Strona 2 z 3
Płeć nie ma znaczenia?
Podobnie sądzi wspomniana już Cynthia Nixon. W wywiadzie dla „Daily Mirror” mówi, jak jest zaskoczona hałasem, który wywołała zmiana jej orientacji. – Owszem, całe życie byłam w różnych związkach z mężczyznami i nigdy wcześniej nie spotkałam kobiety, w której mogłabym się zakochać. Ale kiedy to się stało, nie wydawało mi się wcale dziwne. Nie zmieniło tego, kim jestem. A jestem po prostu kobietą, która zakochała się w innej kobiecie.
Dokładnie to samo mówiła prawie jedna czwarta kobiet badanych przez prof. Diamond. Twierdziły, że w wyborze partnera płeć właściwie nie ma znaczenia i że przyciągają je konkretne osoby. Inteligentne, z poczuciem humoru, wrażliwe.
Wrażliwość. To słowo jak mantrę powtarzają mi kobiety, które zmęczone związkiem z „tępym” mężczyzną z ulgą wpadły w ramiona kobiety, choć wcale tego nie planowały. Krystyna, teraz lesbijka, kiedyś partnerka starszego o dziewięć lat mężczyzny: – Nie wiedziałam, co mi tak przeszkadza w związku z Romanem – zamyśla się. – Bo że seks bez funu, to drobiazg.
W końcu ludzie pod tym względem mogą być niedopasowani. Ale cała reszta? Jakbym żyła z kosmitą. Wracam do domu zmęczona, z poczuciem klęski, bo coś mi nie wyszło. A ten nawet na chwilę nie przestaje chrupać chipsów, gdy mu się żalę.
Od czasu do czasu tylko rzuca mi radę typu: „Daj spokój! Nie przejmuj się tym dupkiem!”. „Sam jesteś dupkiem”, warczałam w myślach, „dupkiem i tępym przeżuwaczem!”. Wie, że nie każdy facet jest jak Roman. Są i tacy, którzy patrzą głębiej. Ale ona akurat na takiego nie trafiła. Tylko na Gosię, prawniczkę.
reklama
– Najpierw się przeraziłam – wspomina – jak mi zaszumiało w uszach. Kiedyś tak mi się zdarzyło w dzieciństwie. Stłoczona w tłumie na Jasnej Górze poczułam napierających ludzi, a potem pociemniało mi w oczach. Myślałam, że umieram. Tym razem było tak samo. Zobaczyłam ją w stołówce, jak stawiała na tacy pomidorową. A potem serwetką ścierała z dłoni trochę płynu, bo ktoś ją potrącił i talerz się przechylił. Zrobiła to tak ładnie, z gracją. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Miała na sobie granatowy żakiet z bladą, sztuczną różą przypiętą do klapy. To było urocze. Tylko nie wiedziałam, dlaczego nagle zabrakło mi tchu.
Czy widzicie fajerwerki? – Umysł i emocje kobiety są zagadką – uśmiecha się Krystyna.
– Czy ja myślałam: „O Jezu, co ja robię? Zakochuję się w kobiecie, czy to normalne?!”. Nie, nie myślałam. Czułam tylko: „Tak, to jest to!”. I cała w amoku, marzyłam tylko, by być bliżej niej. Czuć jej zapach, chłonąć ciepło, tonąć w spojrzeniu. Wiedziałam, że za taką miłość można dać się zabić!
Tego zdania jest także Amerykanka, lesbijka Tina Humphrys (dziś już po siedemdziesiątce), która z trudem przebrnęła przez dwa heterosek-sualne małżeństwa i wychowała dwójkę dzieci. Kiedyś, gdy już znała prawdę o sobie, prowadziła warsztaty dla heteroseksualnych kobiet. I zapytała je, czy w czasie miłosnych uniesień czuły fajerwerki, a gdy się zakochiwały, w ich uszach brzmiała muzyka? Tylko kilka podniosło rękę. W grupie lesbijek był las rąk.
Heteroseksualni wzruszą ramionami i powiedzą, że to żaden dowód na wyjątkowość uczucia. Ale wielu przyzna, że w związku dwóch kobiet jest rodzaj magii. W końcu to właśnie z kobietą jesteśmy związane od narodzin. Nasze matki, babki i prababki wychowywały się w grupie. Spały w jednym łóżku, plotły sobie warkocze, sznurowały gorsety.
Namiętności uczyły się od siebie nawzajem. Bliskość miały na wyciągnięcie ręki. Również wtedy, gdy darły pierze albo haftowały na tamborkach. Współczesne kobiety oddaliły się od tych emocji. Czyżby teraz natura upomniała się o coś, co tak naprawdę jest kobietom niezbędne? A może jednak boom na homoseksualne, lesbijskie związki to tylko moda?
– Moda? – Renata Romanowska dziwi się temu pomysłowi.
– Przecież te kobiety zmieniają całe życie, zostawiają długoletnie związki! Nie robi się tego dla kaprysu. To raczej chwila rozliczenia z samą sobą. Kobiety, które odchowały już dzieci, mają w końcu szansę spojrzeć w głąb siebie. Te, które przeczuwały lub wiedziały na pewno, że to kobieta jest ich przeznaczeniem, przeważnie się bały.
Publicznego linczu, tego, że mąż zabierze jej dzieci, pozbawi do nich praw. O takich sprawach mówią mi w moim gabinecie nagminnie. Gdy więc teraz wywiązały się z obowiązków wobec rodziny, ocknęły się, przestraszone, że przegapią coś najważniejszego w swoim życiu. Tak jak Magda. Magda ma 58 lat i dorosłe dzieci. Magda ma też szczęście: wychowała je na mądrych ludzi.
– Mama przyłapała mnie kiedyś, gdy w liceum całowałam koleżankę po karku – Magda wygląda uroczo. Dałabym jej najwyżej 45 lat. Ciemne włosy ostrzyżone „na Halle Berry”. Szczupła, w skórzanych spodniach. Ale nerwowo ściska palce. – Miesiąc temu rzuciłam palenie – tłumaczy. – Dla Marty. Ona nie pali – zamyśla się.
– Pamiętam: mama wtedy nic nie powiedziała, ale zrobiła wszystko, żebym szybko wyszła za mąż. Za syna przyjaciół rodziców. Czemu ja się zgodziłam? Studia skończyłam dopiero wtedy, gdy dzieci podrosły. Tam poznałam swoją miłość. Ruda, blada, piegowata. Miała w sobie tyle zmysłowości, że nie byłam w stanie od niej oderwać wzroku. Nie mogłyśmy się nagadać. Zimno, deszcz siąpi, a my już czwartą godzinę w parku. Łaziłyśmy po sklepach. Z Jerzym nie robiłam tego nigdy. Nigdy z nim nie wąchałam filiżanki czekolady, zanim upiłam łyk. To było takie świeże, nowe. Zaczęłam mieć na jej punkcie obsesję. Myślałam tylko o jej dłoniach. O tym miejscu na karku, gdzie kończą się włosy, i że chciałabym nie odrywać od nich ust.
Poczułam, że wariuję. Przestraszyłam się tego. Miałam rodzinę, nastoletnie dzieci… Przeniosłam się na inny wydział, żeby jej nie widywać. Nie jadłam, nie spałam. Płakałam całymi nocami, a oni wszyscy nie wiedzieli, co mi jest. Jerzy kiedyś zapytał z wrodzonym taktem: „Magda, ty chyba nie masz raka, co?”. Kochałam ją. I musiałam z tej miłości zrezygnować.
Carren Storck mówi, że odkąd ukazała się jej książka „Married Women Who Love Women”, jej skrzynka mailowa jest codziennie zapychana wiadomościami od osamotnionych, często przerażonych kobiet, które nie rozumieją, się z nimi dzieje. Gdy upewniły się, że nie są jedyne, nabrały odwagi, by walczyć o szczęście.
– Zaufałam sobie i odeszłam od męża – mówi jedna z nich.
– Bardzo to przeżył i ja również cierpię, że go zraniłam. Ale wspólne trwanie nie było uczciwe. Nie mówiąc o moim cierpieniu.
Sześć lat temu Magda też nabrała odwagi. Dzięki zapaleniu ucha. Pani doktor była taka delikatna. Pachniała czymś różanym. Potem powiedziała jej, że to Givenchy, takie w okragłej butelce.
– Od ucha bolała mnie głowa i całe ciało – wspomina Magda.
– Ale jej dotyk był kojący. Od dawna nikt nie zajął się mną z taką troską. Rozpłakałam się w tamtym gabinecie jak dziecko. Poprosiła, żeby zrobiono mi herbatę. Wypisała zwolnienie. A dzień później zadzwoniła do mnie, żeby spytać, jak się czuję.
Dziś mieszkają razem, choć żadna z nich nie dokonała publicznego coming outu. Marta jeszcze nigdy się nie pomyliła, kiedy akurat ona robi śniadanie: wie, że Magda lubi tylko spody bułek. Jerzy nigdy nie mógł tego spamiętać.
Te, które zmieniły życie i poszły za impulsem, twierdzą, że tylko kobieta może zrozumieć drugą kobietę. Bo tak samo czuje, tak samo widzi świat.
Sonia Ross
dla zalogowanych użytkowników serwisu.