Strona 1 z 2
Dla niedowiarków to zwykła bajka, dla filozofów – przypowieść ku przestrodze, a dla ezoteryków – wytrych, który pozwala wyjaśnić wszystko: od Trójkąta Bermudzkiego po pochodzenie człowieka. Tylko dla archeologów Atlantyda to nadal prawdziwe wyzwanie.
Wielka wodna tafla rozciąga się po horyzont, gdzieniegdzie tylko porastają ją kępy traw. Cicho, pięknie, bajecznie – dokładnie tak jak lubią flamingi, które ten zakątek Parku Narodowego Doñana wybrały na swój raj. Słone bagna Marisma de Hinojos niedaleko hiszpańskiego Kadyksu wyglądają tak, jakby nic nie zmieniło się tam od epoki lodowcowej.
Z lotu ptaka w grubej na kilkadziesiąt metrów warstwie mułu wyraźnie odcinają się koncentryczne kręgi. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie mogą być tworem natury. Kiedy na lotniczych zdjęciach wypatrzył je Richard Freund z Uniwersytetu Hartford w Connecticut, krzyknął do współpracowników ze swojego zespołu badawczego: – Panowie, właśnie znaleźliśmy Atlantydę!
Titanic bogów
Historię legendarnej wyspy, która zapadła się pod wodę, przywiózł do Aten poeta Solon. Usłyszał ją od egipskich kapłanów, którzy przez 9000 lat pielęgnowali pamięć o Atlantydzie. Ateńczykom historia wydała się wyssana z palca i jeśli przywoływali ją podczas swoich uczt, to po to, żeby się pośmiać. Wszystko zmieniło się, gdy w swoich dialogach opisał ją Platon.
reklama
W „Timajosie” i „Kritiasie” precyzyjnie opisał wyspę – miała się ona składać z koncentrycznych kręgów lądu, przedzielonych fosami – zamieszkaną przez potomków boga mórz Posejdona i śmiertelniczki Kleito. Z olbrzymią dbałością o szczegóły wyliczył atrakcje Atlantydy, między innymi dekoracje królewskiego pałacu i słonie (drugi w greckiej literaturze opis tych zwierząt).
Bardziej oszczędny w słowach stał się dopiero, gdy przyszło mu zlokalizować mityczną krainę. Umieścił ją za Słupami Heraklesa, jak wówczas określano Cieśninę Gibraltarską, na pełnym oceanie, który dziś nazywamy… Atlantykiem.
O samym kataklizmie, który zmiótł wyspę z powierzchni ziemi, też napisał niewiele: w ciągu „jednego straszliwego dnia i nocy” miała się ona osunąć głęboko pod wodę. Katastrofa była karą za pychę mieszkańców, którzy zbyt zaufali potędze rozumu i zlekceważyli prawa boskie. To wystarczyło, by Atlantyda zyskała miano „Titanika bogów” i na wieki rozpaliła wyobraźnię ludzkości.
Zatopiony gród na Białorusi Starożytni filozofowie, geografowie i historycy zajęli się Atlantydą już na serio. Tylko najsłynniejszy uczeń Platona, Arystoteles, miał wątpliwości i sugerował, że opowieść należy traktować jako polityczną alegorię. Również nowożytni filozofowie chętnie podejmowali temat zagubionej wyspy, której mieszkańcy wypracowali idealny system polityczny. Tak powstały „Państwo Słońca” Tomasza Campanellego (1602), „Utopia” Tomasza Morusa (1615) oraz „Nowa Atlantyda” Franciszka Bacona (1623).
Motyw zatopionego miasta pojawił się nawet w balladzie Adama Mickiewicza „Świteź” (1822). Klęska, która dotyka białoruski gród, nie jest jednak karą, ale… ratunkiem. Oto bowiem wszyscy mężowie wyruszają na wojnę, zostawiając w osadzie bezbronne żony i córki. Kiedy najeźdźcy znaleźli się pod bramą, świtezianki wolą umrzeć, niż poddać się wrogom. Ich prośby zostają wysłuchane, ziemia się rozstępuje i pochłania miasto. A na jego miejscu rozlewa się jezioro. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że na wodzie pojawiają się kwiaty, które są gatunkiem typowym dla obszaru… atlantyckiego.
Atlantyda w komputerze Obecnie, każdy może mieć „kawałek” zaginionego lądu na swoim komputerze i telefonie komórkowym – graficy i programiści prześcigają się w ofertach tapet i wygaszaczy ekranów, przedstawiających zatopione krainy.
Od Trójkąta Bermudzkiego do Antarktydy Tylko do początku XX wieku napisano o Atlantydzie ponad 1000 powieści i rozpraw bardziej lub mniej naukowych, z których największy rozgłos zdobyły: „20 000 mil podmorskiej żeglugi” Juliusza Verne’a (1870) i „Atlantyda: Przedpotopowy świat” Ignatiusa Donelly’ego (1882). Ta ostatnia książka sprawiła, że zaginioną wyspą zainteresowali się ezoterycy.
Znany amerykański jasnowidz i wróżbita, Edgar Casey, przedstawił nawet własną teorię przyczyn kataklizmu, który pochłonął wyspę. Atlantydzi zbudowali, według niego, swoją potęgę na kryształach o wielkiej mocy. Najpierw służyły im one jedynie do medytacji. Z czasem ich energię zaczęli wykorzystywać również w medycynie i rolnictwie. Dzięki nim bezboleśnie przeprowadzali operacje chirurgiczne i przyspieszali wzrost roślin, a nawet – jako że kryształy miały komasować energię Ziemi, Słońca, Księżyca i innych ciał niebieskich – kontrolowali pogodę.
Casey uważał, że w pewnym momencie moc magicznych kryształów wymknęła się Atlantydom spod kontroli, zakłóciła równowagę wszechświata i ściągnęła katastrofę. Aby uwiarygodnić swoją teorię, Edgar Casey ulokował „swoją” Atlantydę w środku Trójkąta Bermudzkiego. Wszystkie zniknięcia statków i samolotów na tym obszarze można więc wytłumaczyć lekkomyślnością Atlantydów. A ślady wyobraźni Caseya znajdziemy w perypetiach najsłynniejszego bohatera amerykańskich komiksów Supermana.
Autorem innej teorii, która rozpaliła wyobraźnię poszukiwaczy Atlantydy, był (tym razem z tytułem profesora geologii) niejaki Charles Hapgood. Ogłosił on w połowie XX wieku, że starożytny ląd pogrzebały lodowce… Antarktydy. Narastająca na biegunach warstwa lodu wraz ze zwiększeniem swojej wagi „ściągała” skorupę ziemską. Zjawisko to znane jest jako ruch płyt tektonicznych. I choć zdaniem geologów jego dynamika nie przekracza 16 kilometrów na milion lat, to Hapgood przekonywał, że jest ona znacznie większa – skorupa ziemska mogła przesunąć się nagle i bez ostrzeżenia pogrzebać całe kontynenty.
Później na kartach książek, ekranach telewizorów i komputerów Atlantydy szukali Kapitan Nemo, MacGyver, Lara Croft i Indiana Jones. A że ilu badaczy, tyle lokalizacji, tajemniczą krainę lokalizowano w Palestynie, w Azji Środkowej, w Meksyku i Boliwii, a nawet na… Antarktyce. Zawsze jednak poszukiwano wyspy zaginionej w morskich odmętach. Nikt nie spodziewał się, że tajemnicę może skrywać nie morze, ale… ląd.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.