Wiele gatunków, których owoce pozostają zimą na krzewach, to rośliny mniej lub bardziej trujące. W odróżnieniu od słodkich i smacznych malin, jeżyn, porzeczek i czereśni ich owoce są gorzkie. Dlatego też mogą, nie psując się, pozostawać dłużej na krzewach. I dopiero jesienią i zimą zostać zjedzone przez migrujące ptaki (choćby jemiołuszki).
Niektóre z tych późnojesiennych owoców po podsmażeniu bądź ugotowaniu są cennym materiałem na przetwory (kalina). Inne są tak toksyczne, że są zupełnie niejadalne dla człowieka (na przykład ligustr, śnieguliczka i dereń świdwa), a jeszcze inne można jeść tylko w niewielkich ilościach (jak dereń biały).
Jedną z takich roślin jest jemioła (Viscum album) – symbol Bożego Narodzenia i miłości. To też roślina o wielkich magicznych mocach. Szczególnie, jeśli zostanie znaleziona na dębie. To zaś prawie się nie zdarza, gdyż jemioła rośnie na drzewach o bardziej miękkim drewnie: topolach i jabłoniach. W Polsce zwyczaj zjadania (dojrzewających w listopadzie) owoców jemioły przez dzieci i drwali podczas zimowej ścinki drzew zanotowano we wsiach na Mazowszu i Lubelszczyźnie.
Informacje te mogą dziwić, zważywszy, że literatura farmaceutyczna zwykle uznaje jemiołę za roślinę trującą. Oczywiście, gdy spożywa się ją w dużych ilościach. Preparaty z jemioły działają moczopędnie, uspokajająco, immunostymulująco i obniżają ciśnienie krwi, dzięki czemu stosuje się je głównie w leczeniu nadciśnienia i zaburzeń rytmu serca. Stosowanie ziela jemioły utrudnia zmienna ilość zawartych w niej czynnych składników.
reklama
Oprócz jemioły zimą można znaleźć pozostające długo na drzewach
owoce rokitnika zwyczajnego (Hippophae rhamnoides) i kaliny koralowej (Viburnum opulus). Te pierwsze są jadalne na surowo. Niestety, zwykle po silniejszych mrozach bywają trochę sfermentowane, ale to niespecjalnie psuje ich smak. W krajach dawnego ZSRR rokitnikowi (rosyjska nazwa obliepicha) przypisuje się właściwości panaceum – leku na wszystkie choroby. I ma to potwierdzenie w jego składzie chemicznym – zawiera znaczne ilości wtamin: A, C, B1, B2, rutynę, serotoninę, cytosterol, kwas foliowy, selen i cynk, a na dodatek cenne kwasy tłuszczowe. Także w medycynie chińskiej to ważny lek, używany w formie sproszkowanej.
U mnie w ogrodzie jesienią i zimą żerują na nim stada sikorek. Miłośnicy ptaków, musicie go mieć w ogrodach! Trzeba jednak posadzić kilka sztuk, bo jest to roślina dwupienna i żeby owocowała, muszą być „samce” i „samiczki”. Kalinę, by nadawała się do jedzenia, musimy zagotować, najlepiej do miękkości, i silnie osłodzić. Można z niej robić dżemy albo syrop do herbaty. Będzie niezastąpiona na zimowe przeziębienia.
Czwartym zimowym owocem jest jarzębina (Sorbus aucuparia). Wiele osób uważa, że to roślina trująca. Nieprawda! Jarzębina jest jadalna, nawet na surowo. Trzeba tylko polubić jej gorzki posmak. I nie przedawkować, bo zawiera wiele substancji czynnych. Jedzona w umiarze – jednej czy dwóch garści dziennie – będzie świetnym wsparciem dla organizmu. O wiele lepszym niż multiwitaminy z apteki. Poza tym według ludowych opinii jest świetna na poświątecznego/posylwestrowego kaca (co zresztą udało mi się kiedyś sprawdzić).
MIÓD Z ROKITNIKIEM Wróciłem z etnobiologicznej konferncji w Estonii, gdzie od Eriki z Tallina nauczyłem się nowego przepisu na rokitnik: 1 l miodu wielokwiatowego, 1/2 l owoców rokitnika. Owoce zamrozić. Na kilka dni przed użyciem wyciągnąć z lodówki, wymieszać z miodem, bez rozgniatania owoców. Używać jako pasty do przyprawiania owsianki lub smarowidła do kanapek.
Łukasz Łuczaj Doktor botaniki, prowadzi eksperymenty nad odżywianiem się dzikimi roślinami.
Autor książki „Dzikie rośliny jadalne Polski – Przewodnik survivalowy”.
www.luczaj.com
Fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.