Woda padająca z nieba przez parę dni działa nam na nerwy. Szczególnie podczas urlopu. Tymczasem to… najlepsza z możliwych wróżb.
Ulewa, choć może nam wydawać się karą boską, ma oczyszczającą moc. Zmywa grzechy i dzięki niej świat odradza się w nowej, doskonalszej postaci. W odróżnieniu od gradu, który według ludowych legend został stworzony przez szatana, deszcz jest bowiem dziełem Boga. Przynajmniej według chrześcijańskich legend ze wschodniej Słowiańszczyzny.
Strugi spadają z nieba i dają życie. Mitologie całego świata roją się więc od bóstw, które pod postacią deszczu zstępują na ziemię, aby ją zapładniać. Nawet w starotestamentowych zapowiedziach nadejścia Mesjasza porównywano Go do „kropel kapiących na spragnioną ziemię”. Czasem deszcz nabierał znaczenia seksualnego, bo przecież Zeus posiadł Danae i spłodził z nią Perseusza właśnie pod postacią ulewy.
Według tradycyjnych wierzeń susza była karą, którą bogowie zsyłali na ludzi za nieposłuszeństwo i grzechy. Aby oddalić klęskę, składano więc ofiary. Przede wszystkim poświęcano tych, których winiono za brak opadów. Przez wieki za głównych sprawców suszy uważano smoka, węża, żaby lub ropuchy – miały one wypijać czy też wysysać wodę zgromadzoną w niebiosach. To dlatego Indianie znad Orinoko w czasie przeciągających się upałów chłostali przetrzymywaną w garnku ropuchę. Na Słowiańszczyźnie zaś karą za zabicie bociana – pożeracza żab, ropuch i węży – miała być czterdziestodniowa susza.
Deszcz mógł powstrzymywać demony – głównie płanetniki, które – według legend powstawały z dzieci urodzonych podczas gwałtownej ulewy, albo osoby parające się magią. Toteż jednym ze sposobów przywołania opadów było poddanie czarownic próbie wody, czyli tzw. pławieniu. Zazwyczaj kończyło się uśmierceniem podejrzanych, bo dzięki obszernym spódnicom, kilku halkom i bufiastym rękawom posądzane o czary kobiety nie szły na dno, ale unosiły się na powierzchni – a to już uważano za dowód ich winy.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.