Znaki zwiastujące szczęście lub tragedie towarzyszą nam od zawsze. Czasem rozpoznajemy je od razu, czasem odczytujemy dopiero po jakimś czasie.
Po pomarańczowej rewolucji wracałam z sylwestra w Kijowie. Przed przejściem granicznym rozmawiałam z przyjaciółką o tym, że trudno mi będzie zdjąć pomarańczową wstążkę, którą nosiłam od tygodni. Gdy minęłyśmy ukraińską kontrolę i szłyśmy przez pas ziemi między posterunkami granicznymi, wstążka sama odpięła się od płaszcza. Nie miałam wątpliwości, że jest to znak.
Znak, omen – czyli zdarzenie, które ma głębszy sens, jest rodzajem komunikatu pochodzącego od świata lub siły wyższej. We wszystkich czasach i wszystkich kulturach ludzie wierzyli i wierzą, że pewne wydarzenia nie są przypadkowe. Ta wiara wzrasta, gdy dzieją się sprawy ważne dla danej osoby lub społeczności. Mogliśmy to obserwować, gdy pod Smoleńskiem rozbił się samolot prezydencki. Miejsce i czas – 70. rocznica zbrodni katyńskiej – natychmiast uznano za nieprzypadkowe.
Podobno spadający samolot zakreślił na niebie krzyż – zdjęcia tego krzyża parę dni po katastrofie pojawiły się w internecie. A na pewnym białoruskim forum przeczytałam, że nad głowami milczącego tłumu stojącego z kwiatami i zniczami przed polską ambasadą przeleciał z krzykiem klucz dzikich gęsi. To też odczytano jako znak.
Znaki towarzyszą ważnym wydarzeniom, wyznaczają szczególnie święte miejsca. Są znaki, których interpretacja jest w wielu kulturach taka sama – jak w przypadku gwiazdy zapowiadającej narodziny kogoś wyjątkowego (Jezus, Budda, Juliusz Cezar). Niektóre można odczytać w jeden tylko sposób – jak miecz, który jako jedyny zdołał wyjąć ze skały Artur, przyszły król.
~ana57