W poszukiwaniu zaginionej Arki

Członkowie Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego w ceremonialnych strojach podczas święta Timkat. Kobiety na cenzurowanym
Przed wiekami wieści ze świata z wolna docierały na Wyżyny Somalijską i Abisyńską. Kiedy w IV wieku trafili tam z Tyru (obecnie libański Sur) święci Frumencjusz i Edezjusz, ich słowa o Bogu padły na podatny grunt i Etiopia była drugim po Armenii krajem, gdzie chrześcijaństwo stało się wyznaniem państwowym.

Dziś Etiopski Kościół Ortodoksyjny podlega papieżowi, ale z powodu swojej wielowiekowej izolacji jest całkiem odmienny od reszty chrześcijańskiego świata. Inna jest liturgia (nabożeństwa na Wyżynach Somalijskiej i Abisyńskiej trwają wiele godzin i w ich trakcie ani na chwilę nie wolno usiąść), inne są też obrazy w świątyniach – przedstawienia Męki Pańskiej widuje się rzadziej niż podobizny archaniołów: Michała, Gabriela i Rafaela. Szczególnie w świątyniach na wyspach na jeziorze Tana, które do IV wieku n.e. pełniły funkcję religijnego centrum Etiopii.

Niektórzy nazywają je „małym morzem”, gdyż stojąc na jednym brzegu, nie widzimy drugiego. Jednak to nie wielkość przydaje temu akwenowi znaczenie, lecz 37 wysp. Na 19 z nich wzniesiono klasztory, w których do dziś zobaczyć można królewskie grobowce, monarsze korony, krzyże i tysiącletnie manuskrypty. Za miejsce szczególne uważa się klasztor Tana Kirkos, gdzie do IV wieku przechowywano Arkę i gdzie wedle legendy Matka Boża miała zostawić swój naszyjnik podczas ucieczki z Egiptu.

Dziś dotrzeć tu można tradycyjną wyplecioną z papirusów łodzią, zwaną tankwa. Jest ona praktycznie niezatapialna (nawet wyładowana po burty drewnem utrzymuje się na wodzie), ale rejs nią zajmuje cały dzień. Znacznie szybciej jest poruszać się łodziami motorowymi, jednak na nic cały wysiłek, jeśli jest się… kobietą. Do większości klasztorów niewiastom jako istotom nieczystym zabrania się wstępu, a zakaz rozciąga się także na kozy, kury i wszelkie inne żeńskie stworzenie. Im na pociechę zostaje Lalibela – etiopska Jerozolima, wykuta w litej skale.

reklama

Zawiść i anioły
Lalibela dla Etiopczyków ma takie znaczenie, jak dla Polaków Częstochowa. U fundamentów miasta legła zbrodnia. Kiedy bowiem brat przyszłego króla Lalibeli podał mu zatrute jedzenie, przypuszczał, iż – owszem – wyprawi go w zaświaty, ale nie przeczuwał, że od razu przed samo oblicze Boga. Ten zaś, ukazawszy mu niebiańskie Jeruzalem, nakazał powrócić do żywych, aby wznieść takie samo miasto na ziemi.

Gdy po trzech dniach podróży w zaświaty Lalibela wstał z łoża, natychmiast został obwołany królem, po czym wziął się do roboty, wznosząc budowle, jakich na kontynencie afrykańskim nigdy wcześniej nie było. Mniej więcej 800 lat temu na jego polecenie wykuto z góry do dołu w jednolitej bryle czerwonego wulkanicznego tufu 12 kościołów. Najpierw na wierzchołku skały zaznaczano plan, a następnie dłutami, skrobakami i siekierami ryto skalne bloki aż do całkowitego wyodrębnienia bryły. Po wykuciu zewnętrznych ścian żłobiono nawy, kolumny, świeczniki, krzyże i ławy – całe wyposażenie wnętrza musiało być zawczasu starannie zaplanowane, gdyż skalne monolity nie dawały możliwości poprawki.

Etiopscy kapłani twierdzą, że w pracach 40 tysiącom rzemieślników po zmroku pomagał tysiąc aniołów – w zachowanym do dziś XV-wiecznym manuskrypcie można wyczytać, iż Lalibela „zebrał murarzy, cieśli, i innych, i anioły przyłączyły się do pracujących, i pracowały z nimi w dzień, nocą zaś podwójną pracę wykonywały, jaką ludzie za dnia poczynili”. Po 24 latach król uznał swe dzieło za skończone, jednak Święty Jerzy był zupełnie innego zdania.

Nawiedzając władcę we śnie, wyrzucał mu, iż choć zwyciężył smoka, to żadna ze świątyń nie została mu poświęcona. Aż siedem razy musiał napominać Lalibelę, zanim w końcu dopiął swego. Zbudowany na planie krzyża Biete Giorgis jest najpiękniejszym ze skalnych kościołów. Siedem schodków wiodących do jego wnętrza przypomina po wsze czasy, iż nawet święci muszą się niekiedy po kilka razy upominać o swoje.

Podróż do kresu nocy
Ci, którzy odwiedzą Lalibelę 7 stycznia, odbędą prawdziwą podróż w czasie. Bo w Lidet Nowa Jerozolima ożywa. Nie tylko dlatego, że gra się w genna. Etiopczykom ta przypominająca hokej dyscyplina, w której dwie drużyny rywalizują o piłkę, rekompensuje brak choinek i świątecznych prezentów. Genna jest nie tylko ulubioną rozrywką, ale też jednym z popularniejszych miejscowych symboli – równie często jest kojarzona z Bożym Narodzeniem (kiedy to ponoć mieli w nią grać pastuszkowie), co z narodzinami Menelika (gra jako element rywalizacji między Makedą a Salomonem).

Do wykutego w skale miasta świątyń z odległych wiosek przybywają ludzie, żeby wziąć udział w mszy. Zaczyna się ona wieczorem i trwa przez całą noc. Pochyleni nad wiekowymi manuskryptami kapłani przy migotliwym płomieniu świeczuszek intonują kolejne psalmy. Imiona Boga i świętych zapisane są na czerwono, by od razu widać było, które słowa należy wymawiać ze szczególną czcią. Tutaj jednak msza nie polega na byciu w jednym miejscu: modlić się należy wszędzie, do każdego z kościołów trzeba choć na chwilę zajrzeć (przed wejściem obowiązkowo zdejmuje się buty).

Zamiast pasterki przez całą noc trwa pielgrzymowanie ludzi między świątyniami, słychać śpiewy i bicie bębnów, a wierni tańczą w radosnym transie. O świcie wędrujący, otuleni w białe szale szamma, przypominają duchy… Wreszcie msza dobiega końca, między wiernych wychodzą pomocnicy kapłanów, niosąc na wyplatanych koszach kawałki brązowych podpłomyków. Są one rozdawane pielgrzymom na pamiątkę chleba, jaki rozdawał Jezus wraz z apostołami. Dla wielu zebranych tu będzie to jedyny posiłek przed długą drogą powrotną do domu.

Tam czeka już na nich parująca miska doro wat – nader pikantnego gulaszu drobiowego, który jada się z przypominającym naleśnik chlebem injera. To danie typowo „towarzyskie”. Zgodnie z tradycją jada się je palcami, odrywając kawałki chleba i maczając go w sosie. Jeśli przy świątecznym stole chcemy komuś okazać szczególną przyjaźń i życzliwość, wypada włożyć mu do ust oderwany przez siebie kawałek chleba. To najlepszy prezent, jaki można dostać od współbiesiadników.


Anna Olej-Kobus
Fotochannels, E. Foryce/Forum

Źródło: Wróżka nr 12/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl