Strona 1 z 3
Jeszcze niedawno kobieta w tym wieku stawała się niewidoczna dla mężczyzn. Przechodziła na seksualną emeryturę i przygotowywała się do roli babci. Dziś często po raz pierwszy rodzi dziecko, nie wstydzi się mówić o swoich potrzebach seksualnych, szukać nowej miłości. Jest wciąż piękna i młoda...
Na wakacjach więcej wolno. Łatwiej się zapomnieć. Przepustka do namiętności: słońce, fale i piasek. Stóg siana. Łąka taka, że jak się na niej położyć, to człowieka nie widać. Można robić wszystko. Można oszaleć. Zwłaszcza jak się skończyło czterdziestkę.
Koguar to puma, wielki kot. Nie, to kocica. Atrakcyjna, drapieżna, wyzwolona. Bez ceregieli zaspokaja swój apetyt seksualny, polując na dużo młodszych mężczyzn. Bo „koguar” ma 40, 50 lat, ale chce żyć i bawić się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy miała 20 lat. To coraz powszechniejsze w Ameryce zjawisko do Europy zbliża się błyskawicznie. Kobiety w średnim wieku zdecydowanie i bez skrępowania sięgają po coś, co do tej pory było wyłącznie przywilejem mężczyzn.
Nie tylko nie kryją się z młodszymi kochankami, ale wręcz kłują nimi w oczy. Traktują jak trofeum. Ten nowy seksualny trend jedne zachwyca, drugie oburza. Pierwsze się cieszą, że kobieta nareszcie została prawdziwie wyzwolona. Drugie twierdzą, że to poniżające, ohydne i nieprawdziwe. Cokolwiek by mówić, samotne, wyrafinowane i pociągające kobiety nie boją się już manifestować swojej seksualności, „używając” do tego celu młodego ciała. Bez zobowiązań i zaangażowania.
reklama
Seksuolodzy przyklaskują. W końcu wiadomo, że mężczyzna szczyt swoich możliwości seksualnych osiąga koło 20. Kobieta 20 lat później. Jeśli więc młody chłopak spotka się w łóżku ze starszą partnerką, a ona pokaże mu kilka sztuczek, istnieje szansa, że świetnie się będą razem bawić. Ci, dla których „koguaryzm” to dowód na ekspansję kobiet w świat dotąd zarezerwowany dla mężczyzn (przecież nikt się nie dziwi, kiedy on ma dużo młodszą partnerkę), mówią, że to krok do przodu, totalna emancypacja. Przeciwnicy twierdzą, że to wulgarne. Nawet samo słowo „koguar” obraża, bo sugeruje drapieżność, chęć zawłaszczania.
Emocje podgrzewa to, co można obejrzeć w telewizji. A amerykański serial „Coguar town”, czyli „Miasto kocic” sugeruje, że pumy po liftingach polują nie tylko, kiedy zapadnie zmrok. Gotowe są od rana. Niech no tylko przed domem pojawi się młody gazeciarz, a w głowie natychmiast zapala się erotyczna lampka: „Chciałabym lizać jego ciało...” A życie? Tam aż roi się od koguarów. Rząd Irlandii zachwiał się, bo 50-letnia żona premiera romansowała z 19-latkiem. Madonna ma „świeże ciało” Jesusa młodszego o 28 lat! Mąż Mariah Carey jest od niej młodszy o 11. Demi Moore, starsza od Achtona Kutchera o 15 lat, wyłamuje się nieco z tego schematu, bo tworzy z nim długoletni i podobno udany związek. Ale to w końcu ona przecierała szlaki. Za nią poszły inne. I pójdą kolejne. Trend się rozwija.
U nas odważnych i namiętnych czterdziestolatek też nie brakuje. Ich historie odnajdziemy bez trudu w plotkarskich pismach, w telewizji! A zwyczajne kobiety? One też się budzą koło 40. Tak chce biologiczny zegar. Przeżywają powrót fali namiętności. Nową miłość, zauroczenia, dzięki którym znów stają się młodymi kobietami. Bo dziś czterdziestka jest jeszcze bardzo młoda.
Urlop od rozumu Grażyna. Blondynka, zielone oczy, lat 43. Rozmiar 46, mnóstwo wdzięku. Nawet jak tacha siaty na szóste piętro, bo u niej w bloku winda ciągle zepsuta. Nosi sama, bo Robert, były mąż, ma teraz segment. Ale co tam, mogłaby nosić, gdyby tylko ktoś ją wieczorem przytulił, zachwycił się nią. Obydwie córki mówią: – Mamo, świetnie ci w niebieskim. Albo: – Szminka super, do twojej karnacji. Ale Grażyna, kiedy już odwali domową robotę, przed snem, gdy zamknie oczy, wyobraża sobie męskie dłonie na swoim ciele. Mocne, opalone. Delikatnie masują jej łydki, potem kolana, uda...
– Ach, Boże – wzdycha, kiedy nalewa mi herbatę – czasem to mnie ogarnia taki strach przed samotnością, że gotowa jestem związać się nawet z cieciem z mojego przedszkola. Tylko że cieć nic o tym nie wie – śmieje się. – Nawet on nie patrzy na mnie jak na kobietę, tylko jak na panią Grażynkę od Krasnali.
A Grażyna marzy o czułości, pożądaniu. Kiedyś dostawała to od Roberta. I choć się nie mogli dogadać w sprawie stołu, samochodu i pieniędzy, w łóżku było im świetnie. Grażyna wzrusza ramionami. Skruszona mówi, że feministki pewnie by ją zabiły, ale co ona ma zrobić, kiedy jej życie bez żaru i namiętności jest puste, jałowe. Przeżyła kilka epizodów.
Od dwóch lat nikt z niej nie zdjął satynowej koszulki, którą kiedyś ukradkiem kupiła. Wstydziła się tego sama przed sobą. Stać cię na to? Luksusowa bielizna za 120 złotych? Lepiej córkom truskawek kup (był koniec mają, truskawki drogie jak diabli) albo nowe Conversy, rugała się w myślach. Zamknęła oczy, kupiła. Upchnęła na dnie szafy. Marzyła, jak to będzie, gdy znów w jej życiu zjawi się mężczyzna. Chłodny jedwab dotknie ramion, brzucha. Tylko czy go za bardzo nie opnie, na litość boską, ostatnio znów przytyła!
– Powiem ci: wyposzczona, blada, zmęczona wiązaniem końca z końcem, z radością wsiadłam do samolotu – znów mi dolewa herbaty – ale to zasługa Baśki. Znalazła tanią ofertę i do tego na trzy raty. Dałam radę. Lipcowy Tunis przywitał upałem. Gwar, muzyka, zapachy. Baśka jej mówiła, że będzie miała wzięcie.
– Nie wierzyłam, przysięgam – Grażyna robi taki ruch, jakby pokazywała swoje ciało, twarz. – Schowałam się w jakiejś skorupie, całkiem straciłam wiarę w swoją kobiecość. Chciałam się tylko opalać, pływać, gapić w morze. I żeby nikt na mnie nie patrzył. To akurat w Sousse nie było możliwe. Luksusowy hotel, cztery baseny. Pierwszego dnia Grażyna owinęła się szczelnie pareo. Siedziała skulona na leżaku, ale Baśka wypchnęła ją do wody, mówiąc: – Zgłupiałaś? Przyjechałaś się tu zakrywać?
– No i wskoczyłam. Dwa razy przepłynęłam długość basenu. Wyszłam lekka jak Afrodyta, ty wiesz? – uśmiecha się do tamtej Grażyny, opalonej, bez kompleksów. Bo o ile jej brzuch w Polsce był czymś, co przesłania widok na miłość, tam okazał się bez znaczenia. – Jak ci faceci się prężyli, grając przed nami w piłkę na plaży! Wystarczyło, że spojrzałam, a oni już gotowi zagadać, w oczy zaglądali, w dekolt. W Polsce tego nigdy nie czułam. Jaki przedmiot? No co ty! To był ich autentyczny zachwyt mną, moją kobiecością, jasną skórą, blond włosami. Szłam ulicą, cmokali, oglądali się. Czułam się jak Malena. Która by nie chciała być przez chwilę Moniką Bellucci? Czwartego dnia Grażyna, opalona, w białej sukience, sączyła drinka. On był barmanem. Nienachalny, nie tak, jak inni, milczał. Nachylił się do niej. Szepnął: bella.
– Nie mogłam uwierzyć, że to do mnie, ta bella. Myślałam, że jestem stara i gruba – Grażyna wzdycha na wspomnienie. – A niech tam, dam sobie wolne od rozumu. On miał wolny wieczór. Na plaży wiał wiatr od morza, sukienka fruwała. Jego dotyk mnie palił, a zamrożone ciało tajało. Miał pokój w hotelu, przemknęliśmy się. W holu stali jego koledzy: basenowy, sprzątacz i chłopak od parzenia kawy. Uśmiechali się dwuznacznie. Przez moment zdrętwiałam. Ja? W takiej sytuacji? To porażka! Marzyłam o mądrym facecie z pozycją, prestiżem, a teraz taki ochłap?
– Nie żałuję – mówi twardo – i niech tam sobie myśli, co kto chce. Seks był porywający, czułam się królową nocy. Tak, mówił, że mnie kocha. Zaplanował już dla nas całe życie. Kończył studia, informatykę. Chciał, żebym się przeprowadziła do Tunisu i urodziła mu choć dwoje dzieci. Przez parę sekund nawet o tym poważnie myślałam – śmieje się. – Na szczęście rozum w porę mi wrócił. Mało to się naczytałam o Polkach, które na wakacjach poznały Arabów, a potem przeklinały ten dzień? Choćby znajoma Baśki.
Prawniczka, mądra kobieta, a poszła za facetem, który hodował wielbłądy. Zdesperowana była, czterdziestka tuż, a ona na nikogo nie trafiła. Urodziła mu dwoje dzieci. On prostak, ona czytała Kanta. I teraz likwiduje w Polsce swój interes, żeby zamieszkać tam. Wierzy, że im się uda. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakie czekają ją upokorzenia. Grażyna nie ma złudzeń: przyszłości z takim facetem nie ma. Wakacje mogą zamroczyć, ale trzeba wrócić do życia. Tylko kiedy znów zamknie oczy, to czuje zapach tamtego morza, jego koszuli i ust.
– Przekonałam się, że wciąż jestem kobietą – kwituje – i dostałam w prezencie lekcję namiętności. Dobre i to. Taką lekcję można dostać, zupełnie się jej nie spodziewając. Na przykład pod Szczytnem, w stogu siana.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.