Strona 2 z 2
Pewnego dnia w szpitalnej poczekalni uwagę doktor Ilony przykuła młodziutka zapłakana dziewczyna w końcowej fazie ciąży. Na wstępie powiedziała, że odda dziecko do adopcji. Dziecko, o którego przyjściu na świat nie ma pojęcia nikt, nawet jej mama.
– Może jednak zanim podejmiesz decyzję, spytasz przyszłego, nieświadomego niczego ojca, co on na to? Ma chyba prawo wiedzieć, że na świecie pojawi się jego dziecko – zapytała dziewczynę lekarka. Ostatecznie sama zadzwoniła do chłopaka, akurat wychodził z zajęć z uczelni. Namówiła go, by przyjechał do szpitala. Kilka godzin później student trzymał za rękę dziewczynę przy porodzie. Kilka tygodni później rodzice pary przywieźli do szpitala… weselne ciasto.
– Takie historie też chyba należy traktować w kategoriach cudu – zastanawia się doktor Kowalska. – Narodziny dziecka sprawiają, że niemożliwe staje się możliwe, że w ludziach nagle budzą się potężne pokłady miłości. Dlatego sytuacje, w których matka oddaje w szpitalu Ujastek dziecko do adopcji, należą do rzadkości. Ale się zdarzają. I właśnie to Ilonę i Marka Kowalskich przyprawia o zdumienie, bo przecież tak wiele ludzi w Polsce, każdego roku coraz więcej, nie może mieć dzieci.
Tymczasem nadszedł moment, że i Kowalskim-lekarzom miało urodzić się dziecko…
– Byliśmy przerażeni – kręci głową doktor Marek. – Wiedza i doświadczenie zupełnie nam nie pomagały, wręcz przeciwnie.
reklama
Nie chcieli zapeszyć. Do tego stopnia, że większość pracowników słynnej porodówki o tym, że doktor Ilona zostanie mamą, dowiedzieli się niecały rok temu, gdy leżąc na szpitalnym łóżku, pokazała im Hanię.
– Narodziny córki zmieniły nas jak żadne z dotychczasowych doświadczeń – przyznaje położniczka. Tak jak i wcześniej, także i dziś z zaangażowaniem troszczy się o zdrowie i samopoczucie przyszłych matek, ale podczas badania USG nie widzi już płodu, lecz dziecko. To miewa swoje wspaniałe strony, miewa i trudne. W takich momentach jak ten, gdy w 19. tygodniu rodzi się maleństwo, które nie ma żadnych szans na przeżycie. Ale przez chwilę żyje, jest dzieckiem. W takich momentach doktor Ilona nie mówi nic. Wraz z mamą płacze. A potem dostaje od kobiety esemes z podziękowaniem za wsparcie, za to, że trzymała ją za rękę, że była.
– Gdy umiera dziecko, dociera do nas świadomość, że mimo coraz większego bagażu wiedzy, coraz doskonalszej techniki, jesteśmy bezradni wobec losu i przeznaczenia – zauważa doktor Marek. – Dlatego na cud porodu bez powikłań czekamy zawsze z pokorą. Rzecz jasna, robiąc wszystko, co możliwe, by znów się nam udało.
Ale to właśnie dla matek, które straciły dziecko, a czasem także nadzieję, również dla tych, którym urodziły się wcześniaki. Dla matek samotnych, biednych, odrzuconych, twórcy szpitala Ujastek założyli Fundację Pro Vitalis, która daje wsparcie prawne, psychologiczne, materialne. To właśnie lekarze z tego szpitala wpadli na pomysł, by wesprzeć nowo narodzone dzieci powodzian pełną wyprawką.
– Wszystko, co tylko możemy uczynić dla życia, staramy się robić – zapewnia doktor Marek Kowalski. To właśnie dla ratowania życia nie boi się, wraz ze wspólnikiem, wydać ostatnich pieniędzy na kolejny respirator, kosztowny aparat do leczenia tlenkiem azotu czy sprzęt do wykrywania wad serca u dzieci jeszcze nienarodzonych. Dla życia także doktor Ilona wymyśliła Macierzyńską Grupę Wsparcia, po to, by matki mogły wymieniać się swoimi doświadczeniami.
– Wymyśliłam ją, bo choć potrafię przyjąć naprawdę skomplikowany poród, byłam zupełnie bezradna, gdy okazało się, że Hania ma pryszcz. Najlepszą z rad dostałam wówczas od innej mamy – opowiada lekarka, o której współpracownicy, ale też pacjentki mówią, że wraz z mężem stanowią parę czarodziei narodzin.
A położna Mariola Tulej uważa, że ziścił jej się w Nowej Hucie, tuż przy kombinacie, najpiękniejszy z możliwych snów. Bo służy wsparciem kobietom w miejscu, w którym w nowe życie z nowo narodzonym życiem wchodzą pewnym krokiem, otoczone profesjonalną, ale też czułą opieką. I szacunkiem.
Gdzie nigdy nie było i nie będzie zimnych kafelkowych ścian i skrzypiących metalowych łóżek. Gdzie położna przyszłej matce, trochę jak matka, gdy trzeba, pomasuje plecy, potrzyma za rękę, doda otuchy, powie wreszcie, że i ona sama przez to wszystko przeszła. Choć trochę inaczej, bo w czasach, gdy kobietom odbierano prawo do traktowania porodu jak spełnienia. I w wielkich salach szpitala-fabryki zamiast cudu narodzin serwowano im drogę przez mękę.
Więcej na temat fundacji szpitala Ujastek można dowiedzieć się na stronie www.provitalis.pl
Sonia Jelska
fot. Paweł Rucki
dla zalogowanych użytkowników serwisu.