Niepokorne święte

Katarzyna ze Sieny Uczona analfabetka
Niewiele było w historii kobiet, które otrzymały tytuł doktora Kościoła. Konkretnie: trzy. A jedna z nich przez całe swoje życie była… analfabetką. Twierdziła, że nie jest w stanie pojąć sensu składania liter. Co zresztą nie przeszkodziło jej stworzyć i podyktować ważnych dzieł teologicznych (między innymi „Listy”, „Dialog”, „Modlitwy”). A w dodatku przyczynić się do powrotu papieża z tak zwanej niewoli awiniońskiej do Rzymu.

Święta Katarzyna ze Sieny – bo o niej mowa – pochodziła z rodziny co się zowie wielodzietnej. Urodziła się w roku 1347 jako… 23. (z 25) dziecko pewnego farbiarza wełny. „Metafizyczne ciągoty” miała już w dzieciństwie. W wieku siedmiu lat złożyła… śluby wiecznego dziewictwa. A mając lat 16, wstąpiła do klasztoru.

Zresztą bez błogosławieństwa rodziców. Wydawać by się mogło, że przy tylu dzieciach nie będą mieli nic przeciw temu, żeby przynajmniej jedno z nich przeszło na kościelny garnuszek – tymczasem matka Katarzyny była zupełnie innego zdania. Przede wszystkim nie mogła zrozumieć – choć familia była bardzo pobożna – skąd u jej córki to oddanie Bogu.

Zachęcała dziewczynę do tego, by zamiast uciekać myślami do „lepszego” świata, cieszyła się życiem i doczesnymi radościami. Chciała wydać córkę za mąż, znalazła już nawet kandydata… Ale niepokorne dziewczątko powiedziało stanowczo: nie. Obcięło włosy, co wzbudziło powszechną zgrozę, i postanowiło zrobić sobie w domu pustelnię. Jednak przy 24 braciach i siostrach okazało się to raczej trudne do zrealizowania. W związku z tym Katarzyna udała się tam, gdzie o pustelnię łatwiej: do klasztoru. Tu też wybrała drogę wcale nie najprostszą – została dominikańską tercjarką, zajmowała się biednymi i trędowatymi.

reklama

W 1367 roku podczas modlitwy nawiedził ją Jezus. Została mu „mistycznie zaślubiona” i stała się niejako jego ambasadorką. W jego imieniu przemawiała do najznakomitszych i najważniejszych postaci Europy. Pisała do nich – a właściwie dyktowała – listy, wypowiadała się w trudnych kwestiach, godziła pokłócone ze sobą znakomite sieneńskie rody. Bardzo szybko wokół niepozornej tercjarki skupiła się elita miasta. To, rzecz jasna, nie wszystkim się spodobało.

Wrogowie Katarzyny postawili ją nawet przed trybunałem inkwizycji we Florencji. Niczego jej jednak nie udowodniono, Katarzyna wróciła więc do Sieny, gdzie dalej sprawowała „rząd dusz”. A wszystko to w czasach, kiedy kobieta znaczyła mniej niż mało. Zwłaszcza kobieta prosta, pochodząca z ludu, bez wykształcenia… W ówczesnym świecie, będącym światem mężczyzn, pozycja, którą wyrobiła sobie Katarzyna, stanowiła coś na kształt cudu… Tymczasem Katarzyna nie zadowoliła się przemawianiem jedynie do elity miasta. Postanowiła zrobić porządek gdzie indziej: w elicie Kościoła. A ściślej: na samym jej szczycie.

Papieże od 68 lat przebywali w Awinionie, uzależnieni od władców Francji. Katarzyna doszła do wniosku, że pora, by głowa Kościoła wróciła do Rzymu. Teraz, co prawda, uważa się, że jej rola w tym wydarzeniu została nieco przereklamowana i obrosła legendą, faktem jest jednak, że wzięła w tym udział. Najpierw słała do papieża listy. Ponieważ nie odniosły skutku, pojechała do Awinionu i ucięła sobie z Grzegorzem XI długą pogawędkę. Czy to ta właśnie rozmowa sprawiła, że papież do Rzymu wrócił, do końca nie wiemy, faktem jest, że niedługo po niej potajemnie, nocą, wsiadł na statek i odpłynął do Wiecznego Miasta.

Po śmierci Grzegorza popierała Urbana VI w jego wojnie z antypapieżem. Aby działać jeszcze skuteczniej, przeniosła się nawet do Rzymu. Tam zresztą umarła – dziś przypuszcza się, że na skutek kompletnego wyczerpania organizmu. Gdyż nasza święta, rzuciwszy się w politykę, nie zapominała o życiu duchowym i w dążeniu do doskonałości nie szczędziła sobie umartwień: postów i biczowań... Nie było takich progów, jakie bałaby się przestąpić, nie było ludzi, którym nie odważyłaby się wygarnąć prawdy. Była prawdziwym mężem stanu – choć może należałoby powiedzieć: „kobietą stanu”.

Teresa z Ávila Reformatorka
Kiedy miała siedem lat, postanowiła zostać męczennicą. A że rzecz działa się w Hiszpanii, doszła do wniosku, że najlepiej będzie zginąć z rąk niewiernych Maurów. Do wyprawy po męczeńską śmierć namówiła starszego brata. Dzieciaki uciekły z domu, dość szybko je jednak odnaleziono i okazało się, że nie tędy droga do świętości. Potem zresztą Teresa z Ávila trochę na pobożności straciła.

Ojciec po śmierci matki wysłał ją do zakonnic na naukę, jednak dziewczynka zachorowała i wróciła do domu. Po roku znów posłano ją do klasztoru karmelitanek. Tym razem została tam dłużej. Klasztory w Hiszpanii połowy XVI wieku nie wyglądały jednak tak jak dziś. Można powiedzieć, że nie modlitwa i pobożne praktyki odgrywały w nich rolę zasadniczą.

Były to często „przechowalnie” dla panien z dobrych domów, czekających na odpowiedniego kandydata na męża. Obyczaje panowały tam swobodne, toteż Teresa, choć w klasztorze, otoczona była przyjaciółmi, ba, nawet adoratorami. Dziewczyna była piękna, na brak powodzenia nie mogła więc narzekać. Problemem było tylko jej zdrowie.

Cierpiała na nieznanego pochodzenia bóle, zapadała w dziwne letargi – podczas jednego z nich, trwającego cztery dni, kopano już dla niej grób w przekonaniu, że nie żyje. Po 20 latach swobodnego, choć zakonnego życia nastąpił przełom. Teresa podczas modlitwy doznała wizji, podczas której zdała sobie sprawę ze swojej grzeszności. To zmieniło wszystko. Zaczęła inaczej patrzeć na to, co dzieje się dookoła, na zakonnice, na siebie samą. Postanowiła założyć klasztor, w którym wrócono by do dawnej karmelitańskiej surowej reguły. Ale gorliwość i mistycyzm nie były wówczas w cenie. Pragnienie reformowania zakonu ani siostrom, ani władzom kościelnym nie przypadło do gustu, mistyczne wizje wzbudziły podejrzenia o herezję.

Teresa trafiła przed trybunał inkwizycji i nie tylko jej plany, ale nawet życie wisiało na włosku. Znalazła jednak poparcie u Piotra z Alkantary, cieszącego się wielkim autorytetem franciszkanina. Pozwolono jej w końcu założyć zakon karmelitanek bosych o nowej, bardzo ostrej regule. Przeniosły się tam z nią zaledwie cztery siostry. Potem jednak liczba chętnych rosła lawinowo i Teresa od 1562 roku – czyli momentu, gdy powstał jej pierwszy klasztor – do śmierci w 1582 roku życie spędzała właściwie w podróży. Zakładała kolejne klasztory – w sumie stworzyła ich 17.

W 1567 roku do Ávila przyjechał przełożony generalny karmelitów. Teresa i to, czego dokonała, zrobiło na nim najwyraźniej wielkie wrażenie, gdyż zlecił jej misję reformy również… zakonu męskiego. I choć co prawda w XVI wieku pozycja kobiety w świecie była mocniejsza niż za czasów Katarzyny, jednak Kościół nadal stanowił czysto męskie terytorium.

Kobiety miały w nim odgrywać rolę jedynie służebną. Taka więc propozycja musiała być co najmniej szokująca. Jednak Teresa bez kompleksów zabrała się do roboty i z pomocą młodego zakonnika, Jana od Krzyża, założyła również 15 klasztorów męskich! Napisała też wiele ważnych dzieł teologicznych (między innymi: „Droga doskonałości”, „Twierdza wewnętrzna”) i do historii weszła jako wybitna reformatorka. Jan Paweł II nazwał świętą z Hiszpanii Olbrzymem Kościoła. Nie przesadził!

Czy Bóg jest kobietą?

Ojcowie Kościoła to pisarze i teologowie wczesnego chrześcijaństwa. Wybitni, prawowierni i święci. Matki Kościoła to kobiety przesiadujące godzinami w tylnych ławach świątyni. To ostatnie to oczywiście dowcip. Wymyślony przez… księży. Nic więc dziwnego, że kobiety już jakiś czas temu zbuntowały się przeciw takiemu widzeniu ich roli w Kościele i zaczęły tworzyć własną teologię. Teologię feministyczną.

Zastanawiają się one na przykład, czy Bóg jest kobietą (niektóre uważają, że tak!). Szukają odpowiedzi na pytanie, dlaczego sformułowanie „Bóg Ojciec” tak mocno tkwi w naszych głowach, a zupełnie nie chce się do nich przebić „Bóg Matka”. A przecież – jak dowodzą – Nowy Testament daje wiele argumentów za wizją Boga jako matki właśnie.

Dużo jest tam o miłości do ludzi, o troskliwości i miłosierdziu, a takie cechy ma przecież kobieta, kochająca matka. Tę wizję teolożki przeciwstawiają starotestamentowemu Bogu – sprawiedliwemu, ale też surowemu prawodawcy i sędziemu. A jednak w Katechizmie Kościoła Katolickiego na 2865 stwierdzeń słowo ojciec znajdziemy aż 627 razy. Kobiece oblicze Boga teologowie katoliccy (rzecz jasna mężczyźni) utożsamiają tylko z Marią.nSporo więc przed teolożkami pracy!


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 3/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka