Strona 1 z 3
Szukamy jej całe życie. Szczególnie wtedy, gdy czujemy, że świat to za mało. I że pieniądze, piękny dom, stanowisko nie dadzą nam bliskości, czułości i ciepła. Żeby znaleźć miłość, trzeba się uważnie rozglądać. Bo można odnaleźć ją... w starym przyjacielu. Spotkać na imprezie u dawno niewidzianej koleżanki, na portalu randkowym, w metrze. Bądźmy czujni. Miłość czeka!
No właśnie, gdzie? Skoro życie stało się wieczną pracą, a miłość żąda czasu? Żeby przyszła, musimy się trochę postarać.
Któregoś dnia budzisz się rano (to pewno sobota lub niedziela, bo nie wybierasz się do pracy) w swoim pustym łóżku i myślisz: OK, mam już wszystko. Skończone studia, niezłą pracę, mieszkanie (co z tego, że na kredyt), samochód. Przydałby się jeszcze ktoś, do kogo chce się wracać wieczorami. Ktoś, z kim można zjeść śniadanie, przytulić się w nocy... I tu zaczyna się kłopot. Bo patrzysz na siebie w lustrze i widzisz, że przecież nic ci nie brakuje. A jednak… Rozglądasz się – wokół pustka.
Może to marne pocieszenie, ale nie jesteś jedyna. Taki problem ma coraz więcej ludzi – zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Rośnie liczba singli. Zawieramy coraz mniej małżeństw. Coraz mniej osób żyje w stałych związkach. Samotność staje się problemem społecznym, bo dopóki jesteśmy młodzi, dopóki ciągle biegniemy, bawimy się, pracujemy, można ją oszukać, ale potem... Dlaczego nie potrafimy żyć we dwoje? Czemu omija nas miłość? Czy nie potrafimy kochać tak, jak kochano kiedyś?
Jeśli powiemy, że życie nabrało dziś tempa, jakiego nie miało nigdy, narazimy się na zarzut, że prawimy banały. Ale tak jest. Zawrotna szybkość i nieustanna praca to przeszkody w szukaniu miłości. W pracy spędzamy większą część naszego życia. Wolny czas? Marzenie. Jedyne, na co mamy ochotę po powrocie do domu, to prysznic i łóżko. Jeśli więc nie mieliśmy szczęścia i nie poznaliśmy przyszłego męża/żony na studiach albo w szkole, to potem jest już coraz trudniej.
Kiedyś w tak zwane dorosłe życie wkraczały pary. On i ona, na dobre i złe. Dziś są to osoby samotne. W dodatku nastawione nie na rodzinę, a na własną karierę. A kiedy już wszystko osiągną, przychodzi pytanie – z kim te sukcesy dzielić? Jak poznać przyszłego partnera, skoro nasze życie zredukowane jest niemal wyłącznie do pracy? Gdzie go znaleźć?
reklama
Milosc.com Myślisz: a może przez internet? Słyszałaś o wielu osobach, którym się udało. Podobno znajoma Kaśki znalazła w ten sposób męża, a brat koleżanki z pracy poznał swoją dziewczynę. Może i ty spróbujesz? Trzy miliony Polaków nawiązuje znajomości przez internet. Są tacy, którzy chcą tam znaleźć przyjaciół, ale większość poszukuje partnera. I nie zawsze chodzi o krótki niezobowiązujący romans. Spora grupa zainteresowana jest znajomością, która zakończy się ślubem.
Istniejący siedem lat na polskim rynku portal Sympatia.pl zarejestrował aż 418 milion odsłon, a 1/3 logujących się osób twierdzi, że chciałaby znaleźć partnera na życie. Udało się to wielu parom, które opisują swoje historie na specjalnej stronie portalu. Bo historie z happy endem się zdarzają, ale do wirtualnych znajomości trzeba mieć dystans. Nie liczyć, że już zaraz, pierwszego dnia, znajdzie się ktoś, z kim zwiążemy się do końca życia.
Warto działać ostrożnie, ale nie stwarzać niepotrzebnego dystansu. No i mieć nadzieję. Jeden z największych na świecie – indyjski portal internetowy „Saadi” – doprowadził do zawarcia 750 tysięcy małżeństw! Jeszcze lepszym wynikiem może się poszczycić Match.com. Jego prezes, Tim Sulivan, zażartował, że „Match.com bierze miłość na cztery strony świata”, bo portal ma członków w 246 krajach i na sześciu kontynentach!
Prowadzący portal match.com bardzo dbają o to, by ci, którzy z niego korzystają, byli zadowoleni. Żeby ułatwić dobór partnerski, kilka lat temu poprosili nawet o pomoc w opracowaniu testów znaną amerykańską antropolożkę Helen Fisher. Efekt to książka „Dlaczego on, dlaczego ona” (w Polsce wydana przez wydawnictwo Rebis). Fisher dzieli w niej ludzi na cztery kategorie (budowniczych, negocjatorów, dyrektorów i badaczy) i tłumaczy, jakich cech poszukują u swoich partnerów. Jednocześnie zapewnia, że każda z kombinacji partnerskich może się okazać sukcesem. „Niedobrane pary nie istnieją, każda ma po prostu inne mocne strony i inne słabości”, mówi Fisher. Poszukując drugiej połówki, warto zdawać sobie z tego sprawę.
Łukasz znalazł żonę w sieci. Był chłopakiem z kompleksami. Niski wzrost. Uroda, która nie powala. Nigdy nie miał specjalnego powodzenia. Na portalu Sympatia.pl zalogował się bez przekonania i wielkiej nadziei. Wstawił swoje zdjęcie. Nieupiększone.
Niektóre dziewczyny wybrzydzały, że ma tylko 1,72. Inne bezceremonialnie pytały: „Ile zarabiasz? Poniżej trzech tysięcy netto się nie umawiam”.
– Żadnych pytań o zainteresowania, pasje – mówi Łukasz. – Chęci dowiedzenia się o mnie czegoś więcej.
Pisały głupie gęsi. Puste lale. Albo takie, które miały nadzieję na fundatora. Jedna mu się spodobała. Po miesiącu „rozmów” w sieci zdecydowali się na spotkanie. W ostatniej chwili napisała, że nie przyjdzie, że kogoś poznała. Przez miesiąc nie wchodził na portal. Ale kiedyś wieczór był wyjątkowo nudny. Zalogował się. Odebrał dziesiątki „buziek”. Jedna wystawiała język. Żartobliwe pytanie: „Możemy pogadać jak drukarz z drukarką?”. Wiedziała, czym się zajmuje, bo napisał, że ma małą firmę poligraficzną. Gadali i gadali. Dwa tygodnie później się umówili.
Łukasz wspomina tamtą chwilę: – Chyba jej się spodobałem. Musiałem! Skoro od dwóch lat jest moją żoną? – uśmiecha się. – Mamy 10-miesięczne bliźniaki. Kiedyś im opowiem, jak poznałem mamę. Ale czy wtedy jeszcze będą portale randkowe?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.