Strona 2 z 3
On i ona
czyli czyje te cholerne wakacje
Po śniadaniu rodzi się pytanie – co robić? Coś pozwiedzać czy poleżeć nad basenem?
– Baseny na całym świecie są takie same, chodźmy zobaczyć jakieś zabytki.
– Kupy kamieni też są wszędzie takie same.
Chyba wszyscy znamy takie rozmowy.
– Rafał po przylocie do Jordanii usłyszał, że w zatoce Akaba zatopione są amerykańskie czołgi. Natychmiast załatwił przewodnika, łódź i sprzęt do nurkowania. I namawiał mnie tak długo, aż się na niego wydarłam. Czy on nie rozumie, że dla mnie czołgi to żadna atrakcja? – opowiada Ewa, którą do dziś rozjusza wspomnienie tych przekłóconych dwóch tygodni. – No to obraził się i poszedł ponurkować na rafie, a ja smażyłam się sama na leżaku przez cały boży dzień.Kornel wolałby poleżeć na plaży, ale żona „musiała obejrzeć każdą kupę gruzu starszą niż 100 lat, przekonując, że kawałek kamienia wielkości cegłówki to fragment kolumny jońskiej. I że to coś fantastycznego”.
Ciągał się więc za nią jak skazaniec, marudząc, że „ma dość tego dziadostwa”, albo że „trudno wytrzymać ten skwar”. Był coraz bardziej wściekły. Nie nabrał szacunku ani do starożytnej kultury Grecji, ani do tego, ile o tej kulturze wie Alicja. A przecież gdyby chciał to dostrzec, mógłby być dumny z żony i dowiedzieć się czegoś nowego.No właśnie! Jedno lubi romantyczne dzikie plaże, spacery we dwoje, chce podziwu i adoracji ze strony tak mało przebywającej w domu swojej „połówki”, a drugie woli odkrywać wraki czołgów albo zwiedzać ruiny. A obydwoje nie mogą zrozumieć, jak można tak olewać pasje partnera.
– Każdy potrzebuje czego innego do szczęścia. I nie zmieni tego fakt, że się z kimś jest od wielu lat. To nam najtrudniej zrozumieć, o to się najczęściej kłócimy – mówi Anna Dzierżawska, psycholożka. Przed urlopem warto wbić sobie do głowy, że każde z nas pozostało „odrębnym bytem” i trzeba to uszanować. Nie można na siłę wszystkiego robić razem, ale warto zainteresować się nową pasją męża czy żony, nawet jeśli średnio nas to obchodzi. Dowiedzmy się czegoś nie tylko o miejscowych atrakcjach, ale przede wszystkim o kimś, z kim jesteśmy razem. To naprawdę coś, w co warto zainwestować.
reklama
Paulina i Arturczyli czyje to dziecko – Na Majorce już przy śniadaniu poznaliśmy fajnych ludzi, ale potem spotykał się z nimi głównie mąż, bo ja musiałam wracać do pokoju, żeby ubrać i spakować dzieci na plażę, nakarmić, przebrać, uśpić – pieni się Paulina, graficzka, matka dwóch chłopców, żona Artura, biznesmena . Wytrzymała to parę dni, aż do wieczoru, gdy przy kolacji nowo poznana para zaprosiła na drinka do baru tylko męża, z góry zakładając, że ona idzie położyć dzieci spać. Artur natychmiast dostał propozycję nie do odrzucenia: tym razem ona zostaje, a on zajmie się chłopcami. Następnego dnia to ona zaprzyjaźniła się z parą z Australii, poszła z nimi na drinka i dopiero po dwóch godzinach wyszła z baru zobaczyć, jak ojciec daje sobie radę z synami.
– I co widzę? Artur spokojnie rozmawia z jakimiś Anglikami przy basenie, a chłopcy w najlepsze chlapią się w wodzie. Do pokoju wcale nie doszli! Paulina aż się zacietrzewia, wspominając nieodpowiedzialność męża. – Cud boski, że się żaden nie utopił! Oczywiście, zrobiła mu dziką awanturę, a on na to, że dziećmi powinna się zajmować matka. Ona też nie miała wątpliwości: dziećmi na wakacjach nareszcie powinien zaopiekować się on, bo w domu zwolnił się całkowicie z tego obowiązku. A przecież dzieci mają też ojca – niech go wreszcie poznają.
Żal, że poświęca się dla rodziny bardziej niż mąż, narastał w Paulinie od lat. Próba przerzucenia na niego obowiązków zapewne zawsze kończyła się podobnie – obawą o dzieci i przekonaniem, że mąż sobie nie poradzi. Ale z czasem narasta gorycz, że on odpoczywa jej kosztem. – To pułapka! – przekonuje Anna Dzierżawska. – Wystarczy dogadać się, kto czym się zajmie. Bez ataków: „bo ty się migasz”, ale też bez robienia z siebie ofiary: „trudno, ja się zajmę dziećmi, bo ty i tak tego nie potrafisz”. Drobne grzechy czyli kto wie lepiej, kto trzyma kasę W domu Pauliny i Artura to on podejmuje decyzje, jak spędzać wolny czas. Wynajduje fajne imprezy, wie, co grają w kinach, do jakich nowych knajp warto się wybrać. Na Majorce pojawił się rywal – rezydent biura podróży.
– Rezydent mówi, że pojedziemy na tę plażę, a mój mąż przekonuje całą wycieczkę, że lepsza będzie inna, bo on tak czytał w przewodniku – wspomina Paulina. – Rezydent opisuje wpływy arabskie w architekturze, a Artur przerywa mu, że to raczej aragońskie itd., itp. Zachowywał się jak profesor kpiący z niedouczonego ucznia.Paulina prosiła męża, żeby odpuścił, bo już nazywają go ironicznie „superprzewodnikiem”. Bez skutku. Wszystkie wycieczki były torturą.
– Za każdym razem, gdy kupowałam piwo w hotelowym barze, Artur syczał, że w sklepie za rogiem jest dwa razy tańsze. Gdy znalazłam piękny naszyjnik, przekonana, że to lokalne rękodzieło, oznajmiał, że to z całą pewnością chińska tandeta!
– Kupię ci, ale zastanów się, czy warto – powtarzał za każdym razem. Czułam się koszmarnie, bo pojechaliśmy za jego pieniądze, z mojej nauczycielskiej pensji nie byłoby nas na to stać – opowiada Paulina. Alicja ma własne pieniądze i może je wydawać, na co chce. Ale Kornel i tak komentował każdy jej zakup: – Po co ci to paskudztwo? Kupujesz bez sensu setki jakichś bzdetnych pamiątek, które potem tylko się kurzą w piwnicy. W głowie mu się też nie mieściło, że można spędzić połowę urlopu na szukaniu
prezentów dla przyjaciółek!
– Masz jakąś traumę z dzieciństwa i chcesz kupić sobie przyjaźń – strofował ją w każdym butiku.
Cóż, bywają przemądrzalcy i liczykrupy. Ale to nie nagła choroba. Tacy byli już pewnie od dawna. I nie ma co liczyć na to, że latem im ta przypadłość minie. – Czym innym jednak jest niechęć do zaspokajania drobnych zachcianek partnera, zwłaszcza podczas wakacji. To nie oszczędność pieniędzy, ale uczuć – mówi Anna Dzierżawska. – Jeśli dawanie przestaje sprawiać przyjemność, zwłaszcza temu, kto ma więcej, trzeba się poważnie zastanowić, dlaczego tak się dzieje.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.