Strona 1 z 2
Tylko w samotności dowiesz się, kim jesteś. To jedyna okazja, by przyjrzeć się sobie bliżej, poznać siebie i... pokochać. Wtedy nie będziesz gorączkowo szukać miłości w świecie. To ona cię znajdzie!
Karolina wcale nie chciała być sama, a nagle musiała się z samotnością zmierzyć.
Nieoczekiwanie plany ułożenia sobie życia z Piotrem legły w gruzach, bo po pięcioletnim narzeczeństwie chłopak wciąż nie chciał zrobić kolejnego kroku. Decyzję o ślubie odkładał w nieskończoność. W końcu Karolina powiedziała jasno, że nie będzie dłużej czekać i jeśli nie ma wobec niej naprawdę poważnych planów, niech powie uczciwie i nie zabiera jej czasu. Przyznał, że nie jest gotowy na małżeństwo.
Dziewczynie usunął się grunt pod nogami, przepadły wszystkie plany i marzenia. Poczuła się, jakby ją ktoś okradł z życia. Nagła samotność to było dla niej najgorsze, co mogło ją spotkać. Płakała przez wiele tygodni, wydzwaniała po koleżankach, zadręczała je opowieściami o swoim niedoszłym małżeństwie, straconych latach i rozczarowaniu najbliższą osobą. Gdy dostrzegła, że przyjaciółki coraz częściej zamiast współczucia okazują jej zniecierpliwienie i nie mają ochoty po raz setny słuchać opowieści o niespełnionych marzeniach, poszła do księgarni po jakiś poradnik – w ręce wpadła jej książka polskiego psychologa Wojciecha Kruczyńskiego „Wirus samotności”.
Stamtąd dowiedziała się, że samotność może być dobra: „Znajomość dobrej samotności jest konieczna do stworzenia bliskiego związku. Dobra samotność oznacza, że lubisz samego siebie, że przebywanie ze sobą sam na sam sprawia Ci przyjemność. Jeśli lubisz samego siebie, z pewnością znajdzie się ktoś, kto będzie chciał uczestniczyć w Twojej dobrej samotności. Ludzie zadowoleni ze swego życia przyciągają innych, jak kwiaty przyciągają pszczoły. Nie lubimy ludzi rozczarowanych sobą”.
reklama
Anna, gdy jej córka wyjechała na studia do innego miasta, nie mogła sobie znaleźć miejsca w domu.Od 10 lat owdowiała, całą uwagę i wolny czas poświęcała Grażynce, chcąc wynagrodzić córce życie bez ojca i rodzeństwa. Już zatarły granice, czy są dla siebie córką i matką, czy najlepszymi przyjaciółkami. Córka też z początku źle znosiła rozłąkę, dzwoniła codziennie do Anny, przyjeżdżała na weekendy, ale potem zaczęły się sesje, egzaminy i Anna miała coraz więcej pustych wieczorów. Sama siebie zaskoczyła, gdy znalazła się w ramionach młodszego od niej o 17 lat kolegi z pracy.
Wiedziała, że to nie potrwa długo, że zachowuje się jak typowa „rycząca czterdziestka”, ale tak bardzo potrzebowała bliskości, czyjejś uwagi i seksu… Przemierzyli z Rafałem jej samochodem pół Europy, spali w namiocie na plaży, puszczali latawce na łące, a gdy po powrocie ze wspólnych wakacji Rafał zaczął jej unikać, szukać wymówek, by się nie spotkać, zrozumiała, że romans skończony. By nie zwariować, zrobiła remont w mieszkaniu – wtedy odnalazła odstawione na pawlacz ukochane płyty analogowe, zamknięte w papierowych teczkach swoje wiersze, wycinki prasowe literackiego debiutu, dyplomy za udział w konkursach – przypomniała sobie, kim była, kim wciąż jest. Odnalazła swój świat i zaczęła go odkrywać na nowo. Czytała, pisała, zapisała się na forum literackie, stworzyła własną stronę ze swoimi wierszami – przebywanie z samą sobą zaczęło sprawiać jej przyjemność.
Czy tylko z kimś możesz istnieć? Mamy problem ze swoją odrębnością – uważa psycholog i psychoterapeuta Paweł Droździak. – O tym, że nie jesteśmy „częścią” swojej matki, dowiadujemy się jako dwu-, trzyletnie dziecko, nie wszyscy jednak ten etap w rozwoju przechodzimy bez konfliktu wewnętrznego. Niektórzy ludzie, niestety, do końca życia nie nauczą się żyć jako odrębne jednostki. I będą przechodzić od relacji do relacji – na przykład „odklejamy się” od matki, gdy znajdziemy partnera. A później rozstajemy się z jednym partnerem tylko wtedy, gdy znajdziemy następnego. Byle tylko nawet przez chwilę nie być samemu.
Zawsze tkwimy w jakimś związku. W jakiejś symbiozie – jeśli nie z partnerem, to z rodzicem, z dzieckiem – nawet dorosłym. Ta organiczna potrzeba bycia wypełnionym przez kogoś wynika z poczucia pustki, z poczucia bycia niekompletnym. Szukamy swojej drugiej połówki, jakbyśmy sami nie byli wystarczająco pełni. Dla kogoś przekonanego, że tylko poprzez związek z kimś jest... kimś, samotność to najgorsza rzecza, jaka się może wydarzyć. To pustka bez dna, osamotnienie bez granic – trzeba jak najszybciej ją kimś wypełnić.
Dominika, porzucona przez Damiana, zadręczała go esemesami, mailami, wydzwaniała do niego, zapewniając, że jest miłością jej życia. Wcale tak nie było – myśl, że będzie sama, tak ją przerażała, że zrobiłaby wszystko, łącznie z błaganiem na kolanach, by Damian na powrót tę pustkę wypełnił. Bez niego czuła się nic niewarta, niepełna, wybrakowana. Gdy nie udało jej się nakłonić Damiana do powrotu, zapisała się na portal randkowy i co kilka dni umawiała się z kimś nowym. Na ogół kończyło się na jednym spotkaniu, bo odstraszała potencjalnych wybranków widoczną dla nich desperacją. Pustkę po Damianie usiłowała zapełnić kimkolwiek. Tak się jednak nie da.
Popłacz, zrozum, idź dalej Po rozwodzie czy traumatycznym rozstaniu rozpaczliwie szukamy bliskości, podczas gdy terapeuci i psychologowie radzą, by pobyć rok, może nawet dwa lata samemu. Wpadając od razu z jednych ramion w kolejne, nie przeżywszy straty, jesteśmy jeszcze bardziej narażeni na kolejne zranienia. To dość powszechne zjawisko, że chcemy zastosować metodę klin klinem i leczymy rozstanie drugą osobą. Łatwo w to wejść, bo ratujemy w ten sposób poczucie własnej wartości: „ktoś mnie jednak chce”, „ja jestem ok”. Ale trzeba uważać, bo wszystko, czego nie udało się rozwiązać w poprzednim związku, przeniesie się na kolejny. I nasz partner zbierze wszystkie cięgi za poprzedniego.
Dobrze więc pobyć samemu, zanim znów postanowimy być z kimś. Po co?
• By się dowiedzieć, „kim jestem”. Bez drugiej osoby, sama ze sobą.
• By pogodzić się ze stratą.
• By popłakać, nie zwracając uwagi na wszystkich, którzy mówią, że mamy być silni i wziąć się w garść. Nieprzeżyty ból rozstania wróci, nawet po 15 czy 20 latach. W kolejnym związku czy małżeństwie. Z innym partnerem.
Miej odwagę odnaleźć siebie – Przebywanie samej ze sobą z początku bardzo mnie bolało. Wpadłam w depresję, nic mi się nie chciało, uznałam, że skoro nie ziszczą się moje plany, moje życie nie ma sensu – opowiada Karolina. – Ale dziś wiem, że ta samotność była dla mnie dobra, bo uświadomiła mi nie tylko moje braki, ale i możliwości. Kazała mi się zastanowić, czy rzeczywiście jedyne marzenia związane były z Piotrem. A gdzie były moje własne? W samotności je odnalazłam, wróciłam do pasji sprzed Piotra – dziś dokształcam się: poszłam na studia podyplomowe, fotografuję, chodzę na jogę. Czuję się pełna, kompletna. I dopiero teraz wiem, że mam coś do zaoferowania i mogę to komuś dać.
Nie potrzebujemy nikogo, by być pełnym. Jesteśmy całością. Kiedy to zrozumiemy, jesteśmy schodek wyżej. Możemy sobie powiedzieć: „jestem w stanie sama funkcjonować”, a to daje ogromną wolność, bo już nie trzeba zabiegać o każdego faceta, który okaże nam zainteresowanie. Ale do tego potrzebna jest wiedza płynąca z doświadczenia dobrej samotności.
Dobra samotność daje nam samoświadomość, pozwala dostrzec, co się ma i za co można być wdzięcznym. Dziękując za drobne nawet, ale dobre rzeczy, doświadczamy, że wiele mamy. Nie patrzymy już na świat i innych ludzi jak na tych, którzy mają wypełnić nam pustkę, czujemy raczej, że to my mamy wiele do dania. Tak wiele, że aż możemy się tym podzielić. Bo zbudowaliśmy prawdziwą bliskość, prawdziwą relację z najważniejszą dla nas osobą – z sobą!
Tomasz Sobierajski, socjolog mówi:
– Moje wszelkie rozważania na temat samotności mógłbym zacząć od bardzo mądrych słów Remarque’a, który powiedział kiedyś, że „samotność nie ma nic wspólnego z brakiem towarzystwa”. Do samotności, a raczej do tego, żeby pobyć samemu, trzeba dorosnąć.
Umiejętność bycia samemu jest wyznacznikiem dojrzałości. Jeśli boisz się samotności, jeśli przeraża cię pusty dom, cisza, spędzenie czasu sam na sam ze sobą – to znaczy, że nie jesteś dojrzały. Kiedy tak odbierasz samotność, to każdy związek z innymi ludźmi, w który wejdziesz, nie będzie dojrzałą relacją, będzie egotycznym zagłuszaniem twojej samotności. Być samemu nie jest łatwo, jak pisał Carroll, samotność nie bierze jeńców – albo zabija, albo puszcza wolno. Jeśli jej nie oswoimy, to nas kiedyś zabije, a jeśli nauczymy się z nią żyć i z niej korzystać, to będziemy mieli w sobie wolność, jakiej nie da nam nikt.
Renata Mazurowska
~rey artur
pustka-to tylko wyobrazenie,zawsze mamy najlepsze towarzystwo nas samych
bol po kims-pamietaj zawsze o tym co cie dobrego spotkalo w tym czasie -bo kazda milosc buduje nastepna milosc a w szczegolnosci w nas samych
swiat sie kreci i nigdy o tym nie zapominajmy, kazda wymyslona przez nas tak zwana stabilizacja jest tylko zludzeniem a taki zycie prowadzi do nikad, bowiem w zmianach jest tresc zycia zapisana wielkimi literami