Żeby siłą woli unieść się nad ziemię, nie trzeba nadprzyrodzonych mocy. Podobno wystarczą głęboka wiara i koncentracja albo… gruby portfel.
We śnie latanie jest łatwe. Na jawie przychodzi to trudniej. Ale nie jest to niemożliwe, co widać na fotografiach lewitującego Hindusa Subbayaha Pullavara. Jogini, aby unieść się nad ziemię, najpierw medytacją czakr w sercu pobudzają duszę, a potem ta wyzwala w mózgu wyjątkowe pole biograwitacyjne i pokonując siłę ciężkości, unosi ciało nad ziemię. Przeważnie dzieje się to na pułapie kilku lub kilkunastu centymetrów, ale zdarzają się też lewitacje bardziej widowiskowe – podobno św. Franciszek z Asyżu podczas żarliwej modlitwy unosił się tak wysoko, że świadkowie tracili go z oczu.
Sny o potędze
Historia ludzkości jest pełna opowieści o mężach i niewiastach, którzy jedynie przy użyciu siły woli potrafili unieść się w powietrze. Tradycja lewitacji jest obecna praktycznie w każdej większej religii świata. Jeśli wierzyć przekazom, sztukę tę przed iluzjonistą Davidem Copperfieldem posiedli między innymi: Milarepa, XII-wieczny jogin z Tybetu, japońscy wojownicy ninja, kilkoro opętańców oraz 200 świętych chrześcijańskich – od św. Józefa z Kupertynu, św. Teresy z Ávila i św. Jana od Krzyża, przez Ignacego Loyolę, po Ojca Pio.
Dla nich „paliwem” była nie medytacja, ale głęboka bogobojność. Pewnie dlatego psychologowie do dziś nie traktują poważnie zjawiska lewitacji i tłumaczą je w kategoriach złudzenia, iluzji (hipnoza) lub marzeń sennych. Psychoanalitycy tłumaczą je jako sny o potędze (ale też wolności i wygórowanych ambicjach).
dla zalogowanych użytkowników serwisu.