Kraina Czasu Snu

Nie budują świątyń, nie wznoszą modłów. Przez długi czas uważano, że po prostu w nic nie wierzą. Jest odwrotnie: niewierzących Aborygenów nie ma. Rdzenni Australijczycy bez religii nie istnieją.

UluruUluru – święta góra Aborygenów. U jej podnóża znajdują się jaskinie, których ściany pokryte są starożytnymi malowidłami przedstawiającymi mitycznych przodków: kangura Mala i węża Liru.

Kapitan James Cook miał szczęście. Po dotarciu do Nowej Zelandii jego statek HMS Bark Endeavour obrał kurs na Ziemię van Diemena, dziś zwaną Tasmanią. Celem wyprawy było odkrycie nowego kontynentu, którego istnienie od dawna podejrzewano. Nadano mu już nawet nazwę: Terra Australia Incognita. Cookowi pomógł przypadek.

Niekorzystne wiatry zmieniły kurs Endeavour. 20 kwietnia 1770 roku majtkowie zauważyli na horyzoncie ląd. Był to rzeczywiście ów zaginiony kontynent – południowo-wschodnie wybrzeże Australii. Kapitan notował: „Byliśmy dość blisko brzegu, by zauważyć kilkoro ludzi na plaży. Byli ciemni albo nawet koloru czarnego, ale czy był to kolor ubrań czy skóry, nie wiem”.

Okazało się, że tubylcy faktycznie byli ciemnoskórzy, ubrań nie nosili, a uzbrojeni byli w dzidy i dziwne zakrzywione przedmioty, przypominające orientalne szable. Gdy na widok załogi zaczęli nimi potrząsać, poczęstowano ich strzałem z muszkietu. Tubylców nazwano Aborygenami i od początku traktowano jak zwykłych „dzikusów”. Próbowano przekupywać ich ubraniami i żywnością, ale nie budziły one entuzjazmu obdarowywanych. Z Australii uczyniono kolonię karną, po pewnym czasie zaczęli tu przybywać także misjonarze. Ci zabrali się za nawracanie ciemnoskórej trzódki.

Początkowo wysłannikom Kościoła zdawało się, że miejscowi nie wyznają żadnej religii: brak było budowli sakralnych, modłów czy innych form czci bogów. Potem doszli do wniosku, że mają jakieś życie sakralne – prymitywne, oparte na zabobonach, bliskie wierzeniom Afrykanów. Minęły dziesiątki lat, nim wyszło na jaw, że rdzenni Australijczycy posiadają jeden z najbardziej skomplikowanych systemów religijnych na świecie.

reklama

Pomyłka w czarachPomyłka w czarach
Religia ta stanowi fundament, z którego wynikają wszelkie prawa, reguluje niemal każdą chwilę życia. Nie ma Aborygenów ateistów czy niepraktykujących. Każdy jest częścią skomplikowanego systemu łączącego sferę wierzeń z rzeczywistością. Bez tej więzi po prostu nie istnieje jako człowiek. Wierzenia poszczególnych plemion znacznie różnią się od siebie, jednak mają wspólny trzon.

Jest nim Czas Snu. To okres stwórczy, początek wszystkiego, moment, gdy miały miejsce wszelkie mityczne zdarzenia. Wtedy w cudowny sposób pojawiła się woda i ogień, ciała niebieskie wstąpiły na nieboskłon, a ludzie oddzieleni zostali od zwierząt. Ale w czarach nastąpiła pierwsza pomyłka. Sprowadziła na świat śmierć.

Aborygeni nie pojmują czasu jako linii. Dla każdego człowieka przeszłość dzieli się na to, co on sam pamięta, na to, co było przed nim oraz Czas Snu. Ten ostatni nie jest po prostu mityczną przeszłością. Czas Snu jest nieustająco obecny w każdym człowieku, ciągle żywy i dziejący się na nowo. Tajemnicza rzeczywistość istnieje niejako obok nas, czai się tuż za rogiem. I można do niej wejść, do samego początku wszech rzeczy. Jak? Poprzez sny i rytuały.

Sny mówią o wielu rzeczach: o tym, co było, co jest i co być może. Uzdrowicielom przynoszą nowe receptury leków i zaklęć, innym dają wskazówki. Sen pozwala wejść w odmienny świat, rzucić okiem na czasy początku. To taki poetycki klucz do rzeczywistości, pomagający wyjaśnić to, co teraz, za pomocą odniesień do mitycznej przeszłości. Każdy Aborygen od urodzenia ma swój Sen, zwany też Marzeniem. I nie chodzi o to, co ktoś uroił sobie w nocy. Sen (przez wielkie S) to indywidualny przedmiot wiary, własna religia. To podstawa siły życiowej, powiązana z totemem czy postacią przodka. Osobisty symbol określający osobę.

– Biały człowiek nie ma Snu, kroczy inną ścieżką – mówił jeden z informatorów antropologowi Williamowi Stannerowi. – Biały podąża inaczej, on ma drogę przed sobą. Ot i cała różnica w rozumieniu świata. Aborygen ma Sen, swoją indywidualność, która wiąże jego rzeczywistość z mitycznymi czasami stworzenia. Teraźniejszość, przeszłość i przyszłość tworzą jedną przeplatającą się całość. O swoim Śnie może opowiadać tylko jego właściciel. „Kto straci swój Sen, ten jest zgubiony” – mówią Australijczycy. Sen tracą na przykład ci, którzy rysują lub malują, a potem sprzedają swoje dzieła. Oni są zgubieni, oddają najistotniejszą część siebie.

Drugim sposobem wejścia w Czas Snu są rytuały, zwłaszcza inicjacyjne. W aborygeńskich społeczeństwach osobną inicjację przechodzą kobiety i mężczyźni. Na ogół wiążą się one z dość nieprzyjemnymi zabiegami, z których obrzezanie czy picie krwi starszego współplemieńca należą do najłagodniejszych. Chodzi o wprowadzenie w dorosłość, a jednocześnie powtórzenie mitycznej sytuacji z Czasu Snu. W chwili dokonywania danego czynu jego uczestnicy nie są po prostu odtwórcami. Wracają do przeszłości, stają się bohaterami mitów. Wstępują do Czasu Snu.

Podczas corroborres, czyli ceremonii plemiennych, pieśniami i tańcem odtwarza się pradawne dzieje. Na zdjęciu: taniec inicjacji chłopców w rezerwacie Nangalala.

Podczas corroborres, czyli ceremonii plemiennych, pieśniami i tańcem odtwarza się pradawne dzieje. Na zdjęciu: taniec inicjacji chłopców w rezerwacie Nangalala.

Źródło: Wróżka nr 5/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl