Natalia z Zielonego Pagórka

Natalia z Zielonego PagórkaMniej więcej w tym samym czasie dziewczynka z pewnym zdumieniem odkryła, że ludzie nie zawsze odwzajemniają przyjaźń i oddanie, jakim człowieka obdarzają te szlachetne i mądre zwierzęta. Nigdy nie zapomni w stadninie widoku dość sędziwej, ciężarnej klaczy, którą regularnie ujeżdżano, choć ledwo już żyła. Mniej więcej w tym właśnie czasie w głowie Natalii pojawiła się Tośka.

Nieco wycofana, zamknięta w sobie dżokejka, która staje w obronie maltretowanych koni i ratuje je od śmierci. Przeciwstawia się tym samym nie tylko okrucieństwu, ale też obojętności wielu dorosłych ludzi. To właśnie Tośka okazuje się dorosła, a nie jej otoczenie. I to właśnie opowiadanie Natalii, zatytułowane krótko „Apollo”, zdecydowało się w ubiegłym roku opublikować Wydawnictwo Krakowskie.

– Ale najpierw nikt nie chciał mi uwierzyć, że je sama napisałam – uśmiecha się czternastoletnia dziś pisarka.
I trudno się dziwić, bo opowieść o dziewczynce i jej miłości do koni, ale także o trudnych relacjach Tośki z mamą i rówieśnikami i o jej pierwszej miłości, porusza swoją dojrzałością, wręcz dorosłością. I świetnym językiem – wydawca przed publikacją w opowiadaniu Natalii poprawił zaledwie kilka literówek.

Dorosłe wydają się wiersze Natalii, wiersze często smutne, poważne, zwłaszcza te o samotności:
„Westchnieniem witam kolejny dzień, i tak jak wczoraj parzę herbatę, siadam w oknie, tak jak wczoraj – samotnie”.
– Zawsze byłam zbyt dojrzała na swój wiek – przyznaje z rozbrajającą szczerością Natalia.
Powód? Jest ich kilka. Gdy Włodarczykowie zjawili się w Szczyrzycu, rodzina czuła, że od tych, którzy mieszkają w malowniczej miejscowości od dawna, oddziela ich niewidzialna granica.
– Na początku z pewnością traktowani byliśmy z rezerwą – zapewnia Lidia. – Zapewne nieraz mieszkańcy Szczyrzyca kiwali na nasz widok głowami, zadając sobie pytanie, czy poważni ludzie bawią się w Indian?

reklama

Natalia z Zielonego PagórkaByć może nietuzinkowy styl życia rodziny miał wpływ na to, że Natalii przez jakiś czas trudno było nawiązać wspólny język z rówieśnikami. Jej największymi przyjaciółmi stały się książki. Pochłaniała je, podobnie zresztą jak od lat pochłania książki jej mama. Zatem pasję do słowa Natalia miała w genach. Po tacie przejęła zamiłowanie do fotografii – w przyszłości chciałaby być nie tylko pisarką, ale i reżyserem – oraz nieco buntowniczy charakter.

W związku z czym, choć podobnie jak Ania z Avonlea w szkole jest prymuską, nieraz naraziła się dorosłym, wytykając im niekonsekwencję i jawną niesprawiedliwość. Zdarzało jej się w opowiadaniach poddawać krytyce nawet siły wyższe. W jednym z opowiadań dziewczynki Bóg jawi się jako dość lekkomyślny programista, znudzony i zmęczony ludzkością.
Natalia napisała tę historyjkę podczas jednego z rodzinnych spędów w Szczyrzycu, na których pojawia się cały ród Włodarczyków z poetką babcią Ireną na czele.

Nieraz zdarzyło się rodzinie usiąść za stołem w strojach wróżek i czarodziejów jak z Harry’ego Pottera (którego pierwszą część, notabene, Natalia od deski do deski przeczytała już w pierwszej klasie szkoły podstawowej). Nieraz zdarzyło się Włodarczykom przenieść się z indiańską pieśnią na ustach do sąsiadującej z domem stodoły. Zamienianej właśnie przez Macieja w wielką scenę i miejsce warsztatów, na którym muzyk uczy przybyszów grać na najstarszych i najdziwniejszych instrumentach świata.

Rodzinne, ale też przyjacielskie przyjęcia w Szczyrzycu kończą się w stodole w najróżniejszy sposób, na przykład wystawieniem przez babcię Irenę i jej przyjaciółki sztuki, opartej na tekstach XIX-wiecznych ulicznych bajarzy (traktujących o najstraszliwszych mordach z epoki), albo koncertem Macieja przy użyciu afrykańskich bębnów i tybetańskich fletów.
– Nie jesteśmy normalną polską rodziną – śmieje się Natalia.

Co, zważywszy na buntowniczy charakter nastolatki, nie zawsze jest jej w smak. Czasem z przymrużeniem oka pyta rodziców, dlaczego musi być córką Indian, a nie jak jej koleżanki, nauczycieli czy urzędników? A potem sama się łapie na tym, że na zielonym wzgórzu, w swoim pokoju na poddaszu czuje się najszczęśliwsza w świecie. Bo samotność, która przez wiele lat była jej udziałem (dziś ma już wiele przyjaciółek w całej Polsce, zazwyczaj jednak o kilka lat starszych od siebie), dla Natalii okazała się darem.

– Samotność, o ile nie jest, oczywiście, alienacją, daje nam szansę wsłuchania się w siebie – zapewnia Natalia. Tymczasem dziś coraz więcej ludzi chce wsłuchiwać się w to, co najmłodsza w Polsce pisarka, poetka i… uczennica I klasy gimnazjum ma do powiedzenia. Jej wiersze nagrodzono już w wielu poetyckich konkursach, jej opowiadania znają internauci z całej Polski.

– Myślę, że Natalia pokazała nie tylko swoim rówieśnikom, ale także dorosłym, iż nie ma rzeczy niemożliwych – uważa Lidia. Pokazała, że dzieci mają więcej do powiedzenia, niż się to dorosłym wydaje. Że samotność, która wielu dorosłym wydaje się przekleństwem, można przekuć na cenną wartość. I że dorośli powinni od dzieci uczyć się empatii, z jaką potrafią one spojrzeć na zło, choćby na cierpienie zwierząt. Że wreszcie pisarką i to już sławną może stać się nawet dziewczynka z zielonego pagórka w Beskidzie.


Sonia Jelska
Fot. Paweł Rucki
„Indiańska” rodzina w komplecie: mama Lidia, tata Maciej, brat Joszko oraz Natalia – najmłodsza polska pisarka.

Źródło: Wróżka nr 6/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka