Strona 2 z 2
Z wieloma z nich rozmawiałam. Jedna z kobiet mówiła, że choć nie miała szans, dzięki panu donosiła ciążę i urodziła zdrowe dziecko. W dodatku dokładnie powiedział jej pan, kiedy zajdzie w ciążę. Do dziś nie może się nadziwić tej precyzji! Ale jest też całkiem inna historia: mężczyzna, któremu się nie wiodło i który był na skraju bankructwa, dzięki panu otwiera dziś piątą restaurację. Pomaga pan też w takich sprawach?
Tak. Człowiek jest przecież całością. Gdybyśmy nie rozdzielali świadomości, podświadomości i nadświadomości i uznali, że jesteśmy, nie, jak sądzimy, trójdzielni, a trójjedni, nie mielibyśmy kłopotów ani ze zdrowiem, ani ze sprawami materialnymi. Poza tym ludziom często szkodzą inni ludzie. Ich zazdrość, agresja.
Staram się neutralizować złe emocje. Otwierają się wtedy różne możliwości, człowiek dostaje wiatru w żagle. Życie zaczyna mu się układać. Nie ma w tym specjalnej magii. I nie jestem też nikim nadzwyczajnym. Myślę, że raczej kimś w rodzaju medium, które pomaga, dzięki pomocy z góry.
A z czym teraz ludzie mają największe problemy?
Teraz jest inaczej niż kiedyś. Dawniej, gdy zaczynałem leczyć, ludzie mieli więcej schorzeń czysto fizycznych. Kłopot z nogą, barkiem, ręką. Teraz częściej są to problemy z psychiką, z emocjami. Nie mogą odnaleźć się we współczesnym świecie. Wiele rzeczy dzieje się za szybko. Ludzie są potwornie samotni. Pomagam im w taki sam sposób, jak osobom, które niedomagają fizycznie. Seans, w zależności od potrzeb, trwa około 40 minut, czasem nawet godzinę.
Proszę pacjenta, żeby się położył, zamknął oczy. Skupiam się, koncentruję. Niektórzy myślą, że ja na kilka sekund przykładam ręce i koniec. To nie tak. Muszę mieć czas na duchowe połączenie z osobą, która choruje. Później ten kontakt trwa, energia płynie. Jeśli schorzenie jest cięższe, wskazany jest kilkakrotny kontakt bezpośredni. Gdy problem jest mniejszy, wizyty nie są konieczne. Moja energia wysyłana myślą działa tak samo.
reklama
A jak pan pomaga na odległość? Czasem nie widzi pan nawet człowieka na oczy i wie, co mu dolega... Bo widzę inaczej, w sobie. Niekiedy wystarczy tylko jeden bezpośredni seans, a później już tylko wysyłam swoją energię do tej osoby w postaci sygnałów telefonicznych. Ona nie odbiera wtedy ode mnie telefonu, ale wie, że właśnie w tym momencie koncentruję się nad jej problemem, chorobą.
Od tego właśnie zaczynam dzień. Mam wielu stałych pacjentów, około 200. Duża część jest z Austrii, ze Śląska. Zanim w skupieniu wyślę ponad 200 sygnałów, mijają dwie godziny. Potem przyjeżdżają do mnie pacjenci. Później znów rozsyłam dzwonki, modlę się, medytuję.
Co pan mówi ludziom, którzy przyjeżdżają do pana i są kompletnie pogubieni? Mówię, żeby byli dla siebie cieplejsi, starali się wyciszyć, pozbyć złych emocji, bo one szkodzą. Tylko człowiek, który sam jest spokojny, może dać spokój innym. Mnie pomogła modlitwa, medytacja, ćwiczenia oddechowe. Często zaglądam do Biblii. Zainteresowałem się judaizmem, jest niezwykle mistyczny. Fascynuje mnie Kabała, abulafia, czyli medytacja nad literami. Wiele czytałem na temat huny. Ale każdy musi znaleźć własną drogę do spokoju. Wielu osobom pomaga moja płyta z muzyką relaksacyjną, w którą wtopiłem słowa afirmacji – mantry. Nie przygotowywałem się, nie cyzelowałem. Po prostu wszedłem do studia i nagrałem. Tylko raz. Te słowa są przekazem i to nie ja jestem ich autorem.
A kto? Ktoś, kogo jestem pomocnikiem, tu na ziemi.
Czy tak samo jest z malowaniem? Kto maluje? Pan czy Ktoś? Obrazy są odbiciem mojej duszy, ale z pokorą wierzę, że wszystko, co tworzymy, to nie tylko nasze dzieło. A malować zawsze chciałem, tylko się bałem. Jednak pewnego dnia poczułem impuls. Wyjąłem blejtram, chwyciłem pędzel. Dłoń sama zaczęła „chodzić” i zrobiłem pierwsze kółko. Na początku często malowałem kuliste kształty. Potem wymyślałem własne techniki nakładania farb. Obrazy, jakie zaczęły się spod nich wyłaniać, były i są odzwierciedleniem mojej duszy. Maluję głównie nocami. Mało śpię, bo ludzie dzwonią do 3, 4 nad ranem. Ale na malowanie muszę znaleźć czas, bo to także rodzaj medytacji.
Pracuje pan od świtu do nocy. Nie czuje się pan czasem wyczerpany? Pamiętam, że na pierwszym kursie w Stowarzyszeniu Psychotronicznym uczono nas, żeby uważać z pacjentami, którzy biorą chemię i są naświetlani, bo to mogłoby na nas źle wpłynąć. Wielu trzymało się tej zasady, a ja i tak próbowałem. Czułem się dobrze, więc nie wziąłem sobie tej przestrogi do serca. Może to zabrzmi nieskromnie, ale pomyślałem wtedy, że może ja więcej dostałem, więc i więcej mogę?
Sonia Ross
fot. Monika Bajkowska
~remek
~Magdalena36
Niespodziewanie , odzyskałam zdrowie , spokój , siłę , energię i radość życia Nie wiem ,czy bez tego wsparcia ,byłabym tam gdzie jstem dziś- na prostej drodze do szczęścia .Nie mogłam nie uwierzyć .
Zrozumiałam , że jakość mojego życia zależy od mnie.
pan Romuald leczy nie tylko ciało- leczy dusze - a to czasem ważniejsze.....
~krystyna
~MRA
~arodd
~basia2028
~MAlina1966
Pozdrawiam
Alina