Ulep sobie, co zechcesz
Wszystko zaczęło się od tego, że zaprosiła ceramika Hieronima na obiad. Znała głód. Kiedy Zenon stracił pracę w tartaku, przez pół roku chodzili do lasu na grzyby. I jedli grzyby na śniadanie, obiad, kolację.
Kto raz był naprawdę głodny, pozna głodnego po ciemku. O Hieronimie wiedziała tyle, co wszyscy. Że zjechał tu z kolegami ceramikami z wrocławskiej uczelni, by założyć kolonię artystów. I że się im nie przelewa.
– Na jedzenie nie macie, co?
– Nie mamy – przyznał. – Trzeba było w piec zainwestować, glinę kupić…
No i dała mu obiad prawdziwy. Rosół, ziemniaki, kotleta. A w toboły dżemy, kompoty, konserwy, co tam było w spiżarni.
Przyszedł za pół godziny. Miał kawał gliny zawinięty w folię, żeby nie wyschła.
– Nie mam nic innego – powiedział.
– Ulep sobie, co zechcesz.
Ulepiła paterę. Zaniosła do wypalenia, ale to był zły moment. Hieronim pokłócił się z dziewczyną i ona w tę paterę wlazła. Chłopak pochylił się nad skorupami. Poskładał. Popatrzył.
– Rób, dziewczyno – powiada. – Masz talent. I dał jeszcze kawał gliny. Lepiła. Nauczyła się rzeźbić anioły.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.