby w latach 80. przepadła na dobre. Od kiedy w styczniu 2007 roku w dziwnej istocie, kradnącej ryż z pola w okręgu Oyadao, rozpoznał córkę, nie udało mu się z nią nawiązać żadnego kontaktu. Po czterech i pół roku nieustannych prób, nadzorowanych przez psychologów, zrobiono tylko jeden mały kroczek. P’ngieng nosi ubranie i nie ucieka już do dżungli, w której spędziła 19 lat swojego życia.
Kilka tygodni temu znalazła w sobie wreszcie odwagę, by znów patrzeć ludziom w oczy. Na tym kończy się jej dotychczasowa resocjalizacja. Wciąż zamiast w domu rodzinnym, woli spać w pobliskim kurniku. Podobnie jak inne dzikie dzieci, cały czas lepiej „dogaduje się” ze zwierzętami niż z ludźmi. Choć na świat przyszła jako człowiek, to jednak właśnie im zawdzięcza życie.
Pieski los
„Nie mogłem uwierzyć, że zwierzę może być tak wielkoduszne wobec człowieka” – zapisał w latach dwudziestych ubiegłego wieku misjonarz Reverend Joseph Singh, prowadzący sierociniec w północnych Indiach. Kilka dni wcześniej zobaczył w lesie dwie zaniedbane dziewczynki, biegające z watahą wilków. Aby niebogi uratować (i ochrzcić), musiał zastrzelić wilczycę. Nawet się nie spodziewał, jak wielką krzywdę wyrządził dzieciom.
reklama
Do dziś nie wiadomo, czy dwuletnia Amala i ośmioletnia Kamala były siostrami. Na pewno czuły się bardziej wilkami niż ludźmi. Spały zwinięte w kłębek, budziły się z księżycem, a ich stawy i ścięgna zdeformowały się od biegania na czworakach. Kiedy po kilku miesiącach Amala umarła w wyniku infekcji nerek, Kamala przez tydzień siedziała w kącie.
Sigh postanowił uczłowieczyć wilczą dziewczynkę. W ciągu dziewięciu lat nauki udało mu się uzyskać tylko ciut więcej niż Salowi Lou. Kamala opanowała zaledwie 12 słów, podczas gdy „normalny” dwulatek w ciągu tygodnia poznaje ich około 40. Nieco lepiej ułożyło się „pieskie” życie Ukrainki Oksany. Kiedy ją znaleziono, biegała na czworakach, drapała się nogą, warczała, szczekała i sapała z wywieszonym językiem. Ale żyła. Jej rodzice alkoholicy przestali się nią opiekować, gdy miała dwa latka.
Głodna i zaniedbana, znalazła schronienie w psiej budzie. Żyła w niej sześć lat razem z kilkoma psami, jedząc wygrzebane ze śmietnika resztki i padlinę. Ale najważniejsze było to, że znalazła miłość. Szorstką i surową, ale za to prawdziwą. Kiedy więc sześć lat później milicjanci próbowali ją oddzielić od psiej rodziny zastępczej, wraz z przybranymi braćmi i siostrami dotkliwie ich pogryzła. Aby przeprowadzić akcję do końca, trzeba było sprowadzić hycla.
Od tamtej pory minęło 21 lat. Choć już nie kąsa, to wciąż śpi zwinięta w kłębek, a wszystko, co dostaje, chowa. Jak pies. Nie rozumie, na czym polega dawanie i branie. Jest bezbronna i zagubiona jak dziecko we mgle. Resztę życia spędzi w szpitalu i to największe szczęście w całym jej nieszczęściu.
Kamala do końca życia czuła się bardziej wilkiem niż człowiekiem. Spała zwinięta w kłębek, budziła się z księżycem, a jej stawy i ścięgna zdeformowały się od biegania na czworakach.Brakujące ogniwo Na początku był Zeus. Według mitologii greckiej boga bogów, w niemowlęctwie ukrytego przed gniewem ojca w grocie na zboczach góry Ida na Krecie, wykarmić miała koza Almatea. Specjalnie dla niego też pszczoły zbierały miód, a orzeł codziennie przynosił mu kubek nektaru. Mimo to Zeus nie przejął zachowań od swoich opiekunów, bez problemu przyjął do wiadomości, że jego macocha była kozą i pozostał sobą.
Podobnie rzecz się miała z Romulusem i Remusem, którzy według legendy wykarmieni przez wilczycę, wrócili między ludzi i założyli Rzym. Z powrotem do społeczeństwa nie mieli też kłopotów wychowany przez małpy Tarzan i Mowgli – dziecko indyjskiej dżungli. Bohaterowie książek Edgara Rice’a Burroughsa i Rudyarda Kiplinga odnajdywali się zarówno w dziczy, jak i na salonach.
Ucieleśniali bowiem koncepcję szlachetnego dzikusa, którą wymyślił oświeceniowy filozof Jan Jakub Rousseau. Zgodnie z nią człowiek odizolowany od negatywnych wpływów cywilizacji miał wyrosnąć na wzór cnót wszelakich. Literatura nie wytrzymywała jednak konfrontacji z brutalną rzeczywistością. Powrót do ludzkości nie powiódł się żadnemu ze słynnych dzikich dzieci: ani znalezionemu w 1725 roku w lesie nieopodal Hanoweru Piotrusiowi – Dzikiemu Chłopcu (mimo iż został potem błaznem na dworze angielskiego króla Jerzego I), ani Wiktorowi, którego kilkadziesiąt lat później złapano na jednym z drzew w okolicach Aveyronu.
Po oddzieleniu od zwierzęcych opiekunów losy dzikich dzieci przez wieki przebiegały według podobnego scenariusza: jako dziwadła, niepotrafiące mówić, niezdolne do empatii i niewiedzące, co to moralność czy własność, były skazane na życie na margnesie społeczeństwa. Dziś dzikie dzieci określamy mianem dotkniętych syndromem Mowgliego, ale jeszcze 250 lat temu botanik Karol Linneusz w swoim życiowym dziele „Systema naturae” klasyfikował je jako odrębny gatunek ludzki (Homo ferus).
Tylko bohaterowie mitów i powieści nie przejęli zachowań od swoich zwierzęcych opiekunów. Romulus i Remus, którzy zostali wykarmieni przez wilczycę, wrócili między ludzi i założyli Rzym. Z powrotem do społeczeństwa nie miał też kłopotów wychowany przez wilki Mowgli.
Igraszki z naturą Pierwsze dzikie dzieci, jakie trafiły na karty historii, były owocem ludzkiego kaprysu. W VII w. p.n.e. faraon Psammetych zapragnał dowiedzieć się, który z narodów jest najstarszy. W tym celu tyran wymyślił okrutny eksperyment. Wychodząc z założenia, że w małych dzieciach drzemie pierwotny język ludzkości, kazał zamknąć w szopie dwóch nowo narodzonych chłopców. Zgodnie z zaleceniem władcy jedynym kontaktem malców ze światem była… koza, której mlekiem ich karmiono. Gehenna chłopców trwała dwa lata, a zakończył ją pierwszy dźwięk, jaki wyrwał się z ich gardeł.
Jak się łatwo domyślić, miało to niewiele wspólnego z jakimkolwiek ludzkim językiem i było naśladowaniem odgłosów wydawanych przez ich dobrodziejkę. Faraon w tym niewprawnym beczeniu usłyszał jednak nie kozę, ale – czego Herodot nie omieszkał wyśmiać w swoich „Dziejach” – frygijskie słowo „bekos” (chleb).Półtora tysiąca lat później eksperyment ten odwróciło małżeństwo amerykańskich psychologów.
W latach 30. ubiegłego wieku Winthrop i Luella Kelloggowie postanowili sprawdzić, czy szympans wychowywany w ludzkiej rodzinie i traktowany jak ludzkie dziecko będzie potrafił porozumieć się ze swoimi opiekunami. Po urodzeniu syna „zaadoptowali” więc młodą szympansicę Guę. Małpa dłuższy czas wychowywała się z chłopcem.
Kelloggowie jednak przerwali swój eksperyment. Przyczyna? Kellogg junior szybciej uczył się mowy szympansiej niż Gua ludzkiej. Jak głosi plotka, czarę goryczy badaczy przelało to, że ich syn, siadając do obiadu, zaczął wydawać pomruki, jakie szympansy wydają na widok jedzenia. Każdy człowiek bowiem dzikość ma w sercu…
Sierota EuropyPróba asymilacji nie wyszła na zdrowie także Kasparowi Hauserowi – najsłynniejszemu dziecku wychowywanemu w izolacji. Choć późniejszy bohater filmu Wernera Herzoga („Zagadka Kaspara Hausera”) z czasem nawet nauczył się pisać, zginął zasztyletowany w ogrodach dworskich w Ansbach. Jego pochodzenie do dziś jest zagadką. Przypisywano mu królewską krew – miał być podobno podmienionym w niemowlęctwie synem Karola Ludwika, księcia Badenii i jego żony, Stefanii, adoptowanej córki Napoleona I. Plotka głosiła, że przyczyną zabójstwa Kaspara miały być właśnie intrygi wokół badeńskiego tronu.
Zuzanna Grębecka
fot. Forum, shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.