Usiadła tyłem do kamery fotograficznej. Ręce oparła na kolanach. Dzięki temu jej plecy uzyskały idealny kształt. Fascynująca, tajemnicza, doskonała. Arcydzieło.
Dziś ta odbitka liczy sobie prawie 90 lat i niewiele fotografii dorównuje jej sławą. Na plecach modelki, na wysokości jej talii, autor domalował formy udające wycięcia na pudle rezonansowym wiolonczeli. Man Ray zabawił się też z tytułem. „Le Violon d’Ingres” – w dosłownym tłumaczeniu „skrzypce Ingresa”, to także francuski idiom oznaczający hobby.
Ingres, miłośnik gry na instrumentach smyczkowych, znany był z wyidealizowanych wizerunków kobiet Wschodu, w tym kilku pokazanych od tyłu. Fotograf zaaranżował swoją modelkę na podobieństwo kobiet z haremu malowanych przez Ingresa. Przy okazji wyznał swoje uczucie do pozującej. Do tej, która stała się jego pasją, jego muzyką.
Nazywała się Alice Prin, lecz przeszła do historii pod pseudonimem Kiki. Nieślubne dziecko, niezbyt pojętna w szkole, wyszła za mąż jako siedemnastolatka. I poszła zarabiać do piekarni. Cóż – ciężkie, powojenne czasy, mąż niezaradny, matka niezguła. Raz młódce trafiła się fucha: pewien rzeźbiarz zatrudnił ją jako modelkę. Pozowała nago. Afera! Po kłótni z matką Alice spróbowała samodzielnego życia w Paryżu. Tam poznała amerykańskiego fotografa i reżysera filmowego Mana Raya, czyli Emmanuela Rudzitsky’ego.
Był rok 1921. Starszy od niej o 11 lat awangardowy artysta właśnie osiedlił się nad Sekwaną, odnajdując inspirujący klimat na wzgórzu Montparnasse. Gdy spotkał małą Prin, oszalał z miłości. Uznał ją za wcielenie kobiecego piękna. Przemianował banalne imię Alice na Kiki, wprowadził w środowisko bohemy, uczynił muzą. Dziewczyna odpłacała mu uczuciem, lecz gdy kochanek usiłował zalegalizować związek, stanowczo odmawiała.
reklama
Zresztą wkrótce miała adoratorów na pęczki. Stała się atrakcją modnych paryskich kawiarni. Silna osobowość, bezpruderyjna, temperamentna, urodziwa. Uosabiała nowoczesną, wyzwoloną kobietę. Szminkowała usta, malowała oczy, jako jedna z pierwszych obcięła włosy na chłopczycę. Któregoś wieczoru zabłysnęła talentem piosenkarskim.
W café La Rotonde zastąpiła niedomagającą szansonistkę i… okazała się świetna. Potem występowała w najmodniejszym ówczesnym lokalu le Jockey, zyskując aplauz wyjątkowo wulgarnym repertuarem. Znów trafiła. W szalonych latach 20. odważne manifestowanie seksualnej swobody było na topie. Dorobiwszy się grosza, kupiła kabaret. Nazwała go – jakże by inaczej – U Kiki. W 1929 roku, po rozstaniu z Ray’em, wydała skandalizujące pamiętniki, opatrzone wstępem Ernesta Hemingwaya. Tu ciekawostka: dziełko było tak pikantne, że amerykańska „cenzura” dopiero 15 lat temu dała pozwolenie na jego publikację.
Historia Kiki przypomina hollywoodzkie bajki. Wyszła z nędzy i zdobyła wszystko – pieniądze, biżuterię, futra, samochody. Oraz uwielbienie mężczyzn. Czy można się dziwić, że nazywano ją królową Montparnasse? Jej legendzie przysłużyli się także artyści, którym pozowała, a których wkrótce poznał cały świat. Malowali ją m.in. Modigliani, Soutine, Picasso, Kisling, Picabia, Derain; rzeźbił Alexander Calder. Była też wdzięcznym obiektem fotografii – oczywiście najczęściej stawała przed obiektywem Mana Raya.
No i występowała w filmach, z których najgłośniejsze to krótkometrażówki „Antrakt” René Claira (1923), „Balet mechaniczny” Légera (1924) i „Gwiazda morza” Raya (1928). Pod koniec lat 30. gwiazda Kiki przyblakła, a wybuch II wojny zmusił ją do opuszczenia miasta. Nie potrafiła pogodzić się z utratą pozycji. Piła, zażywała narkotyki. Przeputała fortunę. Gdy zmarła w wieku 52 lat, jej pogrzeb przyciągnął tłumy. Znów stała się sławna… A jej imię nadano jednej z odmian dalii.
Monika Małkowska fot. AKG Images/ East News
dla zalogowanych użytkowników serwisu.