Strona 2 z 3
– Nigdy nie śpiewałam po to, żeby zostać gwiazdą. Śpiewam, żeby zarabiać. Wiem, że to może niektórych szokować. Trudno. Mój głos to moje narzędzie – realizuję dzięki niemu swoje plany – mówi Ani Choying Drolma.
Tymczasem stare tybetańskie przysłowie mówi: Jeśli potrzebujesz nauczyciela, uczyń z syna mnicha; jeśli potrzebujesz służącej, zrób z córki mniszkę…
Na szczęście, to powiedzenie powoli przestaje być aktualne. W niektórych klasztorach rinpocze sami zachęcają mniszki do nauki. Nadal jednak niektórzy uważają, że kobietom niepotrzebna jest żadna wiedza. Kiedyś, będąc u koleżanki, rozmawiałam z pewnym khenpo (nauczycielem – przyp. red.) o tym, że zamierzam założyć szkołę dla dziewcząt. „O, to wspaniale, być może przyjmę u was posadę, bo łatwo jest nauczać mniszki – nie muszą dużo wiedzieć” – ironizował.
I co mu odpowiedziałaś?
Że z całą pewnością nie dostanie pracy w mojej szkole! Rogata z ciebie dusza, a podobno pokora jest jedną z największych buddyjskich cnót… To wielka cnota, ale nie można być głupio pokornym. Bo praktykowanie ślepej pokory nie pozwala dostrzec własnych możliwości. A każdy człowiek powinien swój potencjał dobrze wykorzystać. Podobnie jest ze współczuciem. Cnotą jest je okazywać, pod warunkiem, że jest to mądre, „praktyczne” współczucie, oparte na działaniu i szacunku do drugiego człowieka, a nie na litości. Nigdy nie byłam ślepo pokorna, nie lubiłam też być obiektem niczyjej litości. Jestem wojowniczką! (śmiech).
Przeciw czemu wojujesz?
Przeciw głupocie, niesprawiedliwości, nietolerancji. Już jako mała dziewczynka buntowałam się, kiedy oczekiwano ode mnie, abym cały czas usługiwała braciom: „Dlaczego oni nie mogą po sobie sprzątać i pomagać, jak ja, w pracach domo- wych?!”. A potem, gdy byłam większa, prowokowałam: „To niesprawiedliwe, że dziewczyny nie mogą ubierać się, jak chcą, odzywać się, kiedy chcą, pracować, gdzie chcą. Nigdy nie zostanę mulicą harującą na swojego męża!”.
reklama
W klasztorze moja „zuchwałość” i ekscentryczność nieraz wyprowadzały z równowagi starsze mniszki. Tak było, gdy słuchałam w swojej celi zachodniej muzyki z radia, które podarował mi jeden z klasztornych gości. Krzywo też na mnie patrzyły, gdy pod okiem pewnego gościa z Zachodu uczyłam się judo, a jeszcze innego – języka angielskiego. Kiedyś odkryłam salsę, ale moje kołysanie biodrami wywołało tak wielkie zgorszenie, że jednak skapitulowałam (śmiech).
Jesteś pierwszą w Nepalu mniszką, która nauczyła się prowadzić samochód. To dopiero była sensacja! W połowie lat 90. nie było u nas kursów prawa jazdy, trzeba było się uczyć jeździć na własną rękę. A ja bardzo chciałam prowadzić samochód. Przez dziesięć dni, kiedy byłam w odwiedzinach u rodziców, znajomy taksówkarz za grosze, które zaoszczędziłam, udzielał mi lekcji. Mniszka za kierownicą! – tego jeszcze nie widziano! Byłam na językach całej dzielnicy, ale się tym nie przejmowałam. Miałam na głowie inny kłopot – parkowanie. W Katmandu nie ma parkingów, jak w Europie. Często musisz się wcisnąć między inny wóz, krowę, stary motocykl, nieraz grzęznąc w błocie, podczas gdy tłum gapiów nie odstępuje cię na sekundę. Ale nic sobie z tej publiki nie robiłam. Teraz, powiem nieskromnie, jest ze mnie świetny kierowca. Tak, nigdy nie byłam typową mniszką! (śmiech)
Nietypowa mniszka oprócz prawa jazdy zrobiła też światową karierę. Ta „kariera” zrobiła się sama przez przypadek (śmiech). W Nagi Gompa nie trzeba było mnie długo prosić, abym zaśpiewała czy zatańczyła, np. podczas obchodów Tybetańskiego Nowego Roku. Kiedyś podczas jednej z klasztornych uroczystości wypatrzył mnie amerykański gitarzysta Steve Tibbetts, który odbywał nauki u mojego mistrza. Steve'owi właśnie zawdzięczam nagranie swojej pierwszej płyty. Kiedy w 1996 roku zmarł mój mistrz, pomyślałam, że już czas, żebym zwróciła innym to, co dało mi życie. Na zawsze należę do Nagi Gompa, ale żeby o tym pamiętać, nie muszę tam mieszkać. Pewnego dnia spakowałam więc rzeczy i ruszyłam z moim amerykańskim przyjacielem na tournée po USA.
W ciągu miesiąca zarobiłam 10 tysięcy dolarów! Dzięki tym pieniądzom mogłam powołać fundację. Nigdy nie śpiewałam po to, żeby zostać gwiazdą. Śpiewam, żeby zarabiać. Wiem, że to może niektórych szokować. Trudno. Mój głos to moje narzędzie – realizuję dzięki niemu swoje plany. Gdyby nie tzw. kariera, nie powołałabym fundacji, nie otworzyłabym Arya Tara School, nie utworzyłabym organizacji „Strengh”, która daje wsparcie kobietom wykorzystywanym seksualnie, nie postawiłabym Ama Ko Ghar – domu dla ludzi starych i porzuconych przez rodziny. Nie zbudowałabym systemu zaopatrzenia w wodę, z którego teraz korzysta szkoła i okoliczna wioska, ani szpitala dializ.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.