Strona 1 z 2
Magia zabawy jest najbardziej tajemną ze sztuk. Jej czarodziejska siła sprawia, że niezależnie od wieku, stanu ducha i portfela w jednej chwili stajemy się sobie równi. Stajemy się dziećmi.
Na krakowskim Rynku kilkuletnia dziewczynka z zaciekawieniem przygląda się, jak dwoje przebierańców na szczudłach wywija długą skakanką. Dziewczynka nie ma wesołej miny, jest przecież za mała, by poradzić sobie z wirującym sznurkiem. Kilka sekund później dziecko z wypiekami na twarzy, z uśmiechem od ucha do ucha przeskakuje przez skakankę na rękach wesołka z twarzą pomalowaną na biało, w czarnej peruce, w pasiastych spodniach.
Smutną minę, do czasu, ma również elegancka pani o starannie ułożonej fryzurze. Jest oburzona, gdy dotyka ją z góry ręka filigranowej szczudlarki w fioletowej sukni, z różowymi włosami. Nie wie, co robić, gdy słyszy: – Cześć, oburzona i poważna. Ale po chwili śmieje się do łez.
Najtrudniej rozbawić tych, którzy rzeczywiście nie mają w życiu do śmiechu. Dzieci z odrapanych socjalnych bloków dla eksmitowanych, które na kuglarzy, mimów, szczudlarzy, nawet na połykaczy ognia patrzą najpierw niewidzącym wzrokiem, jakby nie wierzyły, że mogą jeszcze, tak zwyczajnie, zanurzyć się w beztroskiej zabawie. Ale w końcu „pękają” i zanoszą się śmiechem, bo jak długo można być poważnym, gdy mim po raz kolejny przedrzeźnia zgryźliwą na co dzień sąsiadkę, a klaun pokazuje nam język?
Niełatwo rozbawić pensjonariuszy domów starców. Choć wielu po raz pierwszy w życiu widzi Anioła na szczudłach. Może trudno ich zadziwić, bo w anioły już od dawna nie wierzą, bo tę wiarę i radość zabiła samotność? Czasem jednak wystarczy, że Anioł połaskocze staruszkę po twarzy, by rozpromieniła się jak dziecko.
reklama
– Stajemy się dziećmi, gdy odrzucamy konwenanse, gdy skracamy dystans, jaki, zwłaszcza w naszej kulturze, oddziela człowieka od człowieka – wyjaśnia Anioł, który naprawdę ma na imię Anna i z wykształcenia jest antropologiem kultury. I bywa, w zależności od okoliczności, nie tylko stworzeniem niebieskim, ale również straszydłem albo duchem fatalnym, albo klaunem czy na przykład Arabeską. Właściwie może być kimkolwiek, to kwestia wyobraźni.
– Ludzie coraz rzadziej dają się ponieść fantazji – przyznaje Anna. – A szkoda, bo w tych kilku zaledwie rolach i maskach, które przyjmujemy w życiu, jest nam, co prawda, bezpiecznie, ale czasem i smutno, i nudno.
Swoją osobistą przemianę Anna przeszła, idąc przez Kraków w połowie lat 90. Była wtedy nieśmiałą nastolatką, córką specjalisty od efektów specjalnych w krakowskich teatrach. To tata właśnie namówił pewnego dnia Annę, by wzięła udział w wielkiej miejskiej paradzie, w „Pochodzie królów” Andrzeja Wajdy.
Z duszą na ramieniu, jako paź królowej Bony na szczudłach, wraz z kilkudziesięcioma innymi szczudlarzami przemaszerowała na Wawel. Zapamiętała z widowiska jedno: że z każdym kolejnym krokiem nabiera coraz większej odwagi i pewności siebie. Z czasem szczudlarstwo stało się jej sposobem na życie.
Występowała z teatrami ulicznymi na miejskich festynach i w wielkich widowiskach. W Tarnobrzegu i Nowym Sączu, na promenadach miast w Hiszpanii i Holandii...
– To była terapia doskonała – zapewnia Anna. – Wystawiając się na pokaz, rozśmieszając innych, ośmieszyłam w końcu moje największe utrapienie – nieśmiałość.
Kilka lat temu z kolegą ze studiów Piotrem założyła grupę Locomotora. Są w niej nie tylko szczudlarze, ale również kuglarze, żonglerzy, bańkarze, mimowie, klauni i połykacze ognia. Dziś na ulicach wielu polskich i europejskich miast budzą zachwyt (a czasem i grozę) spektaklami pełnymi światła, ognia i szaleństwa. Zarabiają na życie występami na świętach miejskich, festiwalach i imprezach firmowych.
Przygotowania do tych spektakli wymagają opracowania scenariusza, scenografii, efektów specjalnych, kostiumów. Locomotora to więc nie tylko ludzie, ale też spore zaplecze techniczne, włącznie z magazynem, na ulicy… Czarodziejskiej!!! Pieniądze są ważne, ale sztukmistrzom z Krakowa nie tylko o nie w tym wszystkim chodzi.
– Locomotora to po hiszpańsku lokomotywa – wyjaśnia Anna. – Ale „loco” znaczy także szalony. Tak to sobie właśnie wyobraziliśmy, jako maszynę, która ciągnie za sobą korowód nieskrępowanego niczym, beztroskiego wariactwa. I to w bardzo różnych jego odmianach. Najłatwiej w szaleństwo wciągnąć, oczywiście, dzieci.
– Dzieci nie mają barier – przyznaje Piotr. – Nie zastanawiają się, czy coś w nich zostanie ośmieszone, gdy malujemy im farbami buzie. Ich dylematy polegają jedynie na tym, czy fajniej jest zamienić się w wojownika z „Gwiezdnych Wojen”, czy raczej w dzielnego Indianina, za którym w pościg ruszają kowboje. Bo z Locomotorą dzieci wybierają się w najdziwniejsze podróże. Na przykład na zainscenizowanym planie filmowym do Wielkiego Kanionu z pióropuszami na głowach albo na Karaiby, jako uzbrojeni po zęby piraci.
– Wystarczy kilka rekwizytów, trochę wyobraźni i już zamieniamy się w korsarzy na tropie skarbów albo w przyjaciół Zorro, który właśnie z rąk katów-oprawców chce odbić niewinnego wieśniaka – mówi Anna. Parę lat temu ze zdumieniem odkryła, że dzisiejsze dzieci, znawcy gier komputerowych, coraz bardziej zatracają umiejętności, których poprzednie pokolenia maluchów uczyły się podczas podwórkowych wspólnych zabaw.
– Dzieci nie wiedzą dziś, co to gra w klasy, coraz rzadziej potrafią skakać przez gumę. Często nie potrafią bawić się w zespole, bo nie nauczą się tego, godzinami siedząc na krześle przed komputerem – martwi się Anna. Piotr zaś jest zdumiony tym, że dzieci często nie mają pojęcia, kto to jest… diabeł.
– Diabeł w prosty i klarowny sposób oddzielał w naszej tradycji dobro od zła, a teraz po prostu zniknął. Więc gdy wraz z Locomotorą na ulicy zjawia się czarny jak smoła rogaty Lucyfer, dzieci często nie wiedzą, czy śmiać się, czy bać się.
Najbardziej jednak zasmucają ich dzieci z galerii handlowych, w których Locomotorze zdarza się urządzać widowiska.
– Bywa, że przesiadują tam całe dnie, tak, jakby labirynty sklepów stały się dla nich drugim domem – mówi z żalem Anna. – Staramy się pokazywać im, że istnieje świat poza wielkimi sklepami, czasem nam się to udaje.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.