Wahadło z duszą

Barbara i Aleksandra, uczennice słynnego radiestety Józefa Baja, do dziś prowadzą pracownię, gdzie robią wahadła według przepisów mistrza. Wahadła naprawdę niezwykłe.

Aleksandra Wahadło ma duszę – przekonuje Barbara. – Dlatego tak ważna jest dusza człowieka, który bierze je do ręki. Jego energia powinna być czysta i jasna, inaczej „zabrudzi” wahadło. I zamiast pomagać ludziom, może im pokazać nieprawdę, a nawet zaszkodzić. Ktoś, kto tworzy biżuterię, talizmany czy sprzęt radiestezyjny, musi mieć pozytywną energię. Najlepiej niezbyt mocną, neutralną. Żeby nie naznaczył swoim energetycznym śladem tych wrażliwych przedmiotów. Mają ich przecież używać inni.

Barbara Leśniewska jest z wykształcenia ekonomistką. Wahadełka robi już ponad 30 lat. Aleksandra Gondek jest architektką. Do „Baja” przyszła tylko na chwilę, jest tu już 23 lata… Teraz Barbara i Aleksandra razem prowadzą firmę. Swoim klientom z całego świata sprzedają nie tylko wahadełka, ale też różdżki, odpromienniki, diagramy radiestezyjne, książki.

Wahadła z „Baja” za granicą rozchodzą się jak świeże bułeczki. Kupuje je sklep radiestezyjny z Aten, znany bioterapeuta ze Szwajcarii, a także słynna niemiecka radiestetka i bioterapeutka Brigitte.

Radiestezyjny geniusz
Nazwa firmy pochodzi od nazwiska jej założyciela, nieżyjącego już inżyniera Józefa Baja, jednego z pierwszych radiestetów w Polsce. Zmarł sześć lat temu jako dziewięćdziesięciolatek. To właśnie dzięki niemu staliśmy się wahadełkową potęgą. Ale mało kto wie, że wszystko miało bardzo dramatyczny początek.

W czasie wojny Józef Baj trafił do obozu w Oświęcimiu. Tam poznał szwajcarskiego radiestetę Rudolfa, który był jego pierwszym nauczycielem. Szwajcar nie mógł się nadziwić talentom Polaka, który zwykłym scyzorykiem strugał z kawałków drewna wahadełka równie doskonałe, jak te, którymi on sam posługiwał się przed wojną.

reklama

Któregoś dnia Niemcy kazali obu więźniom wytyczyć miejsce pod studnię – karą za błąd miało być zasypanie żywcem w wykopie. Rudolf i Józef wykonali zadanie bezbłędnie. Postanowili nawet, że po wojnie założą razem firmę radiestezyjną. Niestety, wyniszczony obozem Rudolf umarł wkrótce po wyzwoleniu. Józef Baj wrócił do Polski, gdzie o radiestezji i wahadełkach prawie nikt nie słyszał. Nie było literatury, kursów ani środowisk, w których można by się rozwijać i wymieniać doświadczenia. Poszedł więc na politechnikę, później założył rodzinę i radiestezję traktował tylko jako hobby.

Wszystko zmieniło się w 1976 roku, kiedy w Warszawie powstało Stowarzyszenie Radiestetów (po latach przemianowane na Stowarzyszenie Psychotroniczne, a jeszcze później – na Polskie Stowarzyszenie Psychotroniczne), pierwszy w Polsce przyczółek wiedzy ezoterycznej i medycyny niekonwencjonalnej. Józef Baj najpierw sam zdobywał wiedzę, potem zaczął uczyć innych. Konstruował wahadełka najpierw tylko dla członków Stowarzyszenia. Szybko zaczęli jednak sięgać po nie radiesteci z całej Polski, a później i z zagranicy.

– Koniec lat 70. i lata 80. to był wielki boom na sprzęt radiestezyjny. Przyjeżdżali do Józefa ludzie z całego świata nie tylko po to, by kupować wahadełka, ale też, by go poznać, zrobić sobie z nim zdjęcie, uścisnąć dłoń – wspomina Barbara.

Uczennice i przyjaciółki
Baj wiedzę dawkował Barbarze i Aleksandrze powoli. Do kolejnych czynności dopuszczał je stopniowo. Był świetnym współpracownikiem, nauczycielem, kolegą, ale na jego zaufanie trzeba było długo pracować. Nigdy nie zapomną wzruszenia, które czuły, gdy w końcu podzielił się z nimi wiedzą najważniejszą – przekazał formuły, które powtarza się w myślach, wykonując wahadełka. To jakby ostateczna pieczęć, kropka nad i, która sprawia, że wahadło jest skuteczne i bezpieczne. Także dla tego, który je robi.

Gdy żył Józef Baj, wahadełka wytwarzano w jego mieszkaniu, w dwóch pokojach, które przeznaczył na pracownię w swoim niewielkim trzypokojowym mieszkaniu w bloku. Gdy zmarła żona pana Józefa, Barbara i Aleksandra stały się opiekunkami mistrza, prawie członkami rodziny. Kiedy i on umarł, jego dzieci zgodziły się, by jedyne uczennice i współpracownice ojca kontynuowały jego dzieło, nie zmieniając nazwy firmy.

Konstruując wahadełka, Barbara i Aleksandra powtarzają w myśli specjalne formuły, dzięki którym są one skuteczne i bezpieczne. Również dla nich.

Konstruując wahadełka, Barbara i Aleksandra powtarzają w myśli specjalne formuły, dzięki którym są one skuteczne i bezpieczne. Również dla nich.
140 wzorów wahadełek  firmy „Baj” trafia do Niemiec, Szwajcarii i Grecji. 


Energia od Ozyrysa
Dlaczego wahadełka, które wychodzą z tego warsztatu, są tak niezwykłe? Pewnie dlatego, że tworzą je ręce przyjazne, kochające to, co robią. Nawet tokarza, który z odpowiednio dobranych klocków bukowego, jesionowego, akacjowego czy brzozowego drewna wykrawa wszystkie wahadełka, Józef Baj wybrał do współpracy osobiście 30 lat temu. To tokarz-radiesteta, tokarz-czarodziej, który potrafi ocenić nie tylko jakość drewna, ale także jego polaryzację, wewnętrzną energię.

Wycyzelowane przez niego „kulki”, „łezki”, „kapelusze” i „dyski” Barbara i Aleksandra rozkładają na swoich biurkach obok puszek z lakierami i plastikowymi minielementami. Dopiero teraz nadają im ostateczny kształt. Gdy odwiedzam ich pracownię, Aleksandra lakieruje właśnie partię Ozyrysów.

Barbara robi wahadełka na poprawienie odporności. Do otworu wywierconego pod odpowiednim kątem w drewnianym kapeluszu wkłada echinaceę, rutinoscorbin i kilka jeszcze ziół i preparatów. Wciska, ubija, zatyka miniaturowym koreczkiem.

– Dzięki specjalnemu emitorowi umieszczonemu wewnątrz – wyjaśnia Barbara – wahadełko wirujące nad ciałem pacjenta wysyła do chorego organu energię leku czy zioła.

W zależności od tego, co się włoży do środka, wahadła z serii wspomagających leczenie działać mogą przeciwbólowo, antybakteryjnie, przeciwgrzybicznie, mogą regenerować siły, łagodzić bezsenność czy skutki klimakterium, poprawiać pamięć, wzrok, słuch… Choć w ofercie handlowej mają aż 140 różnych wahadełek, Barbara i Aleksandra wciąż myślą o nowych.

– No cóż, postęp i potrzeba nowości docierają i w duchowe rejony naszego życia – przekonują. – 30 lat temu ludzie chcieli tylko sprawdzić, czy ich łóżko stoi na tak zwanej żyle wodnej albo czy dobre dla nich będzie jakieś lekarstwo, jedzenie, kosmetyk. Służy do tego najprostsze wahadełko neutralne, które firma „Baj” produkuje w kilku wersjach.

Za pomocą tak zwanych wahadełek egipskich (Izis, Ozyrys, Karnak) diagnozuje się i wysyła energię na odległość. A wahadełkiem z pamięcią, które napromieniowuje się nad próbką tego, czego szukamy, można poszukiwać wody, minerałów, zaginionego zwierzęcia czy człowieka.

– Wahadełkiem BAJ I, pierwszym, jakie Józef skonstruował w serii wahadeł z akumulatorkiem i różnymi wkładami, rozpuścił on kiedyś kamienie nerkowe komuś z rodziny – zapewnia Barbara. – Krewniak nie wierzył w moc radiestezji, więc Józef zamiast nad nim kręcił wahadełkiem nad jego butami. A po kilku miesiącach okazało się, że nerki są czyste.

Źródło: Wróżka nr 6/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl