Niezatarte szlaki HERstorii

Niezatarte szlaki HERstoriiW „Przewodniczce…” znalazł się również esej napisany przez krakowską przewodniczkę Annę Kiesell. Jego bohaterką jest Kazimiera Bujwidowa, jedna z najsłynniejszych emancypantek, dzięki której w Krakowie powstało pierwsze żeńskie gimnazjum, a kobiety uzyskały prawa do studiów wyższych w Galicji.

– Pewnego dnia uświadomiłam sobie, że mogłam się uczyć, głosować i teraz mogę wykonywać swój zawód dzięki takim kobietom jak Bujwidowa – wyjaśnia Anna. – W Kazimierze uwiodła mnie jej bezkompromisowość i konsekwencja w radykalnych poglądach i działaniach. Krzyczała: „człowiekiem jestem, więc ludzkich praw żądam!” i nic nie mogło jej uciszyć.

Anna dodaje, że dziś prawie nikt nie zastanawia się nad tym, z jaką determinacją Bujwidowa i jeszcze kilka innych odważnych kobiet z Krakowa musiały walczyć o to, by Uniwersytet Jagielloński oficjalnie dopuścił kobiety na Wydział Filozoficzny w 1897 roku, Lekarski – w 1900, a Prawa – w 1918. Anna o tym nie zapomina. Kiedy oprowadza po Krakowie turystów, zawsze przypomina im o Kazimierze.

Dla Agnieszki równie ważna jak spotkanie z Marceliną okazała się rekonstrukcja życia Władysławy Habichtówny, której udało się w Krakowie dokonać rzeczy, jak na czasy, w których żyła, zupełnie niewiarygodnej – w latach 1914 i 1934 wybudowała dwa domy dla samotnych kobiet. Konkretnie dla kobiet takich jak sama Władysława – urzędniczek pocztowych, które pod groźbą utraty pracy nie mogły, podobnie jak inne urzędniczki państwowe, wychodzić za mąż.

– Poruszyło mnie, że dała samotnym, pracującym kobietom to, czego, jak są-dzę, potrzebowały najbardziej. Poczucie posiadania własnego miejsca na Ziemi – mówi Agnieszka.

reklama

Dla Moniki Świerkosz, doktorantki polonistyki z UJ, spotkanie z przedwojenną architektką Dianą Reiter to przede wszystkim przywracanie życia, zredukowanego wyłącznie do śmierci. Tę śmierć zapamiętali ludzie na całym świecie, ci, którzy obejrzeli „Listę Schindlera” Stevena Spielberga. W filmie, na podstawie książki Thomasa Keneally’ego, Diana Reiter, absolwentka studiów w Mediolanie (w rzeczywistości, co zweryfikowała Monika, dyplom uzyskała na Politechnice Lwowskiej), ginie po rozmowie z komendantem obozu Amonem Göthem od kuli esesmana podczas budowy baraków w Płaszowie, którą nadzoruje. Scena ma charakter symboliczny. Diana reprezentuje w niej los całej żydowskiej inteligencji.

– Nie chciałam, żeby również w mojej głowie Diana została zredukowana do ofiary, chciałam „oddać” jej życie – dodaje Monika. – Chciałam pamiętać i jej męczeńską (choć nie heroiczną, jak chcieli Keneally i Spielberg) śmierć, i jej nietuzinkowe życie jako nowoczesnej, ambitnej, nieprzeciętnej kobiety.

Monice udało się również ustalić, że najprawdopodobniej do żadnej rozmowy z Göthem nie doszło. Z relacji naocznego świadka Józefa Baua wynika, że Diana została zakatowana pejczem zwykłego SS-mana, jak pies. Ale przecież – o czym nie chce zapomnieć Monika – Diana to również współautorka jednego z projektów gmachu Biblioteki Jagiellońskiej, a Kraków zawdzięcza jej dwie nowoczesne kamienice. To jedna z trzech czynnych architektek, które budowały międzywojenne, modernistyczne miasto. A wojna zastała ją u szczytu kariery.

– Czego nauczyłam się od Diany? – zastanawia się dziś Monika. – Że upór i pasja sprawiają, iż niemożliwe staje się możliwe. Teoretycznie przecież Diana, jako kobieta, w dodatku Żydówka, miała zerowe szanse na zrobienie kariery zawodowej. A jednak się jej udało.

O Dianie i wymazywaniu jej życia przeczytamy niedługo w II tomie „Przewodniczki…” wydanej przez Fundację Przestrzeń Kobiet, którego częścią są cykliczne warsztaty, ale także spacery śladami dawnych krakowianek. Jak też wieczornica, a potem refleksyjne spotkanie na Rakowicach, które członkinie Fundacji zorganizowały w czerwcu, w 100. rocznicę śmierci Marceliny Kulikowskiej. Po to, by zapalić na grobie Marceliny świeczkę. By jej słowami, słowami bliskich jej osób, a także słowami tych, które wydobyły poetkę i emancypantkę z niepamięci, opowiedzieć o jej poglądach, podróżach, dokonaniach.

– O tym także, że spotkanie z Przodkiniami, które odkryłyśmy dla siebie, daje nam siłę i sprawia, że czujemy się pełnoprawną częścią wielkiej i niezwykłej historii, tworzonej przez kobiety – wyjaśnia Natalia Sarata. Której kiedyś przyśniły się lekarki, Żydówki Dora i Paulina Wasserberg, w białych lekarskich fartuchach. Dwie kobiety z dawnej epoki, których pasją i misją było leczenie ludzi. Być może przyśniły się Natalii, bo chciały przypomnieć, że nadeszła epoka, w której kobiety mają już prawo i obowiązek leczenia historii.


Sonia Jelska
Paweł Rucki, Shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 8/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka