Strona 1 z 2
Najbardziej lubi być w swoim zamku nocą. Kiedy nie ma tu nikogo. Ani turystów, ani przygodnych spacerowiczów. Tylko mrok i cień. I echo z tamtych lat, gdy wieszano na dziedzińcu Hansa Czyrnę.
Kierownik muzeum powinien nosić okulary, mieć zakurzone, potargane włosy, a na wątłych ramionach niedopasowaną marynarkę z obowiązkowo wytartymi łokciami. Przygarbiony, pokasłujący, obdarzony talentem do zanudzenia gości szczegółami na temat na przykład średniowiecznego miecza, którego z pewnością nie miałby siły unieść w dłoni.
Tak by się wydawało, ale... Adam Łaciuk jest wysoki, opanowany, i jakoś zbyt niebieskooki jak na naukowca. Potrafi unieść miecz. Ba, potrafi uderzeniem topora zerwać rycerzowi hełm z głowy z taką precyzją, że mu nawet kropli krwi nie uroni. Bo przecież nie jest zwyczajnym muzealnikiem. Jest rycerzem. Wojownikiem. Co zupełnie nie przeszkadza mu w tym, żeby być naukowcem. Archeologiem.
– Tak, jestem archeologiem. I to czynnym – podkreśla – i jestem tu od 1 lipca 1994 roku. Stanisław Firszt, były dyrektor Muzeum Karkonoskiego zaproponował mi tę pracę na... pogrzebie naszej wspólnej przyjaciółki. Zgodziłem się. Przyjechaliśmy z żoną prosto z Niemiec. Zobaczyliśmy zamek. Ona powiedziała: „Natychmiast wracamy”. A ja powiedziałem: „Zostajemy”. Wiedziałem, że ten zamek to prawdziwa przygoda. I tak się zaczęło. Od tamtego lata jest na zamku kasztelanem.
Sisters of Mercy
W tegorocznej ankiecie, przeprowadzonej wśród amerykańskich gimnazjalistów, na pytanie: „z czym ci się kojarzy Polska?”, najwięcej osób odpowiedziało, że z Krakowem. Na drugim miejscu był bolkowski festiwal Castle Party. To jeden z największych w świecie festiwali gotyckiego rocka. Dzięki niemu zamek w Bolkowie jest pełen życia.
reklama
– Castle Party w swojej istocie wcale nie było rewolucją, było raczej powrotem do jednej z podstawowych funkcji, jaką zamek powinien pełnić. Przecież nie był zamknięty na ludzi, co się wokół niego osiedlali, dawał im poczucie bezpieczeństwa, ale dawał też pracę, czyli możliwość zarobienia pieniędzy. Festiwal gotyckiego rocka był kontrowersyjnym przedsięwzięciem, to prawda – przyznaje Adam Łaciuk – ale proszę zapytać dziś mieszkańców, czy chcą następnej edycji. Jest pełna jednomyślność. Każdy uczestnik zostawia tu przynajmniej tysiąc złotych. A my nie budujemy tu miasteczka namiotowego jak Woodstock, my zmuszamy uczestników, żeby zostawili te pieniądze w mieście.
Zamek nie odgrodził festiwalu od miasta żadnym murem, zmusił ludzi do integracji. Każdy z sześciu tysięcy przybyszów musi przecież gdzieś spać i jeść. Najczęściej rezerwują sobie miejsca na przyszły rok w tych samych domach. A kiedy ludzie poznają się osobiście, znikają uprzedzenia.
– Wtedy jednak, gdy padł pomysł przeniesienia festiwalu z Grodźca do Bolkowa, poszła fama, że to będzie zlot satanistów. Były protesty. A dziś? Dziś nikt już nie myśli o protestach. Dziś wszyscy czekają na kolejną edycję.
Adam Łaciuk od początku nie miał żadnych wątpliwości. Sam przecież wychował się na muzyce Sisters of Mercy, a jakoś udało mu się wyrosnąć na porządnego faceta, więc czego się miał obawiać? Makijażu? Czarnych sukien i dziwacznych fryzur?
– Na początku było 1500 widzów, a teraz wyrośliśmy na imprezę takiej rangi, że myślimy nawet, czy nie zaprosić tu Andrew Eldritcha, założyciela Sisters of Mercy – śmieje się Łaciuk – choć jest chimeryczny i trudno mu o jakieś rozsądne planowanie.
Największą porażką było odrzucenie kandydatury Nightwisch. Uznali, że to za słaby zespół. Pół roku później stał się światową megagwiazdą. Teraz pewnie jest już zbyt drogi. Choć warto mierzyć wysoko. W najbliższych planach jest najsławniejszy chyba obecnie gotycki zespół – Lacrimosa.
Wieczni chłopcy Żona Adama twierdzi, że niektórzy chłopcy nigdy nie dorastają. Że jak już raz zaczną bić się na podwórku drewnianymi patykami, to nie potrafią przestać. Z czasem tylko patyki zamieniają na prawdziwe miecze. Coś w tym jest, choć mówienie o rycerstwie jako o walce to ogromne uproszczenie. – Rycerstwo to cała kultura, zadziwiająco zbieżna nawet w tak odległych od siebie kręgach jak zachodnia Europa, Indie czy Japonia – kasztelan nie pozwala zapomnieć o tym, co istotne.
– We wszystkich kulturach świata, w których rycerze ukształtowali się jako osobna warstwa społeczeństwa, wypracowali swoją własną. I na całym świecie, niezależnie od siebie, postawili na pewien określony kanon wartości: honor, wierność, uczciwość, opieka nad słabszymi. I to nie ma nic wspólnego z religią, bo w kulturach niechrześcijańskich ideał rycerza jest przecież podobny do naszego, zachodniego. Na przykład bushido i kodeks rycerski mają wiele wspólnych zasad i reguł. Choćby tę, którą należy się kierować w codziennym życiu: „komu więcej poruczono, od tego i więcej wymagać należy”.
Kasztelan wymaga od siebie sporo. Nic dziwnego. Jego załoga w zamku jest nieliczna. I czy to sezon, czy to po sezonie, nie wolno mu łamać zasad kodeksu pracy, Szczególnie tego o czterdziestogodzinnym tygodniu pracy. A tu trzeba być raczej nie rycerzem, ale magiem, żeby pogodzić szczupłość kadr i wymagania, jakie przed zamkiem stawia rynek turystyczny. Wycieczki chciałyby przecież zwiedzać bolkowskie krużganki od świtu do północy.
Może stąd u mnie ten pociąg do rycerskiego mitu? Z tej potrzeby, żeby oderwać się od technokratycznego społeczeństwa? Od komputerów, telefonów komórkowych, od braku indywidualności, którą w dzieciach zaczyna zabijać już szkoła, a potem kontynuują reklamy, media, korporacje. Każdy po kolei mówi nam, co mamy robić, jak mamy wyglądać, co mamy myśleć i co mamy czuć – rozkłada ręce kasztelan. – A w zamku jest bractwo rycerskie. Uczymy się szanować to, co potrafimy. I to, kim jesteśmy. Bo nie mury czynią budowlę zamkiem, ale… rycerze.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.