Strona 1 z 2
Gdyby Indiana Jones lepiej znał historię Etiopii, nie uganiałby się po świecie w poszukiwaniu zaginionej Arki. Nie jest ona bowiem zaginiona, ale ukryta w niewielkim kościółku na północy kraju – tam, gdzie kiedyś znajdował się biblijny Eden.
Etiopię nazywa się dziś często „Tybetem Czarnego Lądu”. Górzyste położenie pozwala krajowi od 1600 lat utrzymywać status jedynej „chrześcijańskiej wyspy wśród morza islamu”. Święta Bożego Narodzenia nie pachną tam choinką.
Nie smakują też karpiem i kutią, ale – jak za czasów pierwszych chrześcijan – podpłomykami i gulaszem. Aby je przeżyć, nie trzeba od razu rezygnować z 12 dań tradycyjnej polskiej Wigilii. Możemy być i tu, i tam, bo na Wyżynie Abisyńskiej Boże Narodzenie obchodzi się 7 stycznia. Ten „poślizg” nie wynika wyłącznie z różnicy między kalendarzami gregoriańskim i juliańskim i oprócz dodania zwyczajowych 14 dni trzeba dodatkowo odjąć siedem lat.
Etiopski kalendarz jest bowiem jeszcze bardziej dziwaczny niż tamtejsze obrzędy. Nie tylko liczy erę od 9 roku n.e. (na kiedy to Annianus z Aleksandrii ustalił datę narodzin Chrystusa), ale też dobie każe zaczynać się nie o półno-cy, ale o wschodzie słońca, a rok dzieli na 13 miesięcy. Pierwszych 12 liczy równo po 30 dni. Pozostałe pięć (a w roku przestępnym – sześć) dni tworzy ostatni, 13. miesiąc Pagumen. Podróż na Wyżynę Abisyńską może więc być pretekstem do poszukiwań nie tylko zaginionej Arki, ale też straconego czasu.
reklama
Starożytny mezalians Arkę Przymierza, w której ukryto tablice z Dziesięciorgiem Przykazań, wiąże z Etiopią osoba Makede, władczyni Królestwa Saby, której zjawiskowa uroda miała odebrać rozum królowi Izraela, Salomonowi. I choć zdaniem archeologów związek ten był niemożliwy, bo oblubienica musiałaby być młodsza od swego kochanka o jakichś 600 lat, to zgodnie z legendą owocem miłości dwójki władców był Menelik, pierwszy cesarz Etiopii. Chłopak był bystry i gdy podrósł, został wysłany do swego ojca po nauki. Nie wiadomo, czego się nauczył, ale w drogę powrotną ojciec wyprawił go w asyście pierworodnych synów najlepszych rodów. To oni dali początek Felaszom, etiopskim Żydom, których dziś jeszcze spotkać można koło Gonderu.
Co do przywiezienia do Etiopii Arki, sprawa jest sporna. Jedni twierdzą, iż Menelik oprócz imienia Dawid otrzymał ją od ojca w darze, zdaniem innych – po prostu ją zawłaszczył. Ale czy ktokolwiek byłby w stanie ukraść Arkę? Skoro nie obróciła przeciwko niemu swojej mocy, stąd jasne, że taki miał być jej los – miała trafić do Etiopii, bastionu chrześcijaństwa, który od wieków jest wierny Bogu. Menelik został pierwszym cesarzem, dając początek dynastii salomońskiej, która (z przerwami) sprawowała rządy przez dwa tysiące lat, aż do 1974 roku.
Ostatni cesarz Hajle Sellasje wedle konstytucji był 225. władcą z tej dynastii (!), a jego pełny tytuł brzmiał Zwycięski Lew Plemienia Judy, Hajle Sellasje I, Obrońca Wiary Chrześcijańskiej, Wybraniec Boży i Cesarz Etiopii.
Stolica marzeń Współczesne Aksum w niczym nie przypomina pysznej stolicy sprzed wieków. Po zakurzonych ulicach dziś wałęsają się kozy, przy drodze przycupnął rząd zwykłych chatek, kobiety siedzą na ich progach, niańczą dzieci, gotują coś na ognisku. To ma być główna metropolia Królestwa Saby? By ją dostrzec, potrzeba jedynie dobrej woli i trochę wyobraźni. Bo inaczej trudno jest przyjąć, że wielki dół nieopodal centralnego placu jest dawnym królewskim basenem, do którego po wykutych w skale schodkach schodziła piękna Makeda, a półmetrowe murki na obrzeżach miasta są ruinami jej pałacu (kontury dawnych komnat i korytarzy dostrzega się praktycznie tylko z platformy widokowej).
W zasadzie jedynym wyraźnym śladem dawnej świetności miasta jest smukła, 23-metrowa, granitowa Stela Króla Ezany, która strzela w niebo tak samo jak przed 1700 laty. Naukowcy do dziś głowią się, jak bez precyzyjnych urządzeń udało się wyciąć taki blok, przetransportować go z kamieniołomów, a na koniec ustawić pionowo na kamiennym fundamencie. Etiopczycy nie mają najmniejszych wątpliwości – to wszystko było możliwe dzięki Arce Przymierza. A w zasadzie nie jednej, ale wielu Arkom.
Najświętsze przekleństwo Jest ich tu tyle, co kościołów, czyli jakieś 30 tysięcy. Ale tylko jedna jest oryginalna. Rok temu, podczas spotkania z papieżem Benedyktem XVI, patriarcha Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego Abuna Pauolos zapowiedział, że wystawi ją na widok publiczny, ale szybko stwierdził, że został opacznie zrozumiany i że gdyby to uczynił, na wiernych spadłaby kara.
Dlatego też Arka, tak jak przez ostatnie wieki, w dalszym ciągu pozostanie tajemnicą. Od setek lat nie widuje jej nikt, poza jednym wyznaczonym do tej służby mnichem. Najwyższe wyróżnienie jest ciężkim brzemieniem. Wiąże się nie tylko z groźbą utraty wzroku, która według kronik jest wśród duchownych strażników czymś na kształt choroby zawodowej, ale też – ze straszliwą samotnością.
Od chwili powołania strażnik aż do swojej śmierci nie odstępuje Arki na krok. Nawet choroba nie zwalnia go z tego obowiązku. Miejscowi opowiadają historię, jak to jeden z poprzednich strażników, dowiedziawszy się, że został wybrany, uciekł w góry. Schwytano go i przykuto łańcuchem do ściany. Dopiero wtedy zrozumiał, że Arka jest jego przeznaczeniem. Strażnik Arki nie może wyjść poza świątynię. Jedzenie i picie mnisi podają mu przez płot, bo nikt nie może zobaczyć Arki. Podobno temu, kto by ją ujrzał, grozi śmierć albo w najlepszym razie ślepota. Liczba strażników zaś, u których nagle stwierdzano kataraktę, budziła respekt nawet w etiopskich cesarzach i królach.
Raz w roku Arka w uroczystej procesji wynoszona jest na zewnątrz. Ma to miejsce 19 stycznia, podczas święta Timkat, upamiętniającego chrzest Jezusa w rzece Jordan. Szczelnie osłonięta zdobnymi tkaninami Arka obnoszona jest wówczas przez najwyższych kościelnych dostojników, a procesja idzie od katedry Marii Panny z Syjonu (choć ze względu na rozmiary budowli bardziej odpowiednie byłoby słowo „kościółek”) do Basenu Królowej Saby. Część kapłanów z Aksum nieoficjalnie przyznaje, że z powodów bezpieczeństwa procesja i tak niesie kopię.
Jest jednak też Arka, którą zobaczyć może każdy – jej symbole bowiem zawarte są w etiopskich krzyżach. Na samym dole zwykle umieszczony jest ozdobny prostokąt oznaczający Arkę Przymierza (wedle innych teorii jest to grób praojca Adama, z którego jako znak odkupienia wyrasta krzyż). Wieńczące go małe krzyżyki symbolizują apostołów, większe – Trójcę Świętą, a skrzydła u podstawy wyobrażają anioły, które pomogły w budowaniu skalnego Jeruzalem. W etiopskich kościołach można odnaleźć dziesiątki (jeśli nie setki!) różnorodnych krzyży. Wszystko dlatego, że dla uznających wyłącznie boską naturę Chrystusa Etiopczyków krucyfiks nie jest symbolem Męki Pańskiej, ale znakiem konkretnej świątyni. Dlatego też często trudno wyjaśnić ich symbolikę.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.