Słowo „obniżka” uruchamia w naszych mózgach jakąś zapadkę, która odcina dopływ rozsądnego myślenia. I wtedy – bezbronne – stajemy się ofiarami wyprzedaży.
Moja znajoma ma całą szafę koszmarnych albo za małych „okazji”, które kupiła w obniżkowej gorączce. Ostatnio, gdy wrócił jej rozum, za nic nie potrafiła sobie przypomnieć, jakim cudem weszła w posiadanie jaskrawofioletowych, połyskliwych legginsów, w których wygląda jak kosmiczna parówka. Za jedyne 34 złote. Inna, po urodzeniu dziecka i złapaniu dodatkowych kilkunastu kilogramów, które nijak nie chcą jej opuścić, namiętnie poluje na maleńkie obcisłe sukienki, w których cudownie wyglądają płaskie panienki o rozmiarze 34…
Gdy pytam, po co się tak katuje, wzdycha: – Przecież kiedyś na pewno schudnę.Jeśli i ty masz takie zaniki pamięci, jesteś idealnym łupem dla handlowych drapieżców. Specjaliści od marketingu robią wszystko, żebyś jak pies Pawłowa śliniła się na widok słowa OBNIŻKA i zostawiła w sklepach jak najwięcej pieniędzy. Prawda jest jednak taka, że czas wyprzedaży to nie żadna okazja, a superpułapka. Jak w nią nie wpaść?
Strzeż się hitów sezonu
Chodzisz pomiędzy rzędami ciuchów, które miesiąc temu kosztowały majątek, a dziś są za półdarmo. Jak się temu oprzeć? Po pierwsze – przeczekać. Na początku obniżki cen wynoszą zwykle 20, 30 procent. W kolejnych tygodniach procenty rosną. Oczywiście, najlepsze kąski raczej nie doczekają wymarzonych 70 procent. Czasem zdarzają się jednak porzucone gdzieś na ostatnim wieszaku lekko zmięte cuda. Geniusze zakupów nawet w koszu pełnym gałganów wypatrzą śliczną bluzeczkę. Taka właśnie jest moja kuzynka Ida.
reklama
Omiata wieszaki jakby niewidzącym wzrokiem, sięga niemal na oślep i wyjmuje… COŚ BOSKIEGO! Lubię się z nią włóczyć po galeriach, bo mamy różne rozmiary i czasem to „coś boskiego” akurat na Idę nie pasuje…Warto wiedzieć, że na pierwszy ogień przecen idą hity sezonu, czyli wszystkie te neonowe kolory i dziwaczne kroje, które teraz były supermodne, ale w przyszłym roku raczej staną się obciachowe.
Zastanów się więc dwa razy, zanim wydasz pieniądze na pomarańczowo-różową sukienkę z falbanką, którą nosiła w tym sezonie co druga celebrytka. Za to ciuchy w neutralnych barwach i klasycznych fasonach możesz kupować bez obaw. Podobnie jak sportowe sandały i sprzęt do letnich sportów – przez rok nie stracą wiele na aktualności.
Mów kategoryczne NIE demonom zazdrości Na pewno znasz to uczucie – odwieszasz niezdecydowana jakieś spodnie, a kobieta, która się kręci obok, chwyta je łapczywie. No nie. Twoje spodnie??? Nagle jesteś gotowa walczyć o nie jak jak lwica. Albo widzisz dwie damy grzebiące z uporem w ciuchach wiszących na wieszakach. Właściwie te paskudne bluzeczki mało cię obchodzą, ale skoro tylu ludzi zwraca na nie uwagę, coś w nich musi być – myślisz i rzucasz się robić tłum. Tak działa demon zazdrości. Pamiętaj o tym mechanizmie podczas najbliższych wyprzedaży. I wbij sobie do głowy, że te superokazje to żaden prezent ani gest wobec klientów, ale dobrze wyliczone pozbywanie się zalegającego towaru, którego za chwilę już nikt nie kupi. Nie daj się nabić w butelkę.
Nie twórz muzeum niepotrzebnych zapasów Spisz sobie na kartce wszystkie swoje okazyjne zakupy z ostatnich dwóch sezonów, a zaraz będziesz wiedzieć, na co cię najłatwiej złapać. Ja po kilku sezonach już wiem, że nałogowo kupuję buty. I… że szybko o nich zapominam, a przy następnych wyprzedażach kupuję kolejne. Dzięki temu mam w swojej kolekcji turkusowe mokasyny, błękitne baletki, turkusowo-beżowe trampki i szafirowe espadryle. Światło dzienne ujrzały tylko mokasyny.
Teraz, gdy tylko jakieś buty wpadną mi w oko, robię w myślach szybki przegląd garderoby, liczę do dziesięciu i… spokojnie odkładam zdobycz z powrotem na półkę. Okazyjne obuwie to zresztą nasza rodzinna przypadłość. Mój dziadek miał ponoć cały zbiór eleganckich bucików, o numer za małych, za to wyjątkowo tanich.
Mama do dziś trzyma w garażu fantastyczne sandały, które kupiła w dawnych, studenckich czasach na wyprzedaży w Sztokholmie, ale nie mogła w nich chodzić, bo tak ją obcierały – więc sobie od czasu do czasu chociaż na nie popatrzy… Buciki do stania – to nasze rodowe hasło… Pilnuj, żeby i tobie się to nie przytrafiło!!!
10 sposobów na udane sklepowe łowy
- Zaplanuj zakupy, jeszcze zanim wyjdziesz z domu. Otwórz szafę, pomyśl, czego naprawdę potrzebujesz. Jeśli łatwo ulegasz emocjom, zrób listę. Inaczej istnieje ryzyko, że wrócisz do domu z czwartą parą czerwonych szpilek.
- Najlepsze kąski namierz przed wyprzedażą. Zapamiętaj sklep. Jeśli jest tylko jedna wymarzona spódniczka w twoim rozmiarze, kup ją pierwszego dnia obniżek, bo ktoś może cię ubiec. Gdy wieszak ugina się pod nimi, poczekaj, aż przecena będzie większa.
- Zapytaj w kasie o harmonogram wyprzedaży – nie jest on tajemnicą. Poproś o dopisanie cię do listy mailingowej – będziesz na bieżąco z nowymi promocjami.
- Wybieraj się na łowy, gdy masz dobry nastrój – ale nie szampański! Wtedy bowiem możesz wydać więcej, a zakupy będą nieprzemyślane. Z kolei „na smutno” szybko się zmęczysz i zniechęcisz.
- Unikaj największego ruchu. Idź do sklepu przed południem. Nigdy w weekend.
- Uważaj! Podczas wyprzedaży okazje łapią również złodzieje.
- Przymierzaj! Nawet jeśli musisz odstać swoje w długaśnej kolejce. To, że spódnica kosztuje 30 złotych, nie znaczy, że ma prawo źle leżeć.
- Ubierz się wygodnie. Sukienka z zamkiem od pupy po szyję albo sznurowane buty nie ułatwią ci zadania.
- Bądź krytyczna! Przed podejściem do kasy, przyjrzyj się znalezionym skarbom. Kup tylko te z kompletem guzików. Szansa na wymianę przecenionych rzeczy jest mała.
- Uważaj na fałszywe obniżki! Zdarzają się nieuczciwi handlowcy, którzy tuż przed wyprzedażą zawyżają cenę.
Róża Turnau
dla zalogowanych użytkowników serwisu.