Strona 1 z 2
Podróżujemy do gwiazd, planujemy wyprawy do wnętrza Ziemi. Tymczasem wszędzie tam byliśmy już kilkaset lat wcześniej...
Doktor Brooks Agnew od 25 lat prowadzi szczegółowe pomiary naszej planety. Wydaje się, że nikt nie stąpa po ziemi bardziej twardo niż on. Tymczasem ten amerykański geolog podaje w wątpliwość naukową teorię, że Ziemia jest zbudowana z płyt tektonicznych otaczających płynne jądro.
Zainspirowany starą egipską legendą o ludziach, którzy schroniwszy się przed kataklizmem pod powierzchnią, nigdy nie odnaleźli drogi powrotnej, przeprowadził wnikliwą analizę rozmiarów naszej planety. Doszedł do wniosku, że pod skorupą ziemską znajduje się druga, mniejsza „Ziemia”, zamieszkana przez tajemniczą cywilizację. I zamierza ją znaleźć…
Od kilku lat próbuje skrzyknąć ekspedycję naukową, która ma się wyprawić na biegun północny. Czasu jest coraz mniej, bo po przyszłych wakacjach zostanie przerobiony na żyletki atomowy lodołamacz „Jamał”, jedyny statek, któremu rosyjski rząd pozwala bezkarnie pływać po arktycznych wodach wokół bieguna północnego. Tam właśnie, zdaniem amerykańskiego geologa, mają znajdować się wrota do innego, wewnętrznego świata, który tętni życiem.
Schody do Nieba
Chińczycy umieścili swój raj na szczycie góry.
Przed bramą strażnicy dokonują sądu ostatecznego.
U podnóża na potępionych czekają dwa demony z piekła rodem.
reklama
Podziemny świat Orfeusza i „Seksmisji” Fascynacja ludzkości podziemiami sięga znacznie głębiej. Jej ślady można odnaleźć w większości mitologii i religii świata, które pod naszymi stopami lokują krainy zmarłych. Starożytni Grecy umieścili tam swój Hades, Chińczycy Diyu, Celtowie zaświaty, żydzi szeol, kabaliści Zohar, buddyści Narakę, a chrześcijanie piekło.
Podziemne krainy rzadko bywają demokratyczne. Według jednej z nepalskich legend pod drugą co do wielkości górą Himalajów, Kanczendzongą, mają rozsuwać się skały. Wąskie wejście rozszerza się, żeby ukazać wielkie miasto, które utrzymuje ognistą równowagę całej planety. Trafiają tam Wybrani – ludzie z wysokim poziomem energii ognistej. Rzadko kto stamtąd wraca. Ale bywają tacy: Jezus wrócił na Golgotę, święty Franciszek do Asyżu, Joanna d’Arc do Rouen.
Gdy w 1992 roku, podczas wspinaczki na Kanczendzongę, zginęła (a właściwie zaginęła, bo jej ciała nigdy nie odnaleziono) polska alpinistka, Wanda Rutkiewicz, jej matka wierzyła, że córka zeszła do podziemnego świata i niebawem stamtąd powróci… Do tych innych światów można się dostać przez tajemnicze „dziury w ziemi”: jaskinie i lochy. Grecki Orfeusz w poszukiwaniu zmarłej ukochanej (Eurydyki) wdarł się do Hadesu przez jaskinię Tajnaron. Odyseusz w jaskini złożył krwawą ofiarę, by przywabić dusze zmarłych. W bajkach drogą do innego świata może być… studnia, do której wpada posłana po wodę dziewczyna, albo królicza nora, przez którą w baśni Lewisa Carolla Alicja dostaje się do Krainy Czarów.
W piwnicach łęczyckiego zamku pilnuje skarbów Boruta – bez wątpienia przedstawiciel piekieł. Nie należy też zapominać o legendarnym tunelu, łączącym Pałac Kultury i gmach Komitetu Centralnego w Warszawie, którym jakoby mieli poruszać się demoniczni „królowie” Polski Ludowej. Ani o podziemnym świecie, w którym kobiety schroniły się po katastrofie nuklearnej w „Seksmisji” Juliusza Machulskiego, gdzie rośnie ostatnie żywe drzewo.
Co ma król Łokietek do „Avatara”? W filmie „Avatar” gigantyczne drzewo jest wielką wioską lub, jak kto woli, miastem dla żywych i duchów. To pomysł z mitologii, w których drzewa były rodzajem kosmicznej windy pomiędzy światami. Skandynawowie wyobrażali sobie wszechświat jako wielki jesionu Yggdrasil.
Jego korzenie, pień i konary przechodziły przez krainę bogów Asgard, ludzi Midgard, olbrzymów Utgard oraz świat umarłych Helheim. I można było po nim podróżować jak po autostradzie. Szamani syberyjscy wchodzą na drzewo, by tam doznać wtajemniczenia. Najpierw, aby zbliżyć się do świata umarłych, zjadają trujące jagody łochyni, a następnie wywołują u siebie gwałtowne torsje. Dzięki temu nie tylko wracają do świata żywych, ale dostępują „boskich” wizji.
Antropolodzy za znanym religioznawcą Mirceą Eliadem takie drzewo, łączące światy boski i ludzki z zaświatami, nazywają drzewem kosmicznym, czyli axis mundi. Jego mniej lub bardziej wyraźne ślady widać w większości kultur. U Tatarów na przykład jest nim rosnąca na żelaznej górze brzoza, której siedem gałęzi stanowi siedem niebios.
W Biblii rolę axis mundi pełni wyśniona przez Jakuba drabina, po której aniołowie zstępują z Nieba na ziemię. W wielu legendach herosi, święci czy władcy podejmują wyprawy ponad Ziemię. Jako że udają się do krainy bogów, wyprawa taka musi zyskać ich aprobatę – w innym przypadku spotka ich klęska. I śmierć. Tak jak w micie o Ikarze i Dedalu, którzy uciekają z kreteńskiego labiryntu na skrzydłach zrobionych z piór i wosku. Pierwszy, nie usłuchawszy bogów, wznosi się zbyt wysoko. Słońce roztapia jego skrzydła, a Ikar staje się pierwszą ofiarą awiacji.
My mamy opowieść o królu Łokietku, który zbudował specjalny pojazd, by zbadać, jak wysokie jest niebo. Wyprawa nie powiodła się, gdyż na drodze machiny stanął anioł i oznajmił, że dalej jest zbyt gorąco i może tam przebywać tylko Bóg i jego wybrańcy. Ludowe białoruskie opowieści o Juriju Gagarinie, łączące ze sobą jego lot kosmiczny i tragiczną śmierć w wypadku lotniczym, głoszą, że w kosmosie spotkał Jezusa, a że śmiertelnik nie może bezkarnie patrzeć w twarz Boga ani też zapuszczać się w boskie przestrzenie, pierwszy astronauta został za to ukarany i zginął.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.